W Polsce nie możemy narzekać na brak młodych ludzi z aspiracjami, talentem, którzy kończą jako gwiazdy jednego sezonu. Wybierając kuszącą, usłaną zielonymi banknotami drogę komercyjnego sukcesu, poprzez tworzenie swoistej popeliny, bardzo szybko giną w śmietniku historii. Istnienie płaskich, mało wyrazistych zespołów, jest zresztą symptomatyczne dla całej sceny muzycznej, również progresywnej. Tymczasem wyróżniają się tylko te mające w sobie coś, co sprawia, że są inne niż wszystkie pozostałe. Ostatnimi czasy Kraków stał się areną działań młodej kapeli Duch, która właśnie wydała swoją druga płytę zatytułowaną „Akustronika”. Czy i oni powielą los poprzedników?
Zanim poszukam odpowiedzi, pozwolę sobie jednak na kilka słów wstępu po wstępie. Jak dowiadujemy się z okładki płyty, duchów, wbrew nazwie zespołu, jest kilka. Są nimi młodzi muzycy krakowscy, którzy swoje pomysły i fascynacje artykułują jedynie za pomocą instrumentów akustycznych. Mamy tu zatem smyczki, akustyczny bas i gitarę, instrumenty perkusyjne, wokal, a na potrzeby albumu, zbudowano nawet unikatowy, jedyny na świecie instrument: „bas-akustroniczny”. Duch w swoich poszukiwaniach muzycznych sięga po inspiracje do poezji śpiewanej, rocka i elektroniki. Szczególnie ta ostatnia zajmuje teoretycznie ważne miejsce, gdyż do niej odnosi się enigmatyczny tytuł. Ma to być nowy gatunek muzyczny, czyli elektronika grana na akustycznych instrumentach. Osobiście jednak postrzegałbym to jako zabieg czysto marketingowy. Świadczy o tym zawartość krążka, który jednak najwięcej wspólnego ma z rockiem i poezją.
„Akustronika” jest płytą koncepcyjną opartą w warstwie lirycznej na antalogii Spoon River. Zabiera nas w podróż po anonimowym Mieście, widzianym oczami martwych mieszkańców. Zespół od pierwszych nut tworzy bardzo ciekawy, oniryczny klimat. Słuchając go, osobiście wciąż przed oczami mam jakieś zapomniane, skąpane we mgle miasteczko o kamiennych domach, po których oknach spływa poranna rosa. W tematykę wprowadza nas bardzo melodyjny utwór „Miasto”, zdecydowanie najbardziej przebojowy z całej płyty. Szybko jednak okazuje się, że muzycy chcą dotrzeć do głębszych, bardziej mrocznych pokładów emocji. Oniryczny głos Reginy Bogacz w takich utworach jak „Amelia G.”, „Nasza Neny” czy „Najmłodsza”, położony na delikatnych smyczkach powoduje, że powoli zanurzamy się w trupio-lodowatej wodzie. Jest tu bardzo dużo miejsca na liryczne opowieści pełne złamanych serc, kryzysów tożsamości i tęsknoty za życiem. Brzmi to bardzo przekonująco, gdyż muzyka pełna jest niepokojących dźwięków i różnorakich smaczków. Czasami aż trudno uwierzyć, że nie ma tam ani grama instrumentów elektronicznych.
Można powiedzieć, że pierwsza część płyty jest nieco mniej ekspresyjna. Wraz z utworem „Siostra optyka”, zespół zaczyna prezentować więcej dramaturgii. Osobiście nieco drażni mnie poetycka maniera wokalna przejawiająca się w recytatorskiej momentami formie i patetycznych tekstach. Początek i zakończenie tego utworu upływa pod znakiem niskiego zawodzenia wokalistki. Niestety momentami kłuje to w uszy, bo zdecydowanie lepiej brzmi ona, gdy śpiewa bardziej swobodnie. Zespół Duch nie kryje jednak swoich związków z poezją śpiewaną, dlatego istnieje możliwość, że przeszkadza mi to ze względu na moje typowo rockowe preferencje. O umiejętnościach każdego z muzyków nie trzeba zresztą nikogo przekonywać, gdyż bardzo dobrze widać tu wypracowany warsztat. Szczególnie ciekawie brzmi linia basu w wykonaniu Łukasza Madeja, który co chwilę wygrywa kanonady. Poczuć to możemy szczególnie w kawałkach „Sonia M.” i „Doktor Sewer”.
Po drodze możemy również usłyszeć utwór „Mikromakrokosmos”, który był wybrany na singiel i teledysk promujący płytę. Wybór ten stanowi dla mnie rozczarowanie, gdyż jest to bezsprzecznie najsłabszy kawałek na płycie. Dalej jest już jednak tylko lepiej. Utwór „On” to jedna z najprzyjemniejszych na tej płycie kompozycji. Naprawdę przepiękne smyczki i smutny, nostalgiczny wokal, przerywane psychodelicznymi wstawkami, tworzą kompozycję o dużym potencjale. Warto zaznaczyć, że mimo ogólnie dość łagodnego charakteru płyty, Duch potrafi wykreować naprawdę potężne, nieco crimsoidalne brzmienie. Niestety, ale słychać, że zespół nie dysponował dużym budżetem na nagrania. Nie pozwala to do końca nasycić się muzyką. A szczególnie w końcówce, jest czym. Ostatni utwór jest chyba jednym z najlepszych na płycie. Słuchając go, zrobiło mi się niemal przykro, bo w końcówce zaczynało się robić naprawdę szalenie ciekawie, a kończy się… za szybko.
Akustronika jest płytą o wysokich aspiracjach artystycznych. Broni się ona swoją treścią, nie potrzebuje zbędnych akustronicznych filozofii. Materiał jest różnorodny, poparty solidnym warsztatem muzycznym. To płyta wymagająca i inteligentna, ale też bardzo romantyczna. Niewątpliwie wciąga swoją atmosferą i wszechobecnymi smaczkami. Stylistycznie widać tu ducha krakowskiej awangardy i stąd album idealnie wpisuje się w klimat tego miasta. Do życzenia pozostawia jednak wiele poziom jej nagrania i miks, które nie pozwalają wycisnąć z niej całego potencjału. Mimo to, Ducha i ich nową płytę, można zaliczyć do wydarzeń, które rozpalają płomień nadziei co do przyszłości młodej, polskiej muzyki.