Wywiad z Agnieszką Świtą
M: W jaki sposób rozpoczął się Twój udział w „Alchemy”? Interesuje mnie nie tylko geneza pomysłu Clive’a, aby Cię zaprosić czy też namówić do udziału w swoim przedsięwzięciu, ale również chciałbym dowiedzieć się, jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z tym związane.
AŚ: Jak pewnie się orientujesz, pierwszym naszym przedsięwzięciem był album „She” … a właściwie nie całkiem pierwszym, bo przed nim były trzy EP-ki, ale pierwszym głównym. I od niego wszystko się zaczęło. Przez rok mieszkałam nad studiem Clive’a, gdzie codziennie pracowaliśmy nad albumem, rozwijając pomysł i nagrywając demówki. Już wtedy rozmawialiśmy o tym, co robić po „She”, bo wiedzieliśmy, jak dużo czasu upłynie od koncepcji do realizacji. Chodziło nam o znalezienie historii, w której znalazłyby się silna postać kobieca dla mnie, interesująca przygoda, intryga, walka dobra ze złem, miłość i nienawiść, metamorfoza, zagadka… W efekcie prawie każdego dnia spacerowaliśmy wokoło jeziora, które jest niedaleko studia, no i ‘grzebaliśmy’ w literaturze w poszukiwaniu czegoś, co zainspiruje Clive’a podobnie jak „She”. Przekopaliśmy wszystkie znane powieści i doszliśmy do wniosku, że kobiety są portretowane głównie jako pasywne. Rozumiesz: płaczą, krzyczą i reagują na akcje bohaterów… Nie było pola do rozwinięcia postaci dla mnie. Konkluzja mogła być tylko jedna - powiedziałam Clive’owi, że może po postu napisze historię sam? No i tak się też stało.
Bardzo smutne niestety jest to wspomnienie… Metal Mind wydał „She” i nasza współpraca układała się fantastycznie. Niestety szef Metal Mind - Tomek Dziubiński odszedł z tego świata… To był jeden z tych ludzi, którzy są pełni optymizmu, energii i humoru. Nigdy się nie spodziewasz, że odejdą… Pamiętam, że Clive zadzwonił do mnie z tą wiadomością i rozmawialiśmy ponad dwie godziny o tym, jak Tommy wspierał nasz projekt. Clive do tej pory wspomina, jak jego ojciec zasłabł podczas, gdy Clive był w trasie i że Tommy bez żadnych pytań zorganizował mu lot do Anglii i z powrotem po to, by Clive mógł swojego ojca odwiedzić w szpitalu. Takie gesty świadczą o formacie człowieka, tego się nie zapomina. I nagle Tommy przestał być częścią naszego świata muzycznego, a to stawiało również pod znakiem zapytania „Alchemy”. Na szczęście obecna załoga Metal Mindu z Mariolą Dziubińską i Darkiem Świtałą na czele kontynuuje to, co Tommy zaczął. Bardzo dziękuję im za zaangażowanie i profesjonalność.
M: Jak zmieniło się Twoje życie podczas całej pracy związanej z nagraniem płyty studyjnej i próbami przed koncertem w Katowicach?
AŚ: Moje życie jest związane na stałe z muzyką. Mieszkam w Londynie, niecałą godzinę jazdy od Clive’a i jego studia. W zależności od grafiku naszych prac, zajmuję się albo próbami, albo nagrywaniem, albo planowaniem następnego projektu, a ostatnio pracą nad moim solowym albumem. Przygotowania to okres ekscytujący i bardzo intensywny. Dużo czasu poświęciłam strojom, bo kostiumy były dla mnie ważną częścią ekspresji. Chciałam również, by te same stroje pojawiły się na deskach teatru w Cheltenham w pełnej teatralnej wersji show, więc dopracowanie szczegółów zajęło sporo czasu. Miesiąc przed samym koncertem śpiewałam swoją partię prawie codziennie… To dużo słów, a także, jak wiesz, dialog do zapamiętania, bo „Alchemy” ma również partie mówione w przeciwieństwie do „She”. Doszło do tego, że na próbach praktycznie mówiliśmy do siebie słowami naszych postaci, co było naprawdę zabawne, bo okazało się, że niemal na każdą sytuację można znaleźć jakiś wers. Na przykład, otwierając barek w poszukiwaniu butelki wina: ‘You try over there and I’ll check the desk‘, co jest oczywiście cytatem prosto z „Alchemy”.
