ProGGnozy 10 - Klub Zaścianek, Kraków, 23.03.2013

Paweł Świrek

ProGGnozy 10 - Blank Space, Victorians,  Qube

ImageDziesiąta edycja cyklicznej imprezy ProGGnozy, podobnie jak większość koncertów z tego cyklu w 2013 roku, miała wydźwięk bardziej metalowy niż progresywny. Nawet ustawienie instrumentów na scenie bardziej przypominało to znane z koncertów metalowych niż rockowych. Dobrym tego przykładem było chociażby zasłonięcie dużą płachtą zestawu perkusyjnego należącego do zespołu, który grał jako ostatni. Ciekawostką jest też fakt, iż żaden z zespołów nie posiadał w składzie klawiszowca. Na dziesiąte widowisko zapowiadano niespodzianki, tak się jednak nie stało. Mam nadzieję, że kolejne edycja je przyniesie.

Chwilę po godzinie 19-tej na scenie zainstalował się zespół Blank Space. Swój niezbyt długi występ zaczęli utworem „Limbus”, z polskim tekstem. Jednak dopiero po dłuższej chwili można było się zorientować, że wokalista używa naszego ojczystego języka, gdyż nagłośnienie oraz maniery wokalne zamazywały ten efekt. Kolejny kawałek pt. „Waiting” był już śpiewany po angielsku. Następnie zespół wykonał dwa utwory ze swej EP-ki „Bad Trip” i były to „Save” i „Take Me Away”. Balladka „Lucy” była chwilą wyciszenia. Potem zaskoczenie: zespół wykonał nowy utwór, który jeszcze nie ma tytułu. Na zakończenie występu grupa przygotowała najpierw anglojęzyczny „If I Could”, a na sam koniec polskojęzyczny „W ciszy”. Muzycznie całość była dość różnorodna: raz balladowo, raz hardrockowo, a momentami nawet metalowo. Zdarzały się też i pojedyncze growle. W jednym z ostatnich utworów Mariusz Lichota użył dość ciekawego gadżetu do gry na gitarze z niebieskim światełkiem. A po koncercie zespół rozdał chętnym kilka sztuk swej debiutanckiej EP-ki.

 

ImageJeszcze podczas występu Blank Space na tzw. backstage’u do swojego koncertu powoli przygotowywał się kolejny zespół, a po kilkunastu minutach od jego zakończenia muzycy z Victorians zainstalowali się na scenie. Perkusista założył białą maskę z puklem blond włosów, pozostali członkowie zespołu występowali w kostiumach nawiązujących do filmów kostiumowych. Stroje te wzbudziły spore zainteresowanie wśród widowni. Muzyka grupy obfituje w brzmienie klawiszy, ale z racji braku klawiszowca w składzie wszystkie partie klawiszowe były odtwarzane z laptopa obsługiwanego przez perkusistę o wdzięcznej ksywie Mr. Nice. Już na początku zaczęło się od drobnego falstartu z powodu kłopotu z komputerem, ale po krótkiej chwili wszystko już było w porządku i zespół rozpoczął swój ciekawy występ od utworu „Servants Of Beauty”. Warto było zwrócić uwagę na niesamowite możliwości głosowe i wspaniały wokal Eydis. Również bardzo żywiołową osobowością na scenie był basista zespołu o nicku V., który dość często wychodził do publiczności i grał poza sceną. Dopiero potem dowiedziałem się, że robi on to tylko tam, gdzie jest niskie zejście ze sceny. Charakteryzacja sceniczna Victorians w dużej mierze kojarzy mi się z koncertami nieistniejącego już bydgosko-gnieźnieńskiego zespołu Abraxas. Tylko brzmienie i styl gry są inne. Podróż w podwodny świat zapewnił nam utwór „Siren”, zagrany jako drugi w kolejności. Dalszą część koncertu wypełniły kompozycje z debiutanckiego krążka kapeli zatytułowanego „Revival” . Zostały one zagrane w zupełnie innej kolejności niż na płycie, a mianowicie: „Don’t Let Them Cut My Wings”, „Juliet’s Tale”, „Descent Of Your Destiny”, „Voice Of Eternal Love”, „In The End”, „Who Never Loved”, „Prince of Night” i na zakończenie „Creed”. W jednym z utworów gitarzysta o ksywce Utis miał możliwość zademonstrowania swych zdolności wokalnych, z kolei na początku innego Vi uklęknął przed Eydis. W sumie publiczność zobaczyła bardzo ciekawe sceniczne show. A muzyka? Daje się na pewno usłyszeć silne wpływy zespołów Cradle of Filth i Nightwish. Miał to być już koniec ich występu, ale publiczność na to nie pozwoliła, więc na bis zespół zagrał jeszcze cover z dorobku grupy Nightwish.

 

ImageNa koniec przyszła pora na główną gwiazdę tego wieczoru, czyli grupę Qube. Ponieważ zespół ma nowego wokalistę i nie odbył żadnych prób, to były obawy, że coś pójdzie nie tak. Niestety już w pierwszych minutach ich występu większość osób opuściła salę. Z racji tego, że wokalista nie do końca opanował materiał, okolice mikrofonu zostały wyłożone kartkami z tekstami poszczególnych utworów. Koncert głównej gwiazdy rozpoczął się instrumentalnie. Niestety ich występ był zdecydowanie najsłabszym tego wieczoru. Odnoszę wrażenie, że stylistycznie muzycy nie potrafią określić kierunku swej drogi muzycznej, oscylując w okolicach hard rocka, metalu i fusion. Można też było odnieść delikatne wrażenie, że gitarzyści po prostu przeszkadzali sobie nawzajem. Nie wiem, czy to był zamierzony efekt, ale gdy jeden grał solówkę, to drugi mu to utrudniał łojeniem, co czasem dawało efekt trudnej do przyjęcia ściany dźwięku. Już w połowie ich występu mało kto pozostał na sali. Moim zdaniem taki zespół powinien być raczej supportem np. Behemotha, aniżeli grać jako gwiazda na proGGrockowej imprezie. Może to jeszcze nie ta pora, a może zespół powinien konkretniej opowiedzieć się, w którym kierunku chce zmierzać w swojej drodze muzycznej. Jedno jest pewne – nowy wokalista ma dobre możliwości głosowe. Może to będzie światełko w tunelu?

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!