Galahad: wywiad ze Stuartem Nicholsonem

Marek J. Śmietański

Wywiad ze Stuartem Nicholsonem

ImageM: Prawdopodobnie wszyscy o to pytają, ale nie chcę zadawać trudnych pytań na samym początku ;) Jakie były faktyczne przyczyny wydania ostatnich dwóch płyt w odstępie pół roku? Dotychczas fani byli przyzwyczajeni do dłuższego milczenia. Czy dużym błędem jest traktowanie tych wydawnictw jako dyptyk?

Stu: Prawda jest taka, że mieliśmy bardzo dużo napisanego oraz nagranego materiału i czuliśmy, że wszystko jest naprawdę przekonujące. Neil, nawet gdy był chory, miał mnóstwo pomysłów, których większość nam się spodobała i chcieliśmy je nagrać. Zrealizowaliśmy więc to, co zaowocowało płytą „Battle Scars”, która zawiera jego trzy utwory. Zdecydowaliśmy się wydać dwie osobne płyty ze względów ekonomicznych i również dało nam to lepszą możliwość podtrzymania, a nawet i podbudowania, nieco słabnącego wizerunku niż wydanie tylko jednego podwójnego albumu. Osobiście uważam zawartości obu albumów za uzasadnione i że udało nam się to zrobić bardzo sprawnie (i to jest opinia całego zespołu).

Ponadto, mieliśmy nadzieję na wydanie „Battle Scars” zanim Neil odejdzie, niestety tego się nie udało zrobić [basista Neil Pepper zmarł 2 września 2011, zaś pierwsza płyta została wydana w kwietniu 2012 roku - przyp. tłum.]. Mroczniejsza okładka tej płyty jest hołdem dla Neila, natomiast bardziej kolorowa okładka „Beyond The Realms Of Euphoria” mówi nam: ‘okay, złe rzeczy się wydarzyły, ale mamy nadzieję na przyszłość i musimy iść dalej z pozytywnym nastawieniem’, co zostało przedstawione na „Euphorii”. Tak Neil to rozumiał i my się całkowicie z nim zgadzaliśmy.

M: Od razu rodzi się też pytanie, jak długo będziemy teraz czekać na nowe CD (oby nie kolejne 5 lat)? Podobno pracujecie już nad nowymi kompozycjami?

Stu: Tak, już piszemy nowe piosenki i mamy ukształtowany niejeden projekt na kilka następnych lat, w szczególności kilka nowych EP-ek oraz kompilację na 30-lecie zespołu z nowo nagranym starszym materiałem.

M: Być może nie słyszałeś, że po jednym z koncertów pewien dziennikarz muzyczny z warszawskiej stacji radiowej stwierdził, że (tu cytuję) ‘co utwór to wstawka techno’, ktoś inny mówił o fascynacji new romantic i zasłuchaniem industrialem, gdzieś pojawiło się nawet określenie ‘mocno wulgarne, gitarowe Depeche Mode’. Czytałem w jednym z wywiadów, że jest to w pełni świadome działanie. Jak jest naprawdę? I co właściwie znaczy dla Ciebie określenie progresywny?

Stu: Nie jestem pewien co do new romantic, ale zawsze byliśmy zainteresowani użyciem sekwencerów i wykorzystaniem nietypowych dźwięków instrumentów klawiszowych oraz pewnymi bardziej tanecznie zorientowanymi aranżacjami, co zrobiliśmy już dawno temu w „Amaranth” na płycie „Sleepers” i oczywiście również na „Following Ghosts”, który był pierwszym albumem nagranym z udziałem Deana.

‘Progresywny’ oznacza dla nas spojrzenie wprzód, w przyszłość, a nie wstecz, zupełnie inne niż kuriozalne ukłony w kierunku naszych oryginalnych wpływów jak w „Guardian Angel”. Ostatecznie mamy przecież teraz XXI wiek, to nie jest już 1985 rok, ani tym bardziej 1972! Na pewno nie chcemy nagrywać czy też być postrzegani jako reprezentant nostalgicznego progrocka! Lubimy myśleć, że każdy album, który wydajemy, jest inny niż poprzedni i zawiera pomysły czy wpływy dotychczas nie słyszane na płytach Galahad, a jednocześnie wciąż w pewien sposób zachowujemy nasze własne brzmienie.