M: Czy spodziewasz się, że udział w pełnej wersji musicalu zaplanowanego na wrzesień tego roku w Cheltenham będzie istotnie trudniejszy od występu w Katowicach, który był bardziej koncertem niż przedstawieniem teatralnym?
AŚ: Będzie to inne doświadczenie, którego nie da się porównać do występu w Katowicach. Pełna teatralna wersja z choreografią i scenerią, oraz oczywiście z chórem - to dodaje ekspresji. Jestem natomiast pewna, że publiczność odda mi tyle samo energii i entuzjazmu, ile ja włożę w wykonanie. Akcja równa się reakcji. Pamiętam nasze występy w zeszłym roku z „She”, a szczególnie w piątek i sobotę. Na widowni głównie fani rocka… Ludzie się świetnie bawili… Ja się świetnie bawiłam na scenie… Nie wiem, co było pierwsze, ale spodziewam się takiej samej intensywności i emocji. No i oczywiście we wrześniu mamy kilka występów, wiec po zejściu ze sceny będę mieć świadomość, że następnego dnia znowu będę Amelią.
M: Jak sądzisz, czy „Alchemy” będzie oddziaływać w jakikolwiek sposób na Twoją muzyczną karierę? Chodzi mi zarówno o echa Twojego udziału w tym wydarzeniu, jak i o wpływ na Twoją twórczość w przyszłości. I druga kwestia z tym związana: czy Twoja dotychczasowa działalność muzyczna ułatwiła, czy raczej utrudniła Ci przygotowanie się do nagrań i występów?
AŚ: Poznałam Clive’a 6 lat temu i od tamtej pory pracujemy razem. On sam mówi, że ja jestem jego ‘Leading Lady’ … Kocham jego muzykę i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Clive jest poważanym muzykiem w świecie rocka progresywnego. To niesamowite, z jakim szacunkiem odnoszą się do niego inni muzycy i fani. To jest wielki zaszczyt dla mnie, że wybrał właśnie mnie do współpracy… Tak się zaczęła moja kariera muzyczna. Nagraliśmy razem 3 EP-ki, 3 dwupłytowe albumy („She”, „Journey’s End - An Acoustic Antology” i „Alchemy”) oraz 2 płyty DVD. Obecnie pracujemy nad moim solowym albumem „Sleepless”. Clive będzie producentem, keyboardzistą i autorem tytułowego utworu. Jak widzisz, moje całe muzyczne życie jest powiązane z Nolanem i jego twórczością.
M: Co utkwiło Ci najbardziej w pamięci po przedstawieniu w Katowicach?
AŚ: Spotkanie z fanami i mile słowa, które usłyszałam. Na co dzień jestem w trakcie prób i nagrywania, martwienia się o efekt końcowy, czy na pewno wszystko jest tak, jak być powinno, czy będę pamiętać wszystkie słowa, czy przypadkiem nie rozepnie mi się gorset podczas śpiewania… ha ha. Wszystkie błahostki nabierają monstrualnych rozmiarów i łatwo jest stracić perspektywę, że tam na zewnątrz są ludzie, którzy kupują płytę i słuchają…, że ta muzyka daje im radość. Jeden człowiek powiedział mi po koncercie ‘Pani Agnieszko, to, co robi pani dla muzyki to jest mistrzostwo świata’… (Pozdrowienia dla tego Pana, jeśli nas czyta!) Jeśli znajdzie się chociaż jeden człowiek, który odbiera mnie w ten sposób, to bezsenne noce i godziny prób nagle nabierają sensu. Bardzo dziękuję każdemu, kto podzielił się ze mną swoimi emocjami po koncercie.