Metus posiada wszystkie znamiona prawdziwego artysty. Sam wymyślił swoje muzyczną tożsamość. Jest autorem tekstów, poetą przelewającym swoje myśli na papier, a ich treść ilustruje także grafiką własnego autorstwa. Metus posiada bardzo jasno sprecyzowaną wizję swojej twórczości, jak również ogromną determinację w urzeczywistnianiu swoich projektów.Otoczył się muzykami o bardzo szerokich horyzontach i olbrzymiej wyobraźni, działających w oficynie wydawniczej Lynx Music, gotowych realizować jego muzyczną i literacką wizję.
„Source Of Life” to już siódme fonograficzne spotkanie z tym niebywale oryginalnym i utalentowanym artystą. Za każdym razem, kiedy trzymam w rękach nowe wydawnictwo Metusa i podziwiam okładkę, czuję silne oddziaływanie energii kosmosu. „Source Of Life” utwierdza mnie w przekonaniu, że ziemski świat dla Metusa to za mało. Metus żywi się kosmiczną energią, karmi nią swoje ziemskie jestestwo. Jak sam twierdzi, jest dzieckiem wszechświata. Czasem zastanawiam się, czy jeden z bohaterów filmu „Star Trek”, niejaki zielono krwisty Vulcanin, oficer Spock, nie dokonał złączenia umysłów z Metusem. Nowa płyta Metusa wita nas obrazem kipiącej energią mgławicy, która właśnie zrodziła widoczną na pierwszym planie planetę. W tle widać zasilającą całą tę potężną kosmiczną machinę jasno świecącą gwiazdę.
Dla mnie jest to jeden z najlepszych albumów, jakie wyszły spod pióra Metusa. To niezwykle delikatna, wręcz intymna muzyka. Mniej tu ciężkich i mrocznych gitar, do których Metus zdążył nas przyzwyczaić. Najbliżej temu krążkowi jest do wydawnictwa „Out Of Time”. „Source Of Life” to w moim odczuciu najbardziej wysublimowana brzmieniowo płyta. Czuć tu mistrzowską rękę producenta Ryszarda Kramarskiego, który odcisnął na tej muzyce wyraźne piętno brzmienia zespołu Millenium. Album zawiera dziesięć zwartych i niebywale inteligentnych kompozycji. Metus jak zawsze sięga po tematy z pogranicza światła i cienia, życia i śmierci, szukając odpowiedzi na szereg nurtujących nas pytań dotyczących ludzkiej egzystencji oraz penetruje najdalsze zakamarki ludzkiej wyobraźni.Moje ulubione kompozycje na tym albumie to „Dust”, „Crossroads”, „Stars”. Utwory „Source Of Life” oraz „Burden” z powodzeniem mogłyby zostać wybrane na singla promującego album w mediach.
Twórczość Metusa to osobliwe połączenie poetyckich tekstów z wysmakowaną muzyką, której próżno szukać w stacjach radiowych. Nie wydaje mi się, by było to wielką stratą, zważywszy na poziom, jaki obecnie reprezentują media. Album „Source Of Life” jak i pozostałe płyty Metusa mogą stanowić ozdobę niejednego płytowego zbioru. Znakomite, tajemnicze brzmienie utworów, urzekające swoim pięknem okładki, wszystko elegancko zapakowane w gustowne digipaki, co sprawia, że wydawnictwa te są prawdziwymi perłami polskiej fonografii. Metus to zjawiskowy artysta o niespotykanym potencjale twórczym i choć jeszcze niedoceniony i mało znany szerszej publiczności, pracuje mocno nad swoim scenicznym wizerunkiem. W przyszłym roku możemy spodziewać się koncertów tego twórcy. Pojawienie się na scenie Metusa może zdziałać wiele dobrego dla jego kariery. Trzymam kciuki.