ImageM: Cytowane wcześniej określenia kojarzą mi się w pewnym stopniu z brzmieniem Twelfth Night. Od razu więc chciałbym potwierdzić lub sprostować pewne informacje, które niedawno pojawiły się w Internecie. Mianowicie, chodzi mi o udział Marka i Deana w projekcie pod nazwą The Cryptic Clues i anonsowaną na 2014 rok transformację tej grupy w Twelfth Night (z trzema muzykami z oryginalnego składu). Jeśli to okaże się prawdą, to w jaki sposób ten fakt wpłynie na działalność Galahad?

Stu: Mam nadzieję, że nie wpłynie! Szczerze mówiąc, nic oficjalnie na temat jeszcze nie zostało powiedziane, Brian* był dotychczas bardzo milczący, nie jestem nawet pewien, czy już cokolwiek wspomniał Deanowi i Markowi! Ale jestem pewien, że możemy funkcjonować okay tak długo, jak nie będzie to wpływać na to, co robimy!

M: Czy zgodziłbyś się z tezą, że historycznie rzecz biorąc, twórczość Galahad można podzielić na trzy zróżnicowane brzmieniowo okresy: klasyczny rock neo‑progresywny wykreowany w latach 80‑tych („Nothing Is Written”, „In A Moment Of Complete Madness” oraz „Sleepers”), zelektryzowany prog related („Following Ghosts” i „Year Zero”) oraz ostatnie trzy bardziej rockowo-progresywne dzieła (celowo użyłem takiego sformułowania jako pewnego rodzaju antagonizmu do prog-rocka) z niemałą kroplą eklektyzmu, które tak naprawdę bardzo trudno jednoznacznie zaklasyfikować (czy tylko mnie w tym momencie przychodzi do głowy Marillion)?

Stu: Możliwe, na pewno ostatnie trzy albumy mają wspólny wątek, ściśle związany z Karlem Groomem, który je wszystkie nagrywał, miksował i produkował, ponadto są one bardziej dynamiczne niż cokolwiek, co dotychczas nagraliśmy. Natomiast nie mogę teraz wypowiadać się na temat odniesienia do Marillion, ponieważ nie słyszałem żadnej ich płyty wydanej po „This Strange Engine”!

Pierwsze płyty to raczej pochodna tego, że byliśmy jeszcze wciąż na etapie nabierania pewności siebie i szukania naszego własnego brzmienia [nie mogę się w tym miejscu zgodzić ze Stu - to była zdecydowanie wypadkowa, a nie pochodna, ale tłumaczenie jest względnie wierne - przyp. tłum.]. Musisz pamiętać, że byliśmy wówczas bardzo młodzi, trzech członków zespołu było nastolatkami, gdy nagrywaliśmy „Notting Is Written”**, a taka sytuacja powoduje, że zespół ma tendencje do obnoszenia się swoimi wpływami w sposób bardziej oczywisty, zwłaszcza gdy rozpoczyna działalność i my tak właśnie wtedy robiliśmy. Ale myślę, że ukształtowaliśmy nasze własne brzmienie w tamtych czasach.

ImageM: Jak oceniasz współpracę z Karlem Groomem*** z Threshold, który produkował Wasze trzy ostatnie płyty? Czy to jemu zawdzięczacie bardziej rockowe niż progresywne brzmienie i pojawiające się coraz częściej loopy i elementy trance, czy to raczej Dean maczał w tym palce?

Stu: Zainteresowaliśmy się Karlem przede wszystkim dlatego że podobało nam się brzmienie jego nagrań, zorientowane bardziej rockowo z naciskiem na bardzo dobrze nagrane ciężkie gitary, czego brakowało nam na naszych poprzednich płytach. Łatwo się z nim współpracuje i jest również bardzo inspirujący, a na dodatek ma wspaniałe koncepcje. Właściwie on jest pierwszym realizatorem, z którym pracowaliśmy, mającym całkowitą empatię wobec tego, co staramy się osiągnąć i rozumiejącym nasze korzenie zarówno z muzycznego, jak i aranżacyjnego punktu widzenia.

