VII Festiwal Rocka Progresywnego - Gniewkowo, 29-30.06.2013

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageNa wakacyjnej mapie festiwalowej obowiązkowo trzeba zaznaczyć jeszcze jedną miejscowość. Jest to Gniewkowo leżące na trasie łączącej Toruń i Inowrocław. Ostatnim odkrytym przeze mnie muzycznym wydarzeniem jest lokalna muzyczna impreza o znaczeniu ogólnokrajowym. Przyznaję, że o festiwalu w Gniewkowie słyszałem już wcześniej, jednak nigdy nie miałem okazji, by się na niego wybrać. Tegoroczny zestaw artystów, którzy gościli w Gniewkowie w ostatni weekend czerwca, wzbudził we mnie ogromny apetyt na kolejną porcję muzycznych doznań. Okazało się również, że artystyczne doznania przerosły moje najśmielsze oczekiwania.

Za tym muzycznym przedsięwzięciem stoi Stowarzyszenie Inicjatyw Niezależnych „Progres”. Jest to grupa zapaleńców, pasjonatów, a co za tym idzie i pozytywnych szaleńców rozkochanych w najszlachetniejszej z odmian muzyki rockowej, jaką jest bez wątpienia rock progresywny. Najzwyczajniej w życiu chce im się działać i wspierać często młode, obiecujące zespoły, by mogły zaistnieć przed szerszą publicznością. Na samym początku trzeba nadmienić, iż jest to bardzo kameralna impreza. Nie ma na niej przerażających tłumów, przypadkowych bywalców koncertów, którzy wygrali zaproszenie. Do Gniewkowa zjeżdżają się fani polskiego rocka progresywnego pragnący usłyszeć, zobaczyć, ale także uścisnąć dłoń swoim ulubieńcom i strzelić sobie z nimi pamiątkowe fotki. Na VII Festiwal Rocka Progresywnego w Gniewkowie w tym roku przyjechali: Arlon, HellHaven, AnVision, Ananke, Tenebris, State Urge i Tides From Nebula.

Tegoroczny festiwal otworzyli debiutanci z Przemyśla, ukrywający się pod tajemniczą nazwą Arlon. Było to rozpoczęcie mocne i na wysokim poziomie. Znakomity koncert, na którym grupa zaprezentowała materiał ze swojej świeżo wydanej płyty „On The Edge”. Wraz z moją małżonką byliśmy o tyle w komfortowej sytuacji, że znaliśmy już materiał i wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Arlon kilka tygodni wcześniej dał piorunujący koncert w Kielcach wraz z AnVision w ramach wspólnej trasy koncertowej. Jak na artrockową młodzież, zespół spisał się znakomicie. Klimatyczna muzyka, dobry wokal, klawisze i saksofon nasycały utwory swym ciepłem. Niebywale równy materiał jak na debiut. Słychać, że panowie traktują poważnie przybyłą na koncert publiczność i chcą pokazać się z jak najlepszej strony. Warto dodać, iż na festiwalu odbyła się oficjalna premiera debiutanckiego albumu zespołu, który w materialnej formie był obecny na stoisku grupy Arlon.

Drugim zespołem na scenie parku w Gniewkowie był HellHaven z Myślenic. Było to jednym słowem nieporozumienie, przynajmniej ja tak odebrałem ich występ. Muzyka bez ładu i składu, wokal ładny, ale oderwany od brzmienia zespołu, jakby z innej bajki, a na dodatek frontman przez cały koncert pozdrawiał Gniewków, jakby nie wiedział, gdzie przyjechał. Może jestem trochę czepliwy, ale zdecydowanie wolę inne brzmienia. Chciałbym z całą mocą podkreślić, że wyrażam swoją subiektywną opinię w tym temacie.

