Tangerine Dream - Under Cover

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageJeden z moich ulubionych zespołów wszech czasów sprawił mi nie lada psikusa. Edgar Froese wraz ze swoją drużyną, która wielokrotnie zmieniała skład na przestrzeni lat, nagrywa najbardziej kontrowersyjną płytę w swojej historii. To album, jakiego nikt by się nie spodziewał. Chciałbym jednak uporządkować moje rozbiegane myśli.

Tangerine Dream przez cztery dekady istnienia wypracował własne, rozpoznawalnei charakterystyczne brzmienie, którego nie sposób pomylić z nikim i niczym we wszechświecie. Mam takie miejsce na mojej półce z płytami, gdzie pieczołowicie gromadzę mandarynkowe sny zaklęte pod postacią kompaktowych i winylowych krążków. To prawda, że muzyka legendy rocka elektronicznego z Niemiec jest w jakiś sposób przewidywalna. Sięgając po nowe wydawnictwa mamy niemal stuprocentową pewność, że dostaniemy pełną emocji i nastroju potężną dawkę muzyki z najwyższej półki. Muzyka Tangerine Dream, mimo iż tak rozpoznawalna i jedyna w swoim rodzaju, nieustannie ewoluuje, jest niczym zwierciadło, w którym przeglądają się różnorakie mody, style, gatunki oraz pomysły na wykorzystanie instrumentów elektronicznych. Dyskografię Tangerine Dream podzielić można na szereg różniących się od siebie okresów. W każdym znich rodzi się jakieś wybitne dzieło zespołu. Opisywanie przeplatających się wzajemnie epok w historii grupy jest zadaniem karkołomnym, wymagającym benedyktyńskiej cierpliwości i dokładności. Tangerine Dream to zespół niebywale płodny, podejmujący w swojej twórczości przeróżne wątki z obszarów literatury i filmu. W oparciu o te inspiracje powstawały całe cykle tematycznych albumów. Genezą powstania niejednej płyty była również fascynacja naukami ścisłymi, takimi jak fizyka, chemia czy monarchini wszystkich nauk – matematyka.

Posiadając tak olbrzymi i różnorodny dorobek, zespół Tangerine Dream po ponad czterdziestu latach fonograficznego i scenicznego ADHD oddaje w ręce swoich wiernych fanów album „Under Cover”. Jego zawartość stanowi czternaście adaptacji znanych tematów z historii muzyki rozrywkowej. Mój drogi czytelniku, muszę się przed Tobą przyznać, że ścięło mnie z nóg. Bo jak to? Charyzmatyczny wizjoner Edgar Froese, autor tak zniewalającego piękna, sięga po cudze kompozycje? Czyżby nadszedł kryzys twórczy? Takie pytania mnożyły mi się w głowie. Po co i dlaczego? Czy Tangerine Dream też chce wpisać się w obowiązujące trendy w muzyce? Otóż nic bardziej mylnego.

Album „Under Cover” to przepełniona melancholią, nostalgiczna podróż Edgara Froese w świat pieśni, jakie utrwaliły się w świadomości artysty przez lata. To swoista tęsknota za uciekającym czasem i próba ocalenia od zapomnienia lubych dźwięków. Któż z nas nie przeżywa chwili pełnej uniesienia słysząc swoją ulubioną melodię, która wypełnia powietrze swoim czarem, płynąc ku nam na falach eteru? Zapewne wielokrotnie zdarzyło się to właśnie Tobie, drogi czytelniku. Pisząc te słowa nie mam na myśli wszechobecnej tandety płynącej z głośników w centrach handlowych, windach, autobusach czy też ze słuchawek nastoletniej młodzieży, otępiającej ich słuch i zniewalającej umysł już na samym początku ich życiowej drogi. Mam na myśli te nieliczne i tym bardziej piękne momenty, kiedy słuchając w miarę przyzwoitej stacji radiowej słyszymy dobrze znany nam motyw, melodię, refren, kawałek tekstu, który przywołuje w naszej pamięci przeżyte miłe momenty. Śmiem twierdzić, iż tak samo świat piosenek postrzega Edgar Froese z przyjaciółmi. On jednak jest w bardziej komfortowej sytuacji. Może sięgnąć po te utwory, nadać im nowy kształt, wyraz i charakter, ma moc urzeczywistnienia swoich emocji, czego dowodem jest wydawnictwo „Under Cover”.

