Dziś z małoleksykonowym przymrużeniem oka i w sylwestrowo-karnawałowym nastroju, bo przecież dziś dzień bardzo szczególny, a poza tym: wolno móVić, wolno pisać, wolno śpiewać, wolno komponować...
Kilka ładnych tygodni temu piosenkarka (i kompozytorka, bo, co warto podkreślić, to ona jest autorką muzyki i słów śpiewanych przez siebie piosenek) ukrywająca się pod pseudonimem Lila wydała swój debiutancki album z czternastoma piosenkami. Całość zatytułowano „Wolno móVić”. Pod scenicznym pseudonimem Lila ukrywa się urodzona w Szczecinie Liliana Chyczyńska–Horoszko. Swój debiut zanotowała już wiele lat temu, bo w 1986 roku w Opolu. Zdobyła liczne nagrody na konkursach w Polsce. Pisze i komponuje sama. Wydała kasetę w Polskich Nagraniach pt. „Blues po Polsku obok Nocnej Zmiany Bluesa, Kyksa”. Śpiewała i współpracowała z zespołem Browar Łomża i Ogród Wyobraźni. Zaczynała komponować w wieku siedmiu lat, a potem kontynuowała naukę na skrzypcach, gitarze i pianinie. Lila to także laureatka konkursu Przebojem na Antenę w Radiu Białystok. Została również wyróżniona w Szansie na sukces. Jak więc widać, Lila nie jest nowicjuszką, a mocno zaprawioną w bojach dziewczyną, która debiutuje teraz swoją solową produkcją.
Śpiewa generalnie o życiu, o swoich rozterkach, ciągłych pytaniach i refleksjach. Album „wolno móVić” jest piosenkowy, lekki, delikatny, zwiewny, czuć w nim przy tym nieco bluesowe klimaty, które Lila uwielbia. Muzycznie jest to płyta spod znaku dobrego tanecznego popu, z domieszkami bluesa, a nawet – takie mam odczucie - europejskiego (być może wcale niezamierzonego) country. Pod względem muzycznym jest bardzo przyjemnie. Nie wiem do końca kto nagrywał (wiem, że aranżował Jacek Krzaklewski) cały album, jednak wydaje się, że trochę mało jest na nim… samej Lili. Krążek podrywa do tańca, czasem jest jednak dość ospały i zbyt patetyczny. Biorę jednak poprawkę na to, że jest to debiut, pierwsze koty za płoty...
Teraz trzeba iść za ciosem i pokazać się koncertowo z charakterem, by produkcja nie zginęła w gąszczu zbliżonych pod względem stylistycznym, artystek. Z całą sympatią dla Lili twierdzę, że trzeba mocno podziałać, by nie przespać chwili, wykorzystać szansę, bo jej umiejętności są więcej niż przyzwoite, warsztat jest bardzo dobry, dobry jest również jej piosenkowy styl. Dodajmy trochę funky i będzie jeszcze lepiej. „Biała łąka”, „Od zera do zera”, „Oszalałam” oraz „Kajdany i wolność” mają duży taneczny potencjał. Bo nie ma co ukrywać, to użytkowa (taneczna) muzyka jest. Zdecydowanym jednak faworytem do obecności w komercyjnych stacjach radiowych jest „Czy warto było”, z łatwo przyswajalną nutą i wpadającą w ucho melodią. Lila, oby było warto, bo wkoło jest naprawdę sporo podobnych produkcji. Życzę zatem wytrwałości, konsekwencji i spotykania właściwych ludzi na drodze. Trzymamy kciuki w imieniu całego Małego Leksykonu!