AnVision był trzecim zespołem pierwszego dnia festiwalu. Tu już mieliśmy do czynienia z pełnym profesjonalizmem. AnVision to zespół perfekcyjnie przygotowany do egzystencji w czołówce nie tylko polskiego, ale i światowego progrocka. Ich działanie przemyślane jest w każdym najdrobniejszym szczególe, począwszy od muzyki, a skończywszy na marketingu. Muzycy doskonale wyczuwają nastroje i emocje swoich wielbicieli, potrafią dyskretnie podczas grania na scenie pozować przed obiektywami fotografów, mają swoje stoisko, namiot, banery z nazwą grupy, koszulki i to co najważniejsze – płyty. Są kontaktowi, udzielają wywiadów, rozmawiają z publicznością. Te wszystkie cechy, o których piszę, nie mają znamion pozerstwa. To niezwykle sympatyczna, otwarta gromadka ludzi, kochająca to, w co się zaangażowali. Muzycznie ich występ to klasyczne rockowe show ze wszystkimi jego atrybutami. Utwory ułożone w logiczną całość, zagrane w nieco innych aranżacjach niż na studyjnych płytach. Jako przykład warto tu podać utwór „Mental Suicide”. Został on poszerzony o improwizacje i współpracę z publicznością. Wokalista Marqus panuje nad publicznością, bawi się z nią, prowokuje do wspólnych okrzyków i śpiewania. Brzmienie zespołu – znakomite, mimo pewnych technicznych problemów wynikających z festiwalowych realiów. Oj chłopaki, wierzyłem w was od początku i czuję, że będziecie w ekstraklasie progresywnego rocka. W programie występu AnVision znalazł się materiał z płyty „AstralPhase” oraz jeden premierowy numer i dwa utwory z debiutanckiego minialbumu. Drogi czytelniku, jeśli kochasz brzmienie i muzykę Dream Theater, Threshold, Rush i Queensryche, to koniecznie wybierz się na koncert AnVision. Słuchając AnVision i mając skojarzenia z wymienionymi przeze mnie zespołami, nie odnosi się wrażenia, że jest to bezmyślna kolejna muzyczna kopia. To soczyste, pełne barw, solidne, progresywne granie. O AnVision jeszcze będzie czas się rozpisać w innym tekście, natomiast teraz, po tej olbrzymiej dawce pozytywnych emocji, jakich dostarczył nam ten kwintet z Tarnowa, czas na danie główne tego wieczoru.

Główną gwiazdą pierwszego dnia VII Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie była legenda polskiej sceny progresywnej, formacja Ananke. Było to raczej widowisko poetycko-muzyczne przygotowane z olbrzymim pietyzmem. Podczas występu Ananke obudził się duch klasycznego rocka progresywnego. Frontman i wokalista Adam Łassa jest bez wątpienia postacią nietuzinkową. Lekko nieobecny, błądzący wzrokiem gdzieś ponad publicznością, śpiewał o swoich wizjach Bożego Królestwa, Raju, o człowieczym spełnieniu bądź jego braku, o targających artystę namiętnościach i jego stanie ducha. Towarzyszył mu w tym zespół doskonałych muzyków, ilustrujący cudownymi dźwiękami jego poetyckie wizje. Stworzony w ten sposób klimat spotęgowany został bajecznie pięknymi światłami, jakich dawno nie widziałem będąc na o wiele większych imprezach, a także obrazami wyświetlanymi na ekranie. Nie jestem pewien, ale między drzewami z dala od publiczności przechadzał się w płaszczu i kapeluszu Tomasz Beksiński i był ukontentowany z występu. Och, łezka mi się w oku zakręciła na tym koncercie od wspomnień czasów, kiedy to bywałem na koncertach Abraxas. Adam i muzycy z Ananke podsycili tę nostalgię, wykonując mało znany utwór z repertuaru Abraxas „Gdy wydaje niemożliwym się pamiętać”. Całość koncertu wypełnił materiał z ostatniego albumu Ananke „Shangri-La”. Został też zaprezentowany nowy utwór „Kantarella”. To był niesłychanie eteryczny koncert, pełen koloru i zapachu Edenu. Wydaje mi się, że Ananke są całkowicie przygotowani do rejestracji koncertu na DVD i mam nadzieję, że kiedyś się to stanie. Występy tej formacji to przede wszystkim duchowe misterium, które trzeba przeżyć w skupieniu.

Czas na drugi dzień gniewkowskiej artrockowej imprezy. Wystąpiły tylko trzy zespoły. Pierwszą grupą była Tenebris. Hmmm, naprawdę nie wiem, co mam napisać o tym zespole, by nie powtarzać tego, co pisałem o HellHaven. Spuszczam więc na te dwie formacje zasłonę milczenia. Niech każdy osądzi sam.