Natomiast Dean jest przede wszystkim odpowiedzialny za bardziej techno/sekwencyjne elementy naszego brzmienia, chociaż zarówno Roy, jak i ja, dołożyliśmy swoje pomysły. To, co kocham w Deanie, to fakt, iż nie jest typowym prog-klawiszowcem takim jak Rick Wakeman czy Tony Banks, ponieważ nie dorastał, słuchając tradycyjnego prog-rocka i w rzeczywistości niewiele wie o ‘starym’ rocku progresywnym i jego historii. Przy czym to akurat jest bardzo dobre, bo powoduje, że jego gra ma inny nastrój, brzmienie, uczucie, co odróżnia go od wielu innych, powiedzmy, typowych klawiszowców.

M: Którą płytę Galahad uważasz za najsłabszą i dlaczego?

Stu: Nie oceniam którejkolwiek płyty jako słabej, a jeśli mam być szczery, to jestem dumny ze wszystkiego, co udało nam się zrealizować. Każda płyta reprezentuje dany moment, w którym byliśmy muzycznie i psychologicznie, więc wszystkie są częścią historycznego rozwoju zespołu i doprowadziły nas w pewien sposób do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj. One wszystkie są bardzo różne (z wyjątkiem pierwszych dwóch), a wszyscy fani mają swoje ulubione albumy i okresy w historii zespołu, tak zresztą jak i my.

M: Jak z perspektywy niemal 20 lat traktujesz nagranie płyt pod szyldem Galahad Acoustic Quintet i Galahad Electric Company, na których odeszliście znacząco od pierwotnych wzorców i brzmień? Czy to były dobre decyzje, czy błędne?

Stu: Przypomnij sobie moją poprzednią odpowiedź. Ponieważ lubimy ryzykować i eksperymentować, to właśnie tak zrobiliśmy jako Galahad Electric Company i Galahad Acoustic Quintet. Fakt, te płyty nie sprzedają się tak dobrze jak normalne albumy studyjne, ale jako eksperymenty były ważne i jestem z nich dumny, jak również z tego, że jesteśmy gotowi na to, by próbować różnych rzeczy.

ImageM: Na stronie internetowej zespołu znalazłem informację, że od prawie 25 lat nie graliście na żywo kowerów (choć można znaleźć wśród nich istne okazy: „New Years Day” U2, „Romeo and Juliet” Dire Straits, czy najbardziej zadziwiające „Don’t Touch This” MC Hammera i „Insomnia” Faithless, swoją drogą ciekawe kto wybrał te dwa ostatnie?!). Czy to jest działanie świadome, uważacie, że w pewnym wieku (chodzi mi o muzyczny staż zespołu) nie wypada już tego robić, czy po prostu nic innego oprócz Waszych nowszych kompozycji w setlistach już się po prostu nie mieści?

Stu: Naszą główną motywacją jest tworzyć i grać oryginalną muzykę, a nie kowerować piosenki innych muzyków. Nie przeszkadzało mi to, bo gdyby było inaczej, to przecież nie byłbym w ogóle członkiem zespołu. Owszem, graliśmy zadziwiające kowery tu i ówdzie, ale tyko dla zabawy i robiliśmy to na początku działalności wyłącznie dlatego, że nie mieliśmy wystarczająco dużo własnego oryginalnego materiału. Poza tym, wiele lokalnych klubów w tamtych czasach nie zgadzało się na występ, jeśli nie grało się kowerów, zatem nie mieliśmy wówczas wyboru! Ale z czasem dość szybko to się zmieniło.

M: Przez zespół przewinęło się bardzo wielu klawiszowców (szczególnie na początku działalności) oraz basistów. Dlaczego tak się dzieje?

