Jak dwóch artystów mieszkających w dwóch różnych krajach, ba!, po dwóch stronach oceanu, mogło z taką łatwością znaleźć wspólny muzyczny język, a w konsekwencji stworzyć muzyczną platformę komunikacji, by zupełnie bez osobistego kontaktu nagrać płytę?
To, co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemożliwe, dziś dzięki zdobyczom współczesnej techniki, elektroniki i informatyki staje się codziennością. Pochodzący z Holandii Ronald Wahle (dr, k, g) oraz mieszkający w Tennesee Amerykanin Chris Brown (v, g, bg, k) natknęli się na siebie na jakimś internetowym forum, a potem zaczęli wymieniać się skomponowanymi przez siebie plikami mp3. I tak, powoli dokładając do własnych szkiców pewne pomysły, narodziło się 8, a właściwie 9 kompozycji (ostatnia na płycie „Mass Suggestion” to nagranie dwuczęściowe, rozdzielone na dwa niezależne indeksy), w których skupiły się artystyczne wizje obu panów, wzbogacone ich ogromnym potencjałem kompozytorskim. Pochodzące z dwóch tak odległych zakątków świata i jakże odmiennych kultur inspiracje Browna i Wahle’a znalazły ujście w muzyce będącej kwintesencją współczesnego neoprogresywnego rocka, ze wszelkimi tego konsekwencjami, w tym także – co przykro mi mówić - negatywnymi. Dla ułatwienia własnej identyfikacji postanowili firmować swoje przedsięwzięcie nie swoimi nazwiskami, ale jako Ghost Circus, choć trzeba pamiętać, że w żadnym przypadku nie można tu mówić o zespole. Ghost Circus to po prostu wirtualny duet, aczkolwiek tworzą go muzycy z krwi i kości. Talent to rzecz niezbędna do osiągnięcia sukcesu nie tylko w muzyce, ale i w każdej dziedzinie życia. Ale oprócz talentu potrzebne jest jeszcze coś. Jakaś iskra, palec Boży, ręka opatrzności, przebłysk geniuszu… Słuchając płyty „Cycles” obawiam się, że tego „czegoś” duetowi Ghost Circus zabrakło. Może to kwestia braku wystarczającego doświadczenia – Ghost Circus to bądź, co bądź debiut artystyczny obu panów - ale nie wszystko na płycie „Cycles” gra jak należy. Najbardziej przyczepiłbym się do nieporadnej produkcji. Muzyka brzmi jakoś płasko i brakuje w niej przestrzeni. Kolejny minus to perkusja. Wprawdzie przy spisie instrumentów, które używa Ronald jak byk stoi napisane: „drums”, ale jak na moje ucho, to bębny i talerze generowane są przez komputer. Brak żywego brzmienia perkusji w muzyce Ghost Circus bywa naprawdę irytujący. Nie podoba mi się, choć przyznam, że nie we wszystkich utworach, gitara. Czasem mam wrażenie jakby grała „sobie, a muzom”, jakby zupełnie obok głównej linii melodycznej. Być może to kwestia tego, że panowie Brown i Wahle nigdy nie spotkali się w jednym studiu, tylko nagrywali swe partie na odległość? Ale to ich wcale nie usprawiedliwia. No i ostatni grzeszek: momentami panowie chcą zbyt upodobnić swoją muzykę do brzmienia uznanych autorytetów. Na przykład długimi chwilami utwór „Trick Of The Light” brzmi jak skrzyżowanie genesisowskiego „No Son Of Mine” z collinsowskim „In The Air Tonight”.
Tyle o minusach. Czy można doszukać się w płycie „Cycles” jakichś plusów? Powiem szczerze, że album ten wzbudził u mnie raczej letnie emocje. Skupia on w sobie prawie wszystkie negatywne cechy i błędy, które popełniają młode zespoły, specjalizujące się w tzw. neo progu. Ściana dźwięku zamiast przestrzeni, „plastikowe” klimaty zamiast akustycznych brzmień, średnio udane melodie i zero niespodzianek aranżacyjnych. Ot płyta, jakich wiele. Niby można posłuchać raz i drugi, ale nie minie tydzień i z łatwością o niej zapomnimy. Stylistycznie trochę przypomina mi ona albumy braci Berendsów, wydawane w latach 90-tych pod szyldem Mastermind, ale sam nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze w ogóle pamięta te mało udane wydawnictwa.
Całe szczęście, że zespół nie powiela wszystkich możliwych schematów i że na „Cycles” nie ma obligatoryjnej 20 minutowej suity, bo tego bym chyba nie zdzierżył. Jest za to coś, co przynosi mały promyk nadziei na przyszłość. Bo pomimo słów krytyki muszę powiedzieć, że jest jednak na tym albumie kilka utworów („Trick Of The Light”, „The Distance”, „Mass Suggestion”), które pozwalają wierzyć, że Ghost Circus, o ile tylko przetrwa wszelkie niedogodności związane z dystansem dzielącym Holandię od USA, w przyszłości pokusi się o bardziej błyskotliwy sposób realizacji swoich pomysłów i lepszą techniczną ich rejestrację. Tego z całego serca im życzę.