Black Star Riders - Kraków, Klub Studio, 31.10.2013

Paweł Świrek

ImageBlack Star Riders to zespół utworzony w grudniu 2012 roku, gdy członkowie ostatniego składu Thin Lizzy zdecydowali się na nagranie nowego materiału. Trasa koncertowa „All Hell Breaks Loose Tour 2013” rozpoczęła się 23 października i ma się zakończyć w połowie grudnia. Przy okazji tej trasy zespół zawitał także do Krakowa. Na trasie zespołowi towarzyszyły supporty. Jednym z nich był ciekawy rosyjski Red’s Cool, który tego wieczoru zagrał jako drugi.

Zaś chwilę po 20-tej na scenie zainstalowała się grupa J.D. Overdrive. Zagrali niezbyt długi zestaw, składający się raptem z siedmiu utworów. Wzbudzili tym samym umiarkowane zainteresowanie – część potencjalnej widowni przebywała w barze. Dla mnie wielkiego szału nie było. To kolejny, dość przeciętny zespół supportujący. Wyróżniał się jedynie wokalista, jakby dla podkreślenia okazji, na występ ubrał koszulkę Thin Lizzy.

 

ImagePo ich występie nader szybko zainstalował się na scenie zespół Reds’ Cool. Przy równie słabym jak poprzednio oświetleniu, Rosjanie zaprezentowali nam porcję dość ostrej muzyki. Powalająca była jedynie żywiołowość wokalisty, lecz podobnie jak w przypadku poprzedniej kapeli wzbudzili oni równie umiarkowane zainteresowanie, a szkoda, bo wyraźnie mają w sobie spory potencjał.

Dopiero po zejściu rosyjskich muzyków ze sceny, na sali, w oczekiwaniu na wymarzony koncert gwiazdy wieczoru, zaczęło się pojawiać więcej osób. Patrząc na publiczność, można było określić, że średnia wieku osób zgromadzonych w klubie Studio to około 40 - 50 lat. Niemal punktualnie, bo około godziny 22-giej, na scenę wyszli muzycy zespołu Black Star Riders. Ponieważ można ich uznać za „przemalowane Thin Lizzy”, to ich występ składał się zarówno z utworów z płyty Black Star Riders, jak i z klasyków znanych z twórczości grupy Thin Lizzy.

 

ImagePoczątkowo zespół grał oświetlony gąszczem czerwonych lamp. Na pierwszy ogień poszedł utwór „All Hell Breaks Loose”. Na scenie dała się od razu wyczuć żywiołowość muzyków, zwłaszcza wokalisty. Jego bieganie po scenie zrobiło na mnie spore wrażenie, lecz niestety gorzej było z reakcją publiczności. Przez większość koncertu publiczność stała sztywno zgromadzona nieopodal sceny i jedynie pojedyncze osoby, w tych bardziej żywiołowych momentach koncertu, unosiły od czasu do czasu ręce w górę. Na szczęście akustyk poprawnie nagłośnił koncert, co sprawiało, że tej muzyki można było słuchać z prawdziwą przyjemnością. Oświetleniowiec również stanął na wysokości zadania.

Zespół zastosował ciekawą taktykę, gdyż najlepsze utwory zostawił sobie na koniec występu. Główną jego część zakończył jeden z większych przebojów zespołu – „The Boys Are Back In Town”. O ile wersja z 1976 roku może dziś brzmieć nieco archaicznie, o tyle wykonanie koncertowe było naprawdę rewelacyjne. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść wraz z pierwszym utworem granym na bis. Wywołani przez publiczność muzycy zagrali kawałek nie byle jaki, bo „Whisky In The Jar” - bodajże najsłynniejszy utwór Thin Lizzy. To wykonanie powaliło mnie i jeszcze trochę osób na kolana. Szkoda tylko, że starsza wiekiem część publiczności stała jak zahipnotyzowana. Drugim utworem zagranym na bis była „Rosalie”.

Tym sposobem, tuż przed północą, zakończył się jedyny w Polsce koncert kapeli Black Star Riders. Szkoda tylko, że publiczność wypełniła w klubie zaledwie połowę sali. Występy Marillion czy Riverside przyciągnęły przynajmniej dwukrotnie większą widownie. Myślę, że gdyby ten koncert zespół zagrał pod szyldem Thin Lizzy, a nie Black Star Riders, to nawet Hala Wisły byłaby zbyt ciasna dla pomieszczenia chętnej publiczności. Wciąż stosunkowo mało znana nazwa zespołu niestety robi swoje, gdyż jedynie dobrze poinformowani i wtajemniczeni wiedzieli, że Black Star Riders to praktycznie Thin Lizzy.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok