HellHaven - Beyond The Frontier

Paweł Świrek

ImageOd czasu wydania przez zespół HellHaven minialbumu „Art For Art’s Sake” minęły dwa lata. Czy warto było czekać aż tyle na pełnowymiarowy album? Myślę, że tak. Muzyka na tym nowym albumie, zatytułowanym „Beyond The Frontier”, zahacza zarówno o rock progresywny, jak i o różne odłamy gatunku heavy metal. Mamy na nim nawet growle, będące domeną brzmień deathmetalowych, jedynie podkład muzyczny nie jest grany w tym stylu.

Dzięki różnorodnym pomysłom muzyków tworzących zespół (muzykę skomponował Jakub Węgrzyn, za teksty odpowiedzialny jest Sebastiana Najder i… cytowany przez niego  Fryderyk Nietsche. Warto też wiedzieć, że na płycie cytowane są też przemowy Johna F. Kennedy'ego oraz Charlie Chaplina) otrzymaliśmy bardzo interesujące wydawnictwo, dość mocno zróżnicowane stylistycznie. Zawiera ono dłuższe i rozbudowane utwory. Pierwszy z nich, tytułowy „Beyond The Frontier”, to dwuczęściowa kompozycja spinająca klamrą całą płytę. Jednak obie jej części mocno różnią się od siebie. Płyta zaczyna się bardzo spokojnie rozmytym głosem i syntezatorem w tle, potem Sebastian Najder świetnie prezentuje swoje niesamowite możliwości wokalne, a gdy wchodzą pozostałe instrumenty, to już jest naprawdę wspaniale. Ostre riffy gitarowe (Jakub Węgrzyn i Maciej Dunin-Borkowski) i pojawiające się tu i ówdzie brzmienia klawiszy (Jakub Węgrzyn) dodają tytułowej kompozycji smaczku i sporej werwy. O ile koncertowe wykonanie tego utworu na ProGGnozach jakoś mnie specjalnie nie zachwyciło, o tyle na płycie jest już znacząco lepiej. Być może to kwestia doskonale współpracującej ze sobą sekcji rytmicznej (Marcin Jaśkowiec bg, Konrad Wójtowicz - dr), która stanowi fundament, na którym opiera się brzmienie zespołu. Następnie mamy ponad 9 minut ostrzejszych brzmień za sprawą „Hesitation”. W tych ostrych dźwiękach jest wiele pozytywnej energii oraz ciekawych rozwiązań melodycznych, co sprawia, że tak długa kompozycja wcale nie nudzi słuchacza. Czasem można nawet odnieść wrażenie, iż jest to minisuita. Nic bardziej mylnego. Potem mamy kolejny dwuczęściowy utwór – „Traum Of Mr. Twain”. Zaczyna się on spokojnie, potem stopniowo rozwija, by gitarowymi riffami osiągnąć cięższe brzmienia. Mamy tu szeroki pokaz możliwości głosowych Sebastiana, od melodyjnego śpiewu, aż po wrzask. Mamy też wielokrotne zmiany nastrojów od ostrych riffów po wyciszenie i spokojne akordy, a także tajemniczy i wręcz niesamowity nastrój, który może się kojarzyć z lękiem po jakimś traumatycznym przeżyciu. Świetny pomysł jak na taką kompozycję. Właśnie ten niesamowity fragment rozpoczyna drugą jej część. Stanowi on rozwinięcie tego, co słyszeliśmy na początku. A na zakończenie „Traum Of Mr. Twain Part II” mamy śpiew a capella. Palce lizać!

Kolejne nagranie pt. „About Reading And Writing” poznaliśmy miesiąc wcześniej, gdyż wraz z „Paper Swan” stanowiło ono program singla poprzedzającego to wydawnictwo. Żeby było ciekawiej, to „About Reading And Writing” z początku wygląda na kontynuację „Traum Of Mr. Twain Part II”, ale z czasem następuje instrumentalne rozwinięcie w zupełnie innym kierunku. Rzadko się zdarza, żeby kompozycja miała tak wydłużone zakończenie. „Perikarion” może trochę kojarzyć się z „Hesitation” z początku płyty. Krzykliwy wokal Sebastiana może przywoływać na myśl niektóre zespoły thrashmetalowe, ale tylko na chwilę, bo krzykliwa melorecytacja szybko przechodzi w normalny śpiew, a dalej nawet w szept. A kiedy wchodzą dźwięki imitujące brzmienie sekcji smyczkowej, to już jest naprawdę wspaniale. Podobne brzmienia można było usłyszeć na wydanej 40 lat wcześniej płycie King Crimson „Larks’ Tongues In Aspic”, notabene niedawno wznowionej w kilku wersjach. Zespół HellHaven wśród swych inspiracji wymienia właśnie King Crimson, stąd takie właśnie skojarzenia. Drugi singlowy utwór, „Paper Swan”, to piękna i zarazem spokojna kompozycja, choć w rozwinięciu jest już trochę ostrzej. Różnicowanie brzmienia dowodzi tego, że muzycy starają się jak mogą, by nie zanudzić słuchacza i przy okazji mile go zaskoczyć. Mógłbym nawet to nagranie określić mianem metalowej ballady, bo tak niegdyś tego typu utwory się określało.

Jak już wcześniej wspomniałem, druga, kończąca płytę, część tytułowego utworu znacząco różni się od pierwszej. Mamy tu inną melodię, sporo elektroniki, ale też świetnie, z technicznego punktu widzenia, zagrane solówki gitarowe. Muzyka idealnie podąża za ekscytującym głosem w tle, a na koniec nastrojowe klawisze wyciszają „Beyond The Frontier Part II”.

Płyta się skończyła i aż się prosi, by ponownie ją odtworzyć od samego początku. Silny kontrast pomiędzy pierwszą, a drugą częścią tytułowego utworu można również porównać do przytoczonej wcześniej płyty King Crimson. O ile w przypadku Frippa i spółki mieliśmy dwie części tytułowego utworu zagrane tak, jakby to były zupełnie różne nagrania, o tyle w przypadku HellHaven mamy wspólne elementy obydwu części tytułowej kompozycji, chociażby w postaci głosów (Kennedy'ego i Chaplina) w tle. Zespół z technicznego punktu widzenia gra wyśmienicie. Oby tak dalej. Z całego serca życzę muzykom z HellHaven, aby nadal utrzymywali poziom, bo jest on naprawdę wysoki.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!