Mangala Vallis - Microsolco

Artur Chachlowski

ImageMiłych zaskoczeń związanych z osobą Cristiano Roversiego ciąg dalszy… Tego do niedawna kojarzącego się nam wyłącznie z zespołem Moongarden włoskiego artystę, po tyleż zaskakującej, co pięknej płycie „AntiQua” (o albumie tym piszemy na naszym portalu w tym miejscu), spotykamy na nowym albumie formacji Mangala Vallis.

Po wydaniu dwóch dobrych i ciepło przyjętych płyt: „The Book Of Dreams” (2002) oraz „Lycanthrope” (2005) grupa Mangala Vallis zrobiła sobie dłuższą przerwę, w trakcie której jej szeregi opuścili wokalista Bernardo Lanzetti, basista Riccardo Sgavetti oraz pianista Enzo Cattini. Ich miejsca zajęli odpowiednio: Roberto Tiranti (kiedyś śpiewał w zespole New Trolls), Nicola Milazzo oraz właśnie Cristiano Roversi. Tak poważne tąpnięcie personalne nie mogło pozostać bez wpływu na muzykę tej włoskiej grupy. Ale o tym za chwilę.

"Microsolco" jest koncept albumem stanowiącym wirtualny pomost pomiędzy tą, a poprzednią płytą. Tutaj także koncept opiera się na wpływie szaleńczego tempa życia naszych czasów na psychikę głównego bohatera. Utwory opowiadają o tym, co hipotetycznie stanie się 21.12.2012 roku. Temat został zainspirowany teoriami o końcu świata, który rzekomo ma nastąpić tego właśnie dnia. "Microsolco" jest więc historią o końcu pewnej epoki, który następuje na skutek hakerskiego ataku wirusa komputerowego, niszczącego całą cyfrową pamięć na Ziemi. W wyniku tego gatunek ludzki będzie zmuszony do głębokiej refleksji, zmiany trybu życia i odkrycia w sobie uniwersalnych wartości, które przez długie lata pozostały uśpione. Ma to przybliżyć ludzkość do ponownego odkrycia istoty człowieczeństwa i powrotu do „Matki Ziemi”. Takie jest końcowe przesłanie tego albumu.

Płytę „Microsolco” można określić mianem konceptu w stylu „fantasy-new age-prog". Ale tylko z literackiego punktu widzenia. Bowiem krążek ten nie ma w sobie nic z elektroniczno-rockowego zadęcia albumów z tej samej kosmiczno-odlotowej półki, chociażby Ayreonu, czy Factory Of Dreams. Wręcz przeciwnie, Mangala Vallis pod tym względem twardo trzyma się ziemi i brzmi jak dobra symfoniczno-rockowa machina wyjęta żywcem z lat 70. I duża w tym zasługa Roversiegio. Potrafi on pięknie ubarwić brzmieniem swoich syntezatorów grę całego zespołu, nadając jej odpowiedniego, dodajmy: niezwykle miłego w odbiorze, klimatu przypominającego stare, najlepsze dla tego gatunku czasy.

Jeśli chodzi o samą muzykę, to można usłyszeć tu wiele brzmień charakterystycznych dla wcześniejszych produkcji MangalaVallis, ale jest też miejsce na bardziej rockowe epizody. Stylistycznie jest to kontynuacja ścieżki wytyczonej na dwóch pierwszych albumach. A więc mamy tu liczne cechy charakterystyczne dla typowej włoskiej szkoły progresywnego rocka przeplatające się z elementami złotej epoki dla anglosaskiej odmiany rocka symfonicznego (najlepiej słychać to w utworze „Welcome To The New World”, w którym wyraźnie słyszę nawiązania do pinkfloydowskiego „Eclipse”. Ponadto długie gitarowe solo w tytułowym „Microsolco” ewidentnie przypomina grę Steve’a Hacketta z czasów Genesis). To wszystko jest przede wszystkim zasługą dwóch najważniejszych, obok Roversiego, ludzi w zespole: gitarzysty Mirco Consoliniego i perkusisty Gigi Cavalli Cocchiego, którzy w brzmienie Mangala Vallis konsekwentnie, acz nie radykalnie, z wyczuciem, wprowadzają bardziej surowe i rockowe akcenty. Wszechstronny wokal Tirantiego znakomicie interpretuje całą historię, dopełniając całość, która powinna przypaść do gustu wszystkim miłośnikom solidnego progresywnego grania.

Płyta zaskakuje swoją długością. A właściwie „krótkością”, bo trwa zaledwie 37 minut (to kolejny ukłon w stronę lat 70.), a na jej program składa się 7 utworów. Homogenicznych, dobrze pasujących do siebie i umiejętnie budujących historię, która opowiadana jest na tej bardzo spójnej i, powiedzmy to bez ogródek, bardzo udanej płycie. Dlatego też nie chcę jakoś szczególnie wyróżniać żadnego z tematów. Albumu „Microsolco” należy słuchać w całości. A że to rzecz niezwykle ciekawa, a przy tym niedługa, to przyjemność jest podwójna.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok