VoltFest II – Showbusiness, Nonamen, 230 Volt, KAT & Roman Kostrzewski, Kraków, Lizard King, 24.10.2013
Czwartkowy wieczór w krakowskim klubie Lizard King należał do fanów ciężkich brzmień. Tuż po godzinie 20-tej na scenie zainstalował się zespół Showbusiness. Zagrali oni jednak raptem cztery utwory, z czego jeden śpiewany przez gitarzystę w stylu do złudzenia przypominającym Agnusa Younga z AC/DC. Na uwagę zasługiwała sceniczna żywiołowość wokalistki Justyny. Niestety nieco słabiej było z publicznością, a właściwie z jej znikomą reakcją.
Potem na scenie pojawił się zespół Nonamen, który również zagrał dosyć krótki zestaw utworów. Set składał się bowiem również z zaledwie czterech kompozycji: „From The Enslaved”, „Black Mountains”, „Sleepingfall” i „Emily”. Żałuję, że nie zagrali „Redrose”. Podobnie jak na wcześniejszych koncertach dało się zauważyć na scenie duży temperament muzyków. Pierwsze dwa supporty grały przy niezbyt dobrze ustawionym oświetleniu – światła goniły trochę jak oszalałe.
Około godziny 21-szej scenę objął we władanie zespół 230 Volt i w międzyczasie w klubie przybyło ludzi. Tym razem z oświetleniem było już lepiej, występ też był dłuższy, bo trwał blisko godzinę. Po krótkim wstępie muzycy rozpoczęli od utworu „Za siebie patrz”. Potem zagrali kolejno „Demon”, „Cienie”, „Kloszard”, „Strażnik snów”, „Wojna miasto” i na zakończenie „Rock And Roll”. Ostatnia kompozycja została rozbudowana do 10 minut i pod sam jej koniec Grzegorz Babisz opuścił scenę ruszając w publiczność, by potem wrócić, tam gdzie jego miejsce. I tym sposobem, tuż przed 22-gą zakończył się występ wszystkich supportów tego dnia.
Zaraz potem ekipa techniczna przygotowała scenę na występ gwiazdy wieczoru, czyli zespołu KAT & Roman Kostrzewski. Z racji późnej pory, nieco skrócono występ grupy, wycinając kilka utworów z przygotowanej setlisty. Warto dodać, iż powstanie tej kapeli jest efektem rozłamu w składzie zespołu KAT, a projekt ten został utworzony przez Romana Kostrzewskiego i Ireneusza Lotha w 2004 roku. Parę minut po 22-giej, przy pełnej sali, wystartował ten oczekiwany koncert od utworu „Czarne zastępy”. Spora grupa ludzi zgromadzonych pod sceną rozpoczęła pogo. Oświetleniowcy stanęli na wysokości zadania i rewelacyjnie doświetlili scenę. Potem wybrzmiał „Diabelski dom część I” i „Bastard”. Po tych ostrzejszych numerach przyszedł czas na drobne uspokojenie w postaci ballady „Czas zemsty”. Dalej było już dużo mocniej za sprawą „Stworzyłem piękną rzecz”. Następnie Roman Kostrzewski, zapowiadając kolejny utwór wspomniał coś o pocałunkach. Stało się jasne, że kolejnym utworem będzie „Cmok cmok, mlask mlask”. Wraz z upływem czasu zaczęło się stopniowo uspokajać. Najpierw za sprawą „Tak mi się chce samotność”, a kolejną chwilą uspokojenia była ballada „Purpurowe gody”. Po chwili wytchnienia nastąpiła krótka opowieść Romana o wampirach, a więc wiadomym się stało, że następnym utworem będzie „Masz mnie wampirze”. Znalazło się też trochę miejsca na materiał z ostatniej płyty. Najpierw balladowy utwór „Wolni od klęczenia”, a potem ostrzejszy „Maryja Omen”. Pod koniec koncertu pojedyncze osoby zaczęły uprawiać pod sceną Stage Diving / Crowd Surfing. Główną część koncertu zakończyło nagranie „Odi Profanum Vulgus”. Po chwili nastąpiły bisy, które rozpoczęto od ballady „Łza dla cieniów minionych”, na którą zgromadzona publiczność czekała z utęsknieniem. W ostrzejszym fragmencie fani wspomagali wokalnie Romana Kostrzewskiego. Potem panowie zagrali jeszcze „Ostatni tabor”, ale w wersji przypominającej bonus z albumu koncertowego. Wydawałoby się, iż będzie to już koniec występu, lecz muzycy, zamiast opuścić scenę, zagrali „Porwany obłędem”. W ten sposób, równo o północy zakończył się koncert w Lizard King.
Reasumując: koncert można uznać za udany pod wieloma względami, choć nie wszystkie sprawy zostały do końca organizacyjnie dopięte. Miejmy nadzieję, że kolejnym razem będzie lepiej. Kat i Kostrzewski w szczytowej formie!