Tak jak pierwszego dnia czekałem mocno na AnVision i Ananke, tak w niedzielę obiecywałem sobie wiele po zespole State Urge z Gdyni. I pojawili się na scenie młodzi, ubrani w białe koszule muzycy, by zaprezentować w całości na żywo swój pierwszy album „White Rock Experience”. Zacznę od tego, iż tak czystego a zarazem prostego wokalu nie słyszałem już dawno. Wokalista i gitarzysta Marcin śpiewa bez zbędnych ozdobników, kombinacji, krystalicznie czysto, bez dźwiękowych fałdów i załamań. Jestem pełen uznania i chylę czoła. Ponownie zostałem przeniesiony w takie muzycznie obszary, które kocham najbardziej. Brzmienie State Urge kojarzy mi się ze złotymi latami rocka progresywnego. Przemykały mi przez głowę skojarzenia z Eloy, Tangerine Dream, Pink Floyd, ale także Uriah Heep, a nawet w pewnym momencie Marcin zagrał na gitarze riff zbliżony do „Sabbath Bloody Sabbath”. Moją uwagę przykuł ciekawy zestaw instrumentów klawiszowych, z jakich generowane były lube dla mego ucha dźwięki. Ogólne wrażenia – porażające. To był kolejny bardzo emocjonalny występ na tym festiwalu. Panowie ze State Urge doskonale wiedzą, po co stoją na scenie, jak mają brzmieć. Mają wyraźnie wytyczony cel, do którego dążą konsekwentnie. Ich płyta jest dla mnie jednym z najważniejszych albumów bieżącego roku.

Na finał VII Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie wystąpiło warszawskie trio Tides From Nebula. O ile Ananke zabrało nas w ezoteryczną podróż w inny, pozaziemski wymiar, tak Tides From Nebula zaprosiło nas na pokład statku Enterprise i włączyło prędkość warp. Występ ten był krótki, za to treściwy i mocno energetyczny. To muzyczna orgia i czyste szaleństwo. Jeśli mam podać jakieś skojarzenia, to na pewno z Monkey3, Autumn Moonlight i Hawkwind. Tides From Nebula grają niezwykle precyzyjną mieszankę nowoczesnej psychodelii i progrocka o kakofonicznym i mglistym zabarwieniu, podsycaną potężną sekcją rytmiczną. Żadnych wokali, literackich opowieści, tylko sama muzyka odwołująca się do wyobraźni słuchacza. Grupa zaprezentowała kilka premierowych utworów, jak również materiał z dwóch płyt: „Aura” i „Earthshine”. Muzycy oznajmili, iż kilka dni temu opuścili studio, w którym zakończyli pracę nad trzecim długogrającym albumem. Jego premiera odbędzie się niebawem.

Można narzekać na pewne niedociągnięcia podczas festiwalu, jak np. kłopoty z instalowaniem się poszczególnych zespołów na scenie. Trzeba pamiętać, że festiwal w Gniewkowie to inicjatywa prywatna, niezależna i zamiast narzekania należą się organizatorom wielkie brawa za to, że festiwal trwa, rozwija się i zyskuje nowych zwolenników. Na pochwałę zasługuje także publiczność, która konsekwentnie uczestniczyła w obydwu dniach festiwalu. Nie zauważyłem, by ktoś się źle zachowywał po spożyciu złocistego trunku. Wśród widowni panował klimat zabawy, rozluźnienia, skrzyło się od rozmów, których tematem była głównie muzyka. Festiwal Rocka Progresywnego w Gniewkowie to znakomita promocja polskiego artrocka. Byłbym zapomniał o istotnym szczególe: na imprezie obecni byli promotorzy takich brzmień z Holandii. Rozmawiali oni z każdym z zespołów i bacznie obserwowali ich występy. Pozostaje mieć nadzieję na owocny finał tych spotkań.

Wpisuję Gniewkowo na mapę moich przyszłorocznych planów koncertowych i pragnę zaapelować do włodarzy tego miasta, by wsparli Stowarzyszenie Inicjatyw Niezależnych „Progres” w organizacji kolejnej imprezy. Przecież jest to promocja regionu. Zyskają na tym wszyscy. Pozostaje mi czekać do przyszłego roku. Panowie, wielkie dzięki i ogromny szacunek za VII Festiwal Rocka Progresywnego w Gniewkowie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!