Historie i bajki, które pamiętamy z dzieciństwa mają to do siebie, że zostają z nami praktycznie do końca życia. Najpierw opowiadają nam je rodzice, potem my naszym dzieciom, a potem jeszcze dzieciom naszych dzieci… Któż z nas nie pamięta wzruszającej historii będącej osnową bajki „Piękna i Bestia”? Włoski zespół Syndone postanowił nieco przewrotnie zburzyć utarte schematy i nagrał album luźno oparty na tej pięknej bajce Leprince’a De Beaumonta i zatytułował go „La Bella È La Bestia”, czyli… „Piękna jest bestią”.
Album utrzymany jest w konwencji progresywnego rocka (szczególnie sympatycy subgatunku określanego mianem „włoska szkoła prog rocka” znajdą tu wiele elementów charakterystycznych dla takiej muzyki), składa się z 12 powiązanych muzycznie i literacko ze sobą utworów, z których praktycznie żaden, poza jednym, nie wykracza poza 3-4 minutowe ramy i z których lwia część to bardzo kameralne, prawie że minimalistyczne tematy (czasami słyszymy tylko wokal z towarzyszeniem fortepianu czy delikatnym, nieomal smoothjazzowym podkładem sekcji rytmicznej). Generalnie rzecz ujmując, na płycie dominują dźwięki instrumentów klawiszowych, i to tych określanych mianem „vintage”, a więc organów Hammonda, minimooga, fortepianu Fendera Rhodesa czy syntezatorów Roland Juno 60, ale także i wibrafonu, fisharmonii, marimby, dzwonów rurowych i organów kościelnych. Grupa Syndone nie używa gitar. Jest tu za to dużo fletu i to w wykonaniu nie byle kogo, bo samego Raya Thomasa – członka The Moody Blues, który został zaproszony przez Włochów do nagrań. Wszystko to sprawia, że na płycie „La Bella È La Bestia” mamy do czynienia z muzyką majestatyczną i tajemniczą, utrzymaną w klimacie lat 70.
Historia opowiadana na płycie rozpisana jest na kilka postaci: Piękną, Ojca, Bestię, Narratora i, będącą głównym elementem tej opowieści, Różę. Wszystkie one odtwarzane są przez wokalistę Riccardo Ruggeriego, któremu towarzyszą instrumentaliści Nik Comoglio i Francesco Pinetti. Kim są ci utalentowani Włosi? Jak się okazuje, grupa Syndone powstała pod koniec lat 80., wydała dwie płyty – „Spleen”(1991) i „Inca” (1993), a następnie rozwiązała się. Dopiero po 18 latach przerwy powróciła na scenę wydając w 2010 roku kolejny album - „Melapesante”, który jednak przeszedł bez większego echa. Myślę, że dopiero teraz, po ograniczeniu swojego składu do trzech wymienionych wyżej osób i po stworzeniu tak bardzo ciekawej płyty, jak „Piękna jest bestią”, Syndone ma szansę, by przebić się do świadomości słuchaczy zasłuchanych we włoskim prog rocku i zaistnieć na progresywnej scenie drugiej dekady XXI wieku. Trzymamy kciuki za powodzenie i polecamy ten ciekawy i niewątpliwie godny uwagi album skierowany do poszukującej elektryzujących wrażeń kojarzących się z dobrą szkołą włoskiego prog rocka publiczności.