MACIEJ MELLER - WYWIAD XVI
Do promocji "Saiko" wybraliście utwór „Obok mam”. Czy jego obecność w mediach była dla Was zadowalająca
- Cóż, nie była, ale to temat "nie do rozebrania" :-). Nawet nie wiem jak to skomentować, chyba po prostu mam wrażenie, że tzw. media po prostu "nie chcą" Quidamu. Zresztą sądząc po frekwencji na koncertach tzw. "zwykli" słuchacze także... Smutne to, ale z taką prawdą trzeba się zmierzyć.
A co promocją zagraniczną? Dystrybucja płyty, koncerty…
- Nagranie płyty w języku polskim skutecznie zniechęciło zagranicę: sprzedaż płyty poleciała tam na łeb na szyję, nie mówiąc o koncertach. Liczyliśmy się z tym, ale taka była nasza decyzja i nasze ryzyko - chcieliśmy po polsku.
W Polsce zagraliście m.in. na Festiwalu im. Pawła Bergera w Kaliszu. Chyba pierwszy raz wystąpiliście więc na imprezie gromadzącej głównie fanów blues rocka. Jak Wam się grało? Jak zostaliście przyjęci?
- Wspaniale zorganizowana cykliczna impreza. Nie wiem, czy graliśmy dla fanów blues rocka, ale było dość sympatycznie. Niestety była spora obsuwa i wystąpiliśmy dla garstki słuchaczy, bo reszta pouciekała na jakieś autobusy, tramwaje czy co tam w Kaliszu jeździ - tak przynajmniej nam mówiono :-).
Wykonaliście tam „Sanktuarium” z orkiestrą symfoniczną. Jak do tego doszło? I czy jesteście zadowoleni z tego wykonania?
- Za całą sprawę odpowiedzialny jest Paweł "Freebird" Michaliszyn, dziennikarz, sympatyk i serdeczny przyjaciel wieeeelu muzyków - w tym Quidam, co mnie bardzo cieszy. On to wszystko wymyślił, zorganizował. Wszystko odbyło się dość "partyzancko": wybraliśmy wersję, wysłałem mp3 do aranżera mówiąc mniej więcej czego się spodziewamy. Orkiestra przećwiczyla swoje partie, my swoje i spotkaliśmy się na próbie przed koncertem :-). Prawda jest taka, że zagraliśmy to razem jeden raz (!) i od razu było super, no to dawaj - gramy koncert :-). Aranż był "bezpieczny", ale fajnie dobarwił nasze brzmienie. Nie było wiele czasu i tylko takie podejście mogło zdać egzamin. Żałuję tylko, że nie udało się tego dobrze nagrać, z dobrze nagłośnioną orkiestrą. Byłaby fajna pamiątka...
Zagraliście też razem z The Flower Kings w Krakowie. Jak było?
- Nie wiem, bo oni grali następnego dnia :-). Nasz występ był sympatyczny, choć dla mnie trochę dziwny, bo to były pierwsze koncerty po mojej rozmowie z chłopakami o odejściu (dzień wcześniej zagraliśmy też w Białymstoku). Właściwie tylko my wiedzieliśmy, co się dzieje i musiałem kombinować, jak odpowiadać na standartowe pytania ludzi i znajomych "co słychać", "kiedy następne koncerty", "co dalej" itp. Po tych doświadczeniach postanowiłem jednak nie zwlekać z przekazaniem swojej decyzji wszystkim zainteresowanym...
Jak wypadła sprzedaż „Saiko” na tle poprzednich płyt Quidam?
- Dokładne dane są w Rock Serwisie, ale z tego co wiem to słabo.
Niedawno drugi raz zostałeś ojcem. Poza tym od 3 lat pracujesz z dziećmi w domu kultury. Czy łatwo Ci było to pogodzić z działalnością Quidam?
- Cóż, był to jeden z powodów (choć nie ten najważniejszy) mojego odejścia. Rodzina to teraz najważniejszy "zespół", w którym "gram" i to tam odbywa się nieustanna "próba" :-). Przez 21 lat bez przeszkód mogłem realizować swoją pasję i dlatego ponad połowa mojego życia to zapis fantastycznych wspomnień, doświadczeń, rozwoju, koncertów, spotkań, miejsc, nagranych dźwięków itd. Droga często wyboista, ale bez tego chyba nie ma "prawdy muzycznej"... Jako muzyk Quidam czuję się naprawdę spełniony, teraz chcę tak dobrze spełniać się jako mąż i ojciec. Za "chwilę" mam nadzieję spełniać się znów jako artysta, bo absolutnie nie czuję się "wypalony" - wręcz przeciwnie! Praca nad "Saiko" pozwoliła mi jeszcze bardziej uwierzyć w siebie jako artystę i zamierzam przechować tę energię i użyć jej we właściwym momencie :-).
Jesienią opublikowałeś oświadczenie w sprawie odejścia z Quidam. Czy dziś chciałbyś coś jeszcze do niego dodać?
- Raczej nie... Mógłbym dodać za dużo, a odejmowanie jest o wiele trudniejszym zadaniem - czasem wręcz niemożliwym :-). Może dodałbym, że cieszę się, że zdążyłem nagrać taką płytę jak "Saiko", jestem z niej naprawdę dumny...
Nie przemknęła Ci taka myśl, że Quidam nie powinien istnieć bez Ciebie?…
- Najgorsze pytanie zostawiłeś na koniec, dzięki... Już z Maurycym umówiliśmy się, że cała ta pisanina będzie miała sens, jeśli będzie szczerze - nawet w tych najtrudniejszych momentach. Trzymajmy się więc tych ustaleń, mimo wszystko... Różne dziwne myśli mi "przemykają", więc i ta także musiała się pojawić. Ale Quidam to nie jest moja "własność", reszta chłopaków też na niego pracowała przez ostatnie lata i mają pełne prawo to kontynuować. Zresztą nie chodzi już o mnie, wszystko jest w ich rękach. Podczas naszej rozmowy od razu zaproponowałem im osobę na moje miejsce i jeśli czują chęć do dalszej pracy powinni spróbować. No właśnie - "jeśli". Nie siedzę w głowach kolegów i mogę się mylić, ale znamy się nie od dziś i znam też po trochu sytuację każdego z osobna. Mam wrażenie, że od jakiegoś (może nawet dłuższego) czasu brakuje już w tym zespole energii, pasji, która działałaby "od środka", popychała wszystko dalej. Raczej każdy jest zajęty swoimi sprawami zawodowymi, rodziną, tzw. życiem codziennym. I nawet to rozumiem. Może to tylko taki moment zastoju? Nie wiem, ale gdybym został w zespole, to zmodyfikowałbym Twoje pytanie i zapytał siebie "czy Quidam powinien istnieć?" Nie zmienia to faktu, że życzę im dobrych decyzji, a po cichu liczę, że jeszcze kiedyś razem coś zagramy...