ProGGnozy 13 – Besides, Korbowód, klub Zaścianek 22.06.2013
Ostatnia przed wakacjami edycja imprezy z cyklu ProGGnozy miała miejsce w o tyle niefortunnym terminie, że zbiegła się z koncertem Paula McCartneya w Warszawie i podwawelskimi Wiankami (oraz podobną imprezą w Myślenicach). Znalazła się jednak grupa zapaleńców, którzy zignorowali te wydarzenia muzyczne i przybyli do krakowskiego klubu Zaścianek na inną muzyczną ucztę.
Jako pierwszy na scenie pojawił się zespół Besides. Wykonuje on muzykę instrumentalną, będącą połączeniem post rocka i alternatywy. Ten niemalże godzinny występ był na tyle ciekawy, że nawet się nie spostrzegłem, jak kapela zakończyła swój występ schodząc ze sceny. Przy użyciu dwóch gitar, wspomaganych sekcją rytmiczną muzycy świetnie budowali klimat. Efekty specjalne i brzmienia klawiszowe były odtwarzane z tabletu. Grupa rozpoczęła swój koncert utworem „Beyond My Upset”. I od tego zaczął się ten godzinny występ, pięknie malowany dźwiękiem. Gitarowe tremola znakomicie budowały nastrój. Momentami przywodziło to na myśl wczesne dokonania zespołu Twelfth Night (znane tylko z pierwszej płyty i z bootlegów), tyle że Besides bazuje wyłącznie na dźwiękach gitarowych, natomiast utwory Twelfth Night charakteryzowały się dużym udziałem klawiszy. Dziesięć utworów wypełniło godzinę muzyki. Panowie ograniczyli się tylko do krótkich zapowiedzi na początku i na końcu koncertu. W ostatniej minucie granego na zakończenie występu „Strand”, muzycy zeszli na bok sceny, natomiast w tym czasie grał sam… tablet. Trochę szkoda, że potem zespół nie pokazał się grupowo publiczności. Zamiast tego od razu zabrali się do zwijania sprzętu ze sceny. Ci, co wybrali wianki – niech żałują, że nie przyszli.
Kilkanaście minut po 21-szej na scenie zainstalował się drugi z zespołów – Korbowód. Istnieje on już dość długo, bo prawie dwie dekady, lecz swoją twórczością dzieli się głównie za pośrednictwem internetu. Tym razem otrzymaliśmy zupełnie odmienne brzmienia. O ile Besides niesamowicie mnie wciągnął w całe wydarzenie, o tyle Korbowód trochę mnie zmęczył. Znakomite umiejętności techniczne oraz chęć do poszukiwań u gitarzysty, Michała Koterby, nadrobiły jednak te niedostatki. W jednym z utworów Michał kombinował coś z efektami, wydobywając tym sposobem przedziwne brzmienia. O ile instrumentaliści sprawowali się znakomicie, o tyle z wokalistką było już nieco gorzej. Momentami słabo było ją słychać, do tego czasem dochodziły kłopoty z głosem. Raz nawet poprosiła, żeby nie podawać dymów na scenę, bo to jej przeszkadza w śpiewaniu. Jej melorecytacja mogła trochę kojarzyć się z Jimem Morrisonem. Największym jednak minusem było dość ostentacyjne posiłkowanie się ściągawkami. O ile w przypadku zespołu Qube, parę miesięcy temu, to zjawisko było uzasadnione (nowy wokalista nie zdążył wykonać odpowiedniej ilości prób), o tyle w przypadku Korbowodu już nie bardzo. Zaczęli utworem „Eve”, a po piątym o dość wdzięcznym tytule „69”, muzycy zrobili krótką przerwę techniczną. Po niej wykonali jeszcze pięć kompozycji, zaczynając od „Darkside”, a kończąc na „You See It”. Wydawałoby się, że to będzie koniec, ale nic bardziej mylnego. Publiczność złożona głównie ze znajomych Korbowodu domagała się bisów, więc kapela powróciła na scenę, by zagrać jeszcze jeden utwór...
Podobnie jak przed miesiącem, w ProGGnozach miały wziąć udział trzy zespoły, lecz z niewiadomych przyczyn wystąpiły tylko te dwa. Pozostaje nam zatem czekać do kolejnej tego typu imprezy, ale to już po wakacjach...