Deep Purple, Kruk - Katowice, Spodek, 15.02.2014

Andrzej Barwicki

ImageDeep Purple to jedna z tych grup, które powstały pod koniec lat 60. i nadal twardo stąpająca po wielu arenach. Czyni to ku ogromnej radości milionów fanów - tych urodzonych w czasach ekspansji hard rocka, jak również tych młodszych, dopiero odkrywających ich ponadczasową twórczość. Zespół w ubiegłym roku - po 20 latach przerwy - wydał swoją nową, dziewiętnastą już w swoim dorobku, płytę studyjną „Now What?!”. Było to miłym zaskoczeniem dla sympatyków zespołu. Nowy materiał, a co za tym idzie również promocja, pociągnęły za sobą ich światowe tournée, które trwa nadal. W czasie jego trwania Deep Purple koncertowali w Nowej Zelandii, Australii, Bułgarii, Szwajcarii, Austrii, Włoszech, Hiszpanii, Belgii, Rosji, Francji… i oczywiście odwiedzili także nasz kraj. Nasz kraj i polska publiczność podoba się chyba brytyjskim muzykom, bo powrócili na dwa koncerty - do Poznania i Katowic.

W katowickim Spodku, jako support wystąpił zespól Kruk. Trochę zostałem zaskoczony, ponieważ wchodząc na swoje miejsce około godziny 19:45 oni już grali, rozgrzewając publiczność przed weteranami rocka. Saturday night fever rozpoczęła się dla mnie już od bardzo długich prób znalezienia wolnego miejsca do zaparkowania samochodu, tak aby po koncercie nie mieć blankietu za wycieraczka lub blokady na kole samochodu. Na koncert bardzo licznie przybyli fani, jak by to ująć - od seniora do juniora obojga płci - ciekawi jak wyglądają muzycy, a przede wszystkim czy jak za dawnych lat potrafią tak głośno grać i porwać publiczność energicznym pokazem swych wokalno-instrumentalnych umiejętności. Pierwszy kawałek, który wykonali to „Apres Vous” z ostatniej studyjnej płyty „Now What?!”, po nim wzniecili ogień grając „Into The Fire” podsycając go jeszcze następnymi kompozycjami: „Hard Lovin’ Man” i „Strange Kind Of Woman” i doprowadzając publiczność do entuzjastycznych okrzyków. Patrząc na twarze ludzi, na których malował się wzruszający, nostalgiczny i radosny obraz z powodu słuchania muzyki Deep Purple, wiem, że nie zapomnę tego nigdy. Do teraźniejszości wróciliśmy za sprawą nagrania „Vincent Price”, a po nim poleciało „Contact Lost” – utwór poświęcony pamięci astronautów wahadłowca Columbia. Solo gitarowe, które zagrał Steve Morse i jego umiejętności, sposób poruszania się po strunach, wyczarowujący tak przepiękne dźwięki, można było obserwować na dużych ekranach, które były umieszczone po obu stronach sceny. A było co obserwować i podziwiać - tak wypracowane mistrzowskie umiejętności pozostałych muzyków też można było podglądać na ekranach. Najdłuższa kompozycja „Uncommon Man” z ostatniego krążka idealnie pasował jako ilustracja ponadczasowego fenomenu, jakim bez wątpienia jest zespół Deep Purple.

Sporym zachwytem publiczności cieszył się również popis Iana Paice’a na instrumentach perkusyjnych. Już samo uderzenie o bębny i talerze było wielka sztuką, a zakończenie pałeczek mieniącymi się światełkami dawało piorunujący efekt, szczególnie, że scenę spowiły ciemności. Brawo, brawo, brawo!!! - tak reagowała publiczność. Podczas tego wieczoru zabrzmiał też ten szczególny dla wszystkich utwór „Above And Beyond” poświęcony pamięci Johna Lorda (jego zdjęcia ukazywały się na ekranach). Wielka postać, która tak dużo znaczy dla Deep Purple, ale też dla muzyki i podejścia do gry na organach. To było kilka wzruszających minut, spojrzenie i muzyka skierowane ku niebu.

Kolejne wielkie utwory z repertuaru wybrane na tą trasę, których mogliśmy posłuchać to: „Lazy”, „Space Truckin”, „Smoke On The Water”, a pośród nich „Hell To Pay” z solo klawiszowym Dona Aireya wykonanym specjalnie pod polską publiczność (ci co byli, wiedzą o czym piszę). Gdy to co nowe umiejętnie łączy się z kanonem hard rocka, zachwyci wszystkich bez względu na wiek. Na to sobie może pozwolić Deep Purple układając setlistę. Wielkie uznanie należy się również za zaimprowizowany „pojedynek” klawiszowo – gitarowy. Panowie Airey i Morse potrafią zaskoczyć, świetnie się przy tym rozumiejąc, jak również bawiąc wszystkich zgromadzonych pośród licznie przybyłej tego dnia do Spodka publiczności. Tak jak na okładce ich ostatniego albumu zamieszczono znak zapytania i wykrzyknik. Na ile wystarczy sił, by wykrzyczeć z siebie i zagrać tak ciężkie brzmienie? Czy podziwiani i gloryfikowani, tak jak to mogliśmy zobaczyć w Spodku, głęboko pokłonią się tym wszystkim, którzy dali się oczarować ich purpurowej twórczości? Nawet wtedy, gdy głos Iana Gillana nie brzmi już jak dawniej, wybaczamy mu te niedoskonałości, bo to tylko człowiek, jak każdy z nas. Pomimo swojego wieku, żyjąc rockandrollowym tempem, starał się dać z siebie wszystko, co udowodnił żwawo poruszając się na scenie. Myślę, że takim ludziom należy się szacunek i warto w niektórych przypadkach wzorować się na ich życiu. Mogliby odpoczywać w zaciszu swego domu, korzystać z dobrodziejstwa posiadania sporego majątku, ale nie oni. To nie są, jak na początku pisałem, weterani, to ciągle pełni zapału ludzie tworzący zespół, który dał czadu i, jak się mogliśmy przekonać, w formie fizycznej godnej podziwu. Najwyraźniej czerpią oni energię z muzyki, jak i tej emanującej po drugiej stronie sceny publiki. Na bis wykonali „Hush” oraz „Black Night”. A publiczność dalej nie chciała ich wypuścić…

Mamy zatem za sobą prawie dwie godziny niezwykłych wspomnień. Znamy Deep Purple od wielu lat, a pomimo tego nadal ich muzyka brzmi imponująco. Edukują się na niej kolejne pokolenia młodych instrumentalistów czy słuchaczy poszukujących prawdziwej muzyki. Ożywieni taką porcją autentycznych nieśmiertelnych klasyków dziękujemy za wspólnie spędzony sobotni wieczór z muzyką Prawdziwych Gigantów Rocka!!! 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok