Pod koniec maja ukazał się kolejny studyjny album zespołu Cree pt. „Diabli nadali”. Zespół dosyć długo kazał czekać swoim fanom na to nowe wydawnictwo. Jego ostatni studyjny krążek pt „Tacy sami” ujrzał sklepowe półki w 2007 roku. Wydawcą recenzowanej płyty jest wytwórnia Universal Music.
Okładka nowego albumu nawiązuje do nazwy zespołu, która pochodzi ze spisu indiańskich plemion, przedstawia plastikowe figurki Indian i jest jakby kontynuacją tematyczną okładki poprzedniego albumu.
Na płycie „Diabli nadali” znalazło się 11 utworów, trwających nieco ponad 45 minut. Opierają się one stylistycznie na połączeniu rock and rolla, country i bluesa. Są to również kompozycje mocno zakorzenione w tradycji, znajdujemy w nich też wiele nowych elementów idealnie dopasowanych do wypracowanego od samego początku stylu gry zespołu Cree.
Rozpoczynająca omawiany album kompozycja „Diabeł w butelce” rozpoczyna się warkotem motocykla, a wybrzmiewające później rockowe gitarowe riffy przypominają utwory amerykańskiej grupy hardrockowej ZZ Top. Brzmienie rytmiczne doskonale oddaje charakter tego nagrania, tętniącego dużą dawką energii. To niezły początek płyty. Pozostajemy nadal po wrażeniem mocnego rockowego oblicza zespołu Sebastiana Riedla. Na pierwszy plan nadal wysuwa się brzmienie gitar i solowe zagrywki lidera i wokalisty zespołu potrafiącego zachwycić swoją grą i obdzielającego swoim temperamentem grę całego zespołu, co wszystko daje rock and rollowego czadu. Doskonale wykorzystane są instrumenty klawiszowe w utworach „Cały nasz świat” i „Południe i ty”. W kawałku „Uśmiech losu” zespół zwalnia trochę tempo. To też przebojowy utwór, z ładnym brzmieniem gitar i niezłym wokalem. Potrafi zwrócić uwagę słuchacza innym wymiarem twórczości zespołu. To łagodny, melodyjny i wpadający od razu w ucho kawałek, do którego chętnie się wraca podczas słuchania tej płyty. Tytułowy utwór klimatem zbliżony jest do utworów kapel wywodzących się z Ameryki Południowej, grających bardzo rytmicznego blues-rocka. Organy Hammonda i brzmienie perkusji tworzą wspaniały klimat, ocierający się o znakomite tradycje muzyczne, które zapoczątkowały takie zespoły, jak Lynyrd Skynyrd czy The Allman Brothers Band.
Nie zabrakło też na tym krążku ballady („Po spowiedzi”), która została nagrana z towarzyszeniem skrzypiec, gitary akustycznej i chórku. Zespół postanowił wykorzystać w niej swoje doświadczenie z koncertu z orkiestrą kameralną (wystąpił z nią na 15 - lecie zespołu). Wokalny duet Sebastiana Riedla i Piotra Kupichy, który gra tutaj na gitarze akustycznej to zderzenie dwóch muzycznych światów, lecz przyjaźń łącząca tych muzyków zaowocowała poruszającym wykonaniem tego nagrania. Kompozycja „Highway 66” to kolejna zmiana tempa. Ciężkie rockowe granie w takim wykonaniu może poruszyć nie tylko fanów zespołu, ale również miłośników klasyki tego gatunku. Uderzające podobieństwo do sabbathowych riffów przeszywa słuchacza i każe jeszcze raz się w nich zagłębić. Grupie należą się duże słowa uznania za tę kompozycję. Jestem ciekaw jej koncertowego wykonania, bo jej wydłużona wersja instrumentalna może powalić na kolana niejednego uczestnika występu tego zespołu.
Płyta nadal kręci się w moim odtwarzaczu, a z głośników dochodzi do moich uszu brzmienie harmonijki ustnej, na której gra (i to jak!) Michał „Cielak” Kielak. Wspólne jamowanie sprawia wielką radość muzykom. To taka instrumentalna zabawa bardzo miła dla ucha. Dziewiąty utwór jest hołdem dla rock and rolla. Słyszymy w nim słowa wyśpiewane z energią: „…Rock and roll to jest to! Rock and roll, kocham go!. Przedostatnie nagranie z wydawnictwa „Diabli Nadali”, zatytułowane „Księżyc, ja i ty” to piosenka, której najlepiej słuchać późną nocą. Rozpoczyna się ona pięknym brzmieniem akustycznej gitary w wykonaniu Bartka Miarki, Sebastian gra na slide guitarze i gitarze elektrycznej, a w tle słychać klawisze. Nastrojowy wokal Sebastiana potrafi oddać prawdziwy urok tego utworu. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Podczas tego nagrania, na saksofonie gra Darek Rybka. Trudno oderwać się od tych magicznych, nocnych westchnień tak wspaniale je ilustrujących i kojących instrumentów. Parafrazując tekst tego utworu: „…Nie, nie mogę spać, kiedy taka muzyka gra…” (spojrzałem na zegar, była 01:35 w nocy).
Niepostrzeżenie przechodzimy do ostatniego utworu z albumu. Jak powiedział Sebastian Riedel to jeden z tych kawałków, które wychodzą z głębi duszy. „Wszystkie winy” to najdłuższe nagranie w całym zestawie i jest to wręcz mistrzowskie zakończenie, pełne wzruszających dźwięków powodujących w nas progresywne skojarzenia. Kto tak potrafi zagrać na syntezatorach Mooga i uchwycić swą grą naszą duszę, jak nie Józef Skrzek!!! Te ostatnie osiem minut z tej płyty świadczy o nadal rozwijającym się talencie kompozytorskim muzyków zespołu Cree, a cała nowa płyta jest dowodem na to, że samo nazwisko nie wystarczy do tego, by stworzyć coś wartościowego, trzeba dodatkowo włożyć dużo pracy i serca, aby powstała najlepsza płyta tej kapeli. Wielu zaproszonych wspaniałych muzyków przyczyniło się do znakomitego brzmienia tego albumu.
Na zakończenie chciałbym napisać też o warstwie tekstowej prezentowanej w utworach zamieszczonych na albumie. Autorami tekstów są: Kazimierz Galaś i Sebastian Riedel. Są one wielkim atutem tej płyty i powodują w nas chwile zadumy i myśli zachęcające do poszukiwania odniesień z naszego własnego życia.