Stu: Nie ma żadnego istotnego powodu - uważam, że to albo tylko zbieg okoliczności albo dopasowanie do zespołu czy też jego brak, bo, mówiąc szczerze, w kilku przypadkach nie każdy był dostatecznie zaangażowany w zespół. Ale obiektywnie patrząc, Dean jest z nami od 16 lat, co faktycznie stanowi dość długi okres, niektóre zespoły nie istnieją nawet przez połowę tego czasu! Szkoda, że Neil opuścił grupę pierwszy raz z powodów osobistych [w 2002 roku - przyp. tłum.] i było fantastycznie, gdy wrócił. Okazał się tak zaangażowany i pobudzający, że odcisnęło się to na zespole i dało nam nowy rozmach. Gdy powiedział nam, że jest chory, był to dla nas druzgocący cios.

ImageM: A jak wygląda progresywny świat i Wasze muzyczne życie bez Neila?

Stu: To nie jest łatwe i zawsze będzie go nam istotnie brakować, ale Neil zawsze pozostanie częścią zespołu i naszej historii. Nawet teraz, to przecież właśnie jego bas można usłyszeć na „Beyond The Barbed Wire”, gdy wykonujemy ten utwór na żywo. W ten sposób Neil jest wciąż z nami na scenie. Jego śmierć była bardzo smutnym wydarzeniem, ale nasze sprawy muszą toczyć się tak, jak on faktycznie by chciał.

M: Na koniec, jako progresywnego rutyniarza i fachowca chciałbym jeszcze Cię zapytać, które progresywne zespoły uznajesz za najbardziej obiecujące w ostatnich latach? Podkreślam, że w żadnym wypadku nie jest to standardowe pytanie o ulubionych wykonawców czy też jakieś inspiracje, interesuje mnie Twoja opinia na temat przyszłości szeroko rozumianego rocka progresywnego.

Stu: Szczerze mówiąc, bardzo mało wiem o obecnych bardziej tradycyjnych progresywnych i neo-progresywnych grupach, ponieważ niezbyt mnie to interesuje. Natomiast lubię wiele innych współczesnych zespołów, w szczególności Mew, Rammstein, Goldfrapp, Muse, Sigur Ros itd. Drugiego dnia festiwalu w Camden widziałem zespół o nazwie Múm, który był bardzo interesujący i który podobnie jak Lazuli oferuje coś zupełnie innego, szczególnie na żywo. Również cieszyłem się grając z Lilith, lubię ich brzmienie i wspaniale było mieć razem z nimi wspólną mini-trasę w Polsce.

M: Czy znasz niemiecką prog-folkową grupę Galahad, której nazwa pochodzi od imienia syna Lancelota, a tematyka utworów jest ewidentnie celtycka, w przeciwieństwie do brytyjskiego Galahad?

Stu: Tak, znam, ponieważ często jesteśmy z nimi myleni, nawet do tego stopnia, że pewien człowiek mi powiedział kiedyś: „Widziałem Cię, jak supportowałeś Jethro Tull”… eee … ale ja przecież tego nie robiłem!! ;-).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*) Stu miał na myśli Briana Devoila czyli współzałożyciela Twelfth Night, a zarazem jedynego w historii tej grupy perkusistę. To właśnie on m.in. z Markiem Spencerem i Deanem Bakerem tworzył w 2012 roku trzon The Cryptic Clues.

**) Prawdopodobnie Stu chodziło o Spencera Luckmana oraz byłych członków zespołu: klawiszowca Marka Andrewsa i basistę Tima Ashtona. Najstarszy z tej trójki w roku wydania „Nothing Is Written” skończył 22 lata.

***) Karl Groom, obecnie członek progmetalowego Thresholdu, jako gitarzysta, producent, inżynier dźwięku, itd. miał niepodważalny udział w nagraniu obu musicali Clive’a Nolana, większości płyt Pendragonu, wielu Areny, wszystkich Shadowlandu i Thresholdu, a nawet niektórych powermetalowego DragonForce. Wiele z tych płyt uzyskało ostateczne brzmienie w jego własnym studio Thin Ice Studios w Surrey.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!