Tides From Nebula, Obscure Sphinx, Besides - Kraków, Fabryka, 05.04.2014

Paweł Świrek

ImageKoncert ten był przedostatnim w ramach niedawnej trasy zespołu Tides From Nebula. Ja miałem przyjemność pierwszy raz po remoncie odwiedzić klub Fabryka. Tym razem organizator imprezy stanął na wysokości zadania i z matematyczną precyzją wyliczył godziny występów poszczególnych kapel.

Punktualnie o 19:10 na scenie pojawiła się grupa Besides. Było to już moje trzecie spotkanie z tym zespołem, ale pierwszy raz z dużo lepszym oświetleniem niż w Zaścianku. Można by się czepiać faktu, że zabrakło wizualizacji, ale oświetleniowcy zafundowali nam zamiast tego ciekawą grę świateł. Może gdyby Besides grali pełny koncert, tak jak to miało miejsce w Zaścianku, to nie zabrakłoby również wrażeń cieszących oko. Najważniejsza jest jednak muzyka. Krótki występ składał się raptem z sześciu utworów instrumentalnych. Podobnie jak na wcześniejszych koncertach ze sceny kipiało energią muzyków. Występ składał się głównie z utworów znajdujących się na debiutanckim albumie.

ImagePotem nastąpiło przemeblowanie sceny. Po jej brzegach pojawiły się ogromne pionowe transparenty zawierające emblemat identyczny z tym, który znalazł się na drugiej płycie Obscured Sphinx. Muzycy wychodząc na scenę, jako intro zagrali kompozycję „Velorio” z ostatniej płyty. Podczas jej wykonywania artyści (poza perkusistą) stali na scenie odwróceni plecami do publiczności. Wizerunek sceniczny wokalistki - Zosi Fraś - przypominał trochę mumię, ale jej wokale były wręcz porywające. Nieco dłuższy niż w przypadku Besides set wypełniły głównie utwory z ostatniego albumu. Nie zabrakło też miejsca na jedno nagranie z debiutanckiego krążka - „Bleed In Me (part 2)”. Największe wrażenie zrobił temperament sceniczny wokalistki, która czarowała publiczność różnymi pozami i figurami scenicznymi. Gitarzyści też nie pozostawali z tyłu i poza grą popisywali się także graniem w wyszukanych pozach. Ośmiostrunowe gitary i sześciostrunowy bas robiły całkiem ciekawe wrażenie. Trwający niemalże godzinę występ Obscure Sphinx zakończyły dwa ostatnