„Bajlandia” to ciekawy i bardzo oryginalny album. Odniosłem też wrażenie, że szczery i przeznaczony dla wszystkich. Zawierający instrumentalną muzykę jazzrockową. Ale tę jej odmianę, w której ważny jest klimat, a także fajne melodie. Muzycy, którzy go nagrali są doświadczonymi profesjonalistami, zatem synteza, jaką udało im się stworzyć na tym wydawnictwie mocno magnetyzuje i przyciąga słuchacza, który zacząwszy słuchać wciąga się do końca. Tak było w moim przypadku. Niby nijaka okładka, nazwa zespołu jak z kosmosu, chyba słowo to było użyte w jakimś wielkim aforyzmie (choć zapewne to po prostu skrót inicjałów imienia i nazwiska lidera zespołu), tytuł albumu bardziej pasuje do nazwy przedszkola, za to jego wnętrze jest bardzo bogate. To album, jako się rzekło, bardzo oryginalny. Nie sądzę, że ktoś inny w kraju nad Wisłą gra taką muzykę jak nasi dzisiejsi bohaterowie. Albo przynajmniej na zbliżonym poziomie.
Zespół ASFormation założył w 2010 roku Arkadiusz Suchara, a do współpracy przy nagrywaniu „Bajlandii” zaprosił on Michała Zarycha (multiinstrumentalistę, głównie klawiszowca, pianistę, organistę, kompozytora, aranżera i producenta muzycznego), Romana Odoja (gitarzystę, wykładowcę w klasie gitary w Młodzieżowym Studium Muzyki Rozrywkowej w Oleśnie. Jako gitarzysta, kompozytor i producent współpracował on z wieloma artystami, między innymi z Jose Torresem, Janem Budziaszkiem (Skaldowie), Barbarą Zielińską-Van i Mariuszem Brysiem & Goodwayem), Jarosława Korzonka (studenta Akademii Muzycznej we Wrocławiu pod okiem dr Dariusza Kaliszuka. Współtworzy on Trio Jacka Mielcarka, a także formację Śliczne Goździki. Jest również perkusistą w chórze Opole Gospel Choir oraz Lokalne Ocieplenie. Współpracował m.in. z Magdaleną Tul, Grzegorzem Wilkiem oraz artystami sceny wrocławskiej) oraz Marcina Skabę (gra na skrzypcach). A zatem zgromadzone grono jest znakomite, więc i album powinien takowy być. I taki jest bez najmniejszej wątpliwości.
Na wydawnictwie „Bajlandia” panowie przedstawiają osiem kompozycji, dodam osiem równych, wyważonych utworów pomieszanych gatunkowo - od folku, jazzu, muzyki organowej po brzmienia gitarowe. Wszystko to utrzymane jest w duchu melodyjnego i swingującego, a co najważniejsze – także nienachalnego jazz rocka. Moje uczucia mówią mi, że płyta nie jest produkcją przełomową, ale i pewnie nie o to chodziło twórcom. Po prostu nagrali to, co chcieli w tym właśnie momencie i nagrali to bardzo dobrze. Wszystko brzmi należycie i fajnie „gada”. Nawet fani prog rocka znajdą na tym albumie wiele interesujących momentów dla siebie. Choćby w takim utworze, który nosi tytuł „Qropatfa”, gdzie gitarowe łamańce przypominają solówki Allana Holdswortha. Może produkcja ta nie wgniata słuchacza w fotel (to oczywiście tylko moje subiektywne zdanie), ale za to muzyka zamieszczona na tej płycie ma to „coś”. Oby teraz to „coś” nie okazało się tylko Bajlandią i bajkopisaniem. Bo potencjał jest. I to spory. Czekamy zatem na koncerty i kolejną płytę.