Płytę otwiera piosenka „Cry Little Sister” będąca adaptacją tematu z filmu „The Lost Boys”. Niesamowita jest ta interpretacja, lekko niepokojąca, trudno się od niej uwolnić. Jest to zdecydowanie jeden z najlepszych utworów zamieszczonych na tej płycie. Od pierwszej sekundy słychać, że w naszym odtwarzaczu gra krążek Tangerine Dream. Tak dzieje się ze wszystkimi kompozycjami na tym albumie: najpierw słyszymy charakterystyczne brzmienie zespołu, a dopiero po chwili rozpoznajemy, czyja to kompozycja została wzięta na warsztat. „The Model” z repertuaru Kraftwerk brzmi tu jak nostalgiczna i nastrojowa ballada. Same flety, fortepian i senne tło. Brakuje jeszcze wina i świec oraz towarzystwa uroczej tytułowej modelki. Atmosfera wytworzona przez Tangerine Dream w tym utworze może służyć za niezwykłe tło do kulminacji miłosnych uniesień. „Space Oddity” i „Heroes” z repertuaru Davida Bowie bardziej mnie przekonują niż pierwotne wykonanie. „Odyseja kosmiczna” brzmi bardziej mrocznie, potężnie i ma coś w sobie z klimatu filmu „2001 – Odyseja kosmiczna”. Klimat utworu „Heroes” bardziej koreluje z tekstem niż oryginał. Najwięcej kontrowersji wzbudzają utwory Leonarda Cohena: „Suzanne” oraz „Hallelujah”. Znalazłem gdzieś w sieci twierdzenie odnoszące się do interpretacji tych tematów przez Edgara Froese, że Cohen jest tylko jeden. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Tak, to święta racja. Jednakże słuchając utworów Leonarda Cohena zaklęci jesteśmy przez jego głos i sposób interpretacji tekstu oraz same słowa śpiewanych przez niego tekstów. Muzyka u mistrza słowa to sprawa drugorzędna. Edgar Froese wcale nie walczy z mistrzem, nie stara się również dobrać wokalisty dysponującego choć po części tak magicznym głosem jak Leonard Cohen. Sięgnięcie do tych kompozycji to po prostu efekt czystej fascynacji i ogromnego szacunku dla mistrza. „Hotel California” to interpretacja typowa dla Tangerine Dream. Śladów The Eagles trudno tam szukać. Nawet długie solo gitarowe, choć zagrane w klimacie zbliżonym do oryginału, jest bliższe mandarynkowej bajce. Przyznam, że nie wszystkie tematy urzekłymnie aż tak jak te opisywane powyżej. Zbyt przesłodzone „Forever Young” czy nieodbiegające od oryginału „WishYou Were Here” ciągną się nazbyt długo, niemniej jednak nie burzą one osobliwego klimatu płyty. Ogromnym atutem tego albumu jest dobór wokalistów. Są to głosy aksamitne, czyste, głębokie, będące dopełnieniem muzyki.Zbyt duża jednorodność brzmieniowa może być nieco dokuczliwa. W tym przypadku tak ogromnie homogeniczny materiał czasem może przygnieść słuchacza swoim ciężarem. Aby „Under Cover” był w pełni zrozumiały przez odbiorcę, musi trafić na tzw. swój czas, musi wystąpić chęć całkowitego muzycznego relaksu.

A teraz przedstawię wam załogę odpowiedzialną za to całe muzyczne zamieszanie. Maestro Edgar Froese, mózg śniącej mandarynki, odpowiedzialny jest za syntezatory, fortepian i gitary, Thorsten Quaeschning – jeden z wokalistów odpowiedzialny również za syntezatory i za programowanie urządzeń komputerowych, Linda Spa to kolejny głos orazsaksofon i bajecznie piękne flety, Iris Camaa to jeszcze jeden uroczy głosoraz instrumenty perkusyjne, Bernhard Beibl – gitary i skrzypce, Chris Hausl to wiodący wokalista.

Pierwsza limitowana edycja tego krążka miała miejsce w 2010 roku. Kilka tygodni temu album trafił ponownie do szerokiej sprzedaży. „Under Cover” zawiera nastrojową, pełną ciepła i lirycznej melancholii muzykę, będącą wyśmienitą propozycją na nadchodzące długie zimowe wieczory. Moim zdaniem, po tak bogatej muzycznej drodze, jaką przeszedł Edgar Froese wraz z zespołem Tangerine Dream, ma on prawo do nagrania właśnie takiego albumu. Żaden przemądrzały recenzent, któremu wydaje się, że internet przyjmie każde napisane przez niego słowo, nie ma prawa osądzać artystów tak wielkiego formatu. To bardzo osobista płyta Edgara i jego przyjaciół. Słychać to w każdej sekundzie albumu. Polecam go z całego serca tym, którzy pragną się naprawdę zrelaksować, oderwać od zgiełku codziennych zajęć. „Under Cover” niespiesznie wybrzmiewając niesie prawdziwe wytchnienie. Sprawdziłem to… ;-).

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!