Wywiad z Grzegorzem Kupczykiem

Redakcja MLWZ

ImageMLWZ: Witaj Grzegorz, wróciliście niedawno z CETI z trasy promującej brytyjską wersję "Ghost Of The Universe"  wydaną na tamten i zachodnie rynki przez szkocką firmę Fat Hippy Records. Czy jesteś zadowolony z tego wydawnictwa i  jaka jest różnica pomiędzy tą a wersją zrealizowaną dla EMI? I dodatkowe pytanie: wizytowaliście tam podczas trasy także studio wydawcy; czy należy coś z tego wnioskować? 

GK: Przede wszystkim należy zaznaczyć, że repertuar brytyjskiej płyty jest poszerzony o dwa dodatkowe teledyski, które wprawdzie ukazały się już w sieci, ale nie zdążyły „załapać” się na płytę, ponieważ były one wyprodukowane w późniejszym terminie niż klip „Anywhere” - tuż przed oficjalną premierą materiału. Cóż, nie od dzisiaj wiadomo, że zachodnie produkcje płytowe są często bardziej atrakcyjne niż produkcje polskie. W tym konkretnym wypadku widać to za pierwszym razem (ładniejszy papier, projekt graficzny i sam krążek.) Co do studia – owszem otrzymaliśmy ofertę wypróbowania możliwości produkcyjnej i skorzystaliśmy z tego przy okazji przesłuchiwania koncertowego materiału zarejestrowanego w Aberdeen. Być może zarejestrujemy tam także nasz nowy materiał, choć przyznam, że bardziej swojsko czułem się jednak w MP Studio :-).

MLWZ: Jak podobała Ci się trasa po Wielkiej Brytanii i gdzie czuliście się najcieplej przyjmowani? Jaką mieliście tam publiczność ? Jaki koncert najlepiej wspominasz? 

GK: Sama Wielka Brytania pozostała dla mnie tylko częściowo odkrytą tajemnicą, ponieważ musieliśmy szybciej wracać (z powodu choroby wokalisty – przyp. AC). Szkocja z kolei to bardzo interesujący kraj. Na pewno w jakimś sensie ponury i szary (budynki z szarego kamienia i ta specyficzna pogoda), ale mają wiele pięknych i interesujących miejsc. Są tam wspaniali, gościnni ludzie :-). Publiczność była międzynarodowa, jak się później okazało :- ) Oczywiście głównie obecni byli Polacy, ale Szkoci, Francuzi i Niemcy także. Wszyscy przyjmowali CETI bardzo spontanicznie i ciepło. Moim zdaniem najlepszy lub może właściwszym określeniem byłoby – odjazdowy – to koncert w Aberdeen tuż przed naszym wyjazdem w miejskiej sali koncertowej Lemon Tree.

MLWZ: W relacjach jakie pojawiały się na FB z trasy wiedziałem, że dobrze się tam bawiliście, mieszkaliście jak królowie, suportowały Was też kapele lokalne. Czy to był Twój pomysł?

GK: Nie, to pomysł organizatora trasy. Chociaż dla mnie było to bardzo ważne, aby zespoły lokalne grały przed nami, a nie jak to zwykle bywa przy wyjazdach polskich grup za granicę - odwrotnie. A należy też wspomnieć o naszych wspaniałych gospodarzach. Carolyn i Chrisie to niezwykli, ciepli i serdeczni ludzie, którzy wspaniale nas ugościli w swoim XVII-wiecznym domu Disblair House. Było tam cudownie, niezapomniane były wieczory przy kominku z dobrą whisky, czasem kończyliśmy bardzo późno, pomimo kolejnych koncertów na drugi dzień.

MLWZ: Czytałem, że pisały tam o Waszej trasie takie tuzy jak brytyjski Metal Hammer czy duże dzienniki lokalne, a płyta trafiła do dużej sieci sklepów muzycznych HMV. To spory sukces jak na kapelę hardrockową z Polski. Czy to oznacza, że jesteś zadowolony z promocyjnej strony tej trasy i promocji wydawnictwa? 

GK: Zawsze może być lepiej. Uważam jednak, że jak na pierwszy raz jest naprawdę OK. Fat Hippy bardzo się stara. Myślę, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, po prostu w przeciwieństwie do polskiej rzeczywistości tam dba się o interes w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie powiem, miło było tam poczytać o sobie i zobaczyć swoją płytę na półkach w tej znanej sieci. A teraz dowiedziałem się, że sprzedaje się ona znakomicie w Japonii, trafiła też do USA i Szwecji. Tak, że jest dobrze.


MLWZ: I na koniec muszę zadać pytanie jak się czujesz i czy długo zajęło dochodzenie do zdrowia po tym nieszczęsnym zatruciu, które przerwało Waszą trasę? Czy planujecie powrót na Wyspy już niedługo? 

GK: Teraz jest już dobrze, choć muszę się przyznać, że jeszcze czasem odzywają się delikatnie reperkusje tego niesławnego wydarzenia. Dwa tygodnie zajęło mi odzyskanie właściwej czy może prawidłowej formy. Następne tygodnie po dzień dzisiejszy to powrót do właściwej kondycji fizycznej. Znasz mnie i wiesz, że trudno mnie „położyć”, ale to co się wydarzyło było naprawdę bardzo niebezpieczne. Według planów teoretycznie mamy tam wrócić i dokończyć trasę na wiosnę 2014. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!