Mój stosunek do zespołu Riverside można zdefiniować w bardzo prosty sposób: głębokie uzależnienie. Korzystam więc z każdej nadarzającej się okazji, by obcować z ich muzyką na żywo. Chociaż włóczę się za nimi po całej Polsce i nie tylko od samego początku ich scenicznego jestestwa, to nie mam dość. Pomyślałem sobie, że nie można odmówić sobie i tym razem tej przyjemności. Wraz z moją żoną i naszym przyjacielem aparatem fotograficznym występującym w roli milczącego świadka naszych koncertowych eskapad ruszyliśmy do Krakowa na kolejne spotkanie z naszymi ulubieńcami. Który to już raz jedziemy na występ Riverside, trudno zliczyć. Myśl o kolejnej przygodzie z nimi powoduje pojawienie się dreszczy na całym ciele. Zaprawdę miłe jest to uczucie.
Zanim jednak ten piękny wiosenny dzień miał zostać zwieńczony nieziemskim koncertem, muzycy Riverside postanowili spotkać się ze swoimi fanami w krakowskim Empiku. Dość pokaźny tłumek odpowiedział na zaproszenie organizatora tego wydarzenia. Było sympatycznie, kilka osób zadawało pytania, zespół odpowiadał tryskając humorem i sypiąc żartami. Łowcy autografów mieli okazję, by ozdobić okładki przyniesionych przez siebie płyt cennymi podpisami. Ja chciałem po prostu po raz kolejny przybić z chłopakami piątkę i podziękować za to, że są i grają oraz powiedzieć, że mi się to wszystko bardzo, ale to bardzo podoba. Słyszałem opinie mówiące o tym, iż na ostatniej płycie muzycy poruszają tematy wszechogarniającej komercji, a ze swoimi wielbicielami spotykają się w jej świątyni, jaką niewątpliwie jest sieć sklepów Empik. Myślę, że takie mamy czasy i nie ma się o co obrażać. Gdyby zespół istniał dekadę wcześniej, to kto wie czy takie spotkanie nie odbyłoby się w istniejącym wtedy sklepie szacownego wydawnictwa Rock-Serwis. Cieszmy się z tego, że w ogóle mogliśmy się zobaczyć z muzykami i kolekcjonujmy każdą taką chwilę, bo jest na wagę złota.
Po dotarciu do Klubu Studio odwiedziliśmy stoisko zespołu. Koszulki, płyty – pełen marketingowy profesjonalizm. Na marginesie dodam, iż Riverside od samego początku swojej kariery z pietyzmem i konsekwencją kreował swój wizerunek. Na każdej trasie można było nabyć nową koszulkę, płytę czy singla. Wydaje mi się, że niejedna szanowana gwiazda z zagranicy mogłaby uczyć się od Riverside, jak dbać o swój image i przypodobać się fanom. Ukojenie mej duszy daje muzyka zespołu podana na czarnych krążkach. Szkoda tylko, że fonograficzny debiut nie jest już dostępny w tej formie. Mam nadzieję, że ta biała plama w winylowej dyskografii Riverside szybko zostanie wypełniona. Przejdźmy jednak do meritum jakim jest muzyka, bo to ona jest najważniejsza.
Koncert Riverside poprzedził występ warszawskiego zespołu Maqama. Nie poświęcę zbyt wielu słów na omówienie występu tej formacji, bo szkoda waszego i mojego czasu. Powiem tylko tyle: jeśli słyszę pięćsetny zespół będący krzyżówką Tool, A Perfect Circle, Planet X, Dream Theater, to zbiera mnie na wymioty. Czy nikt nie ma odwagi powiedzieć takim zespołom, że setki innych formacji już tak grają? Życzę chłopakom jak najlepiej, dużo pracy przed nimi i to tyle w temacie przystawki przed daniem głównym.
Cóż mogę więcej napisać o muzyce Riverside ponad to, co już napisano? Prochu nie wymyślę. Było po prostu fenomenalnie. Pełny profesjonalizm w każdym aspekcie. Nagłośnienie, światło oraz ogólna atmosfera stworzona przez zespół i publiczność nadały temu wydarzeniu wyjątkowego blasku. Jednym słowem koncert bez wad. Ktoś powie, że przesadzam, ale jeśli są jakieś wątpliwości to zapraszam na jakikolwiek koncert Riverside w pobliżu waszego miejsca zamieszkania.
Panowie z Riverside są doskonałymi instrumentalistami, z wyczuciem i smakiem budują dramaturgię występu, panują nad publicznością. Brzmienie zespołu w niczym nie ustępuje pierwszoligowym zespołom z zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że przewyższają swoją indywidualnością niejedną rockową gwiazdę. W 2007 roku oglądałem ich występ na Burg Herzberg Festival i wtedy odniosłem wrażenie, że to już jest szczyt ich możliwości. Kiedy zobaczyłem ich w krakowskiej Rotundzie w 2011 roku po rocznej przerwie, jaką zespół zafundował sobie i fanom dla higieny emocjonalnej i nabrania równowagi i dystansu do nabrzmiałej od sławy rzeczywistości, nie mogłem wyjść z podziwu nad kosmiczną metamorfozą zespołu. Wszystko poszybowało o kilka poziomów w górę. Opisywany w tym tekście koncert tylko potwierdza słuszność mojej opinii. Zespół Riverside to obecnie najlepszy polski eksportowy rockowy band. Przejdźmy jednak do samego koncertu.
Na tegorocznej trasie zespół promuje swój najnowszy, wyśmienity album „Shrine Of New Generation Slaves”. Poza najnowszym materiałem koncert uświetniły trzy utwory z „Anno Domini High Definition”, „Living In The Past” z wydanej w 2011 r. epki „Memories In My Head” i dwa klasyki z czasów trylogii „Reality Dream”. Dokładną setlistę zamieszczę poniżej.
Pysznie to wszystko zabrzmiało. Zaiste był to magiczny wieczór. Towarzyszyła mi ogromna ilość emocji, a także wielka radość z przeżywania na żywo najnowszego, świeżego jeszcze materiału z ostatniego krążka. Do pełni szczęścia zabrakło mi jedynie „Night Session – Part One” i „Rapid Eye Movement”. Uwielbiam te transowe wycieczki zespołu. Kto się nie wybrał na ten koncert, niechaj bardzo żałuje.
Cieszy mnie ta ogromna popularność Riverside pomimo braku ich muzyki na radiowych playlistach. Nawet nie kryję zadowolenia z faktu, iż ich muzyka nie służy jako tapeta w sklepach, biurach czy taksówkach, wycierając swój blask na falach nic nie znaczących komercyjnych stacji. Jest jeszcze jeden godny podziwu i poszanowania aspekt popularności zespołu. Riverside nigdy nie podparli swojej popularności udziałem w programach telewizyjnych lansujących tzw. talenty. Jedynie ciężka praca i konsekwencja dały muzykom szacunek, uznanie i uwielbienie. Raduje mnie także to, iż zespół nie śpiewa po polsku. Doskonały angielski Mariusza Dudy pozwolił im spokojnie zawalczyć o zachodnie rynki muzyczne i wygrać tę walkę z powodzeniem.
Mamy jedną z nielicznych i unikalnych formacji w naszym kraju, która godnie reprezentuje polską myśl rockową na scenach całego świata. Wystarczy spojrzeć na obecną trasę koncertową. Grają niemal wszędzie. Wydaje mi się, że to dopiero przedsmak tego, co zespół szykuje swoim fanom. Sądzę, że nie było ani jednej osoby na sali w Klubie Studio, która wyszłaby zawiedziona występem Riverside. Do dziś pulsuje we mnie atmosfera tamtego wieczoru. Wibruje we mnie bezustannie ta muzyka. Potrzebowałem tego koncertu Riverside również po to, by odkryć na nowo album „ADHD”. Nie byłem do końca przekonany do tego krążka, ale ten koncert zmienił moje zdanie w tej kwestii.
A oto setlista tego występu. Bardzo konkretna, treściwa. Oczekuję takiej płyty koncertowej, właśnie z tym materiałem. To byłby czad!
1. New Generation Slave
2. The Depth Of Self-Delusion
3. Feel Like Falling
4. Driven To Destruction
5. Living In The Past
6. 02 Panic Room (Coda)
7. We Got Used To Us
8. Egoist Hedonist
9. 02 Panic Room
10. Escalator Shrine
Bisy:
11. Left Out
12. Conceiving You
13. Celebrity Touch