Iona - The Circling Hour

Artur Chachlowski

ImagePo 6 latach przerwy na solowe projekty poszczególnych muzyków, a przede wszystkim na macierzyństwo wokalistki Joanne Hogg, grupa Iona powróciła w formie niespotykanej na żadnym ze swoich wcześniejszych albumów. W dotychczasowym dorobku Iony jest ich już aż 8 i dzięki nim zespół wypracował sobie bardzo mocną pozycję czołowego przedstawiciela „celtyckiego prog rocka”. Albumem „The Circling Hour” zespół podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej i wiem już teraz, że będzie to jeden z najważniejszych albumów, które ukazały się w 2006 roku. Słychać w nim prawdziwą radość grania, słychać afirmację życia i potrzebę wychwalania każdej cząstki otaczającego nas świata. To płyta o bardzo pozytywnym i optymistycznym wydźwięku. Przebija z niej ogromny profesjonalizm oraz nieczęsto spotykane techniczne umiejętności wszystkich członków zespołu. To, co wyprawia na perkusji Frank Van Essen przechodzi wszelkie możliwe wyobrażenia. Tak błyskotliwej gry na tym instrumencie już dawno nie słyszałem. A w dodatku wykonuje on jeszcze finezyjne partie skrzypiec. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów brzmienia zespołu Iona są dudy (Uillean pipes), na których gra wielki mistrz tego instrumentu, Troy Donockley. I muszę przyznać, że chyba nigdy dudy nie były tak wszechobecne i pięknie wykorzystane, jak na płycie „The Circling Hour”. Na osobną wzmiankę zasługuje też Dave Bainbridge. Nie dość, że jest on głównym kompozytorem tej wspaniałej muzyki, to jego gitarowe solówki nie mają sobie równych. Delikatność i prawdziwy artyzm. Dwa w jednym. W grze jednego człowieka. Jest jeszcze wspaniale grający basista Phil Barker, ale przede wszystkim jest wokal. Głos, jakich mało. Joanne Hogg we własnej osobie. Pani obdarzona natchnionym, dojrzałym, rozmarzonym, anielskim głosem. Jakże pięknie ona śpiewa...

To jej cichutki szept otwiera utworem „Empyrean Dawn” najnowszą płytę zespołu. Szept przeradza się w delikatną melodię, by niemal z całkowitej ciszy wyłonił się nagle wielki instrumentalny „bang!” i zespół rozpoczyna swój wielki muzyczny popis. Trwa on 65 minut, a składa się na niego 9 kompozycji. Nie ma wśród nich ani jednego mniej ciekawego utworu, nie ma niepotrzebnych dźwięków, nie ma miejsca na nudę, nie ma dłużyzn, a przecież na poprzednich płytach zespołu czasem się one zdarzały. Na zrobienie herbaty w trakcie słuchania też nie ma czasu. Muzyka wypełniająca płytę „The Circling Hour” fascynuje, intryguje i wciska w fotel. Najpiękniejsze jej fragmenty można właściwie wymienić jednym tchem, czytając po kolei spis utworów. Jednak największe wrażenie robi porywająca, wykonana z epickim rozmachem 11-minutowa kompozycja „Wind Off The Lake” z genialnymi partiami dud oraz trzyczęściowy, chyba najambitniejszy w całym zestawie utwór „Wind, Water & Fire”. W nagraniu tym najpierw króluje nastrój podniosłego symfonicznego klasycyzmu („Wind”), potem włącza się efektowna wokaliza w wykonaniu Joanne („Water”), by na koniec atmosfera utworu trysnęła feerią podniosłych rockowych brzmień („Fire”). Równie wspaniale brzmi nieco rozmazany, odrobinę transowy utwór „Sky Maps”, świetnie prezentuje się nagranie „Strength”, a dwa melodyjne utwory - „Children Of Time” z tekstem zaadaptowanym z wiersza T.R. Rollestona i „Factory Of Magnificent Souls” - mają w sobie cechy folk rockowej przebojowości. Doskonale prezentuje się też nagranie „No Fear In Love”, w którym Joanne Hogg wznosi się na prawdziwe szczyty kobiecej wokalistyki, a reszta zespołu daje prawdziwy pokaz delikatnego, acz wyrazistego akompaniamentu. Opisując najciekawsze, wymieniłem właściwie wszystkie utwory. Bo wszystkie są warte wyróżnienia i wszystkie zasługują na osobną wzmiankę. A przecież to wcale nie koniec. Płytę zamyka trzyminutowa przeurocza piosenka pt. „Fragment Of A Fiery Sun”, w której gościnnie wzięła udział wokalistka Mostly Autumn, Heather Findlay. Duet Hogg – Findlay prezentuje się doprawdy zniewalająco. Gdy słuchałem go już któryś kolejny raz, do głowy przyszła mi przewrotna myśl: do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko głosu Christiny Booth z Magenty. Wtedy mielibyśmy prawdziwe trzy perły w koronie. Spokojna melodia z nastrojowym śpiewem Joanne i Heather kojarzy mi się z jakąś kołysanką, uspokojeniem, zamknięciem pewnego rozdziału. Dlatego uważam „Fragment Of A Fiery Sun” za doskonałe zwieńczenie niniejszej płyty. Choć podpowiem, że najlepiej wypada ono, gdy w odtwarzaczu włączona jest opcja REPEAT. Kończąca album melodia w niezauważalny sposób zlewa się bowiem w jedną całość z pierwszymi dźwiękami otwierającego płytę, wspomnianego już przeze mnie, szeptu Joanne w utworze „Empyrean Dawn”. I uważam, że w taki sposób powinno się słuchać tej płyty. Bez końca. Spędziłem tak ostatnio z „The Circling Hour” kilka wieczorów, więc wiem co mówię. Bo to naprawdę świetny album. Zdecydowanie godny miana najlepszej płyty w dorobku grupy Iona.                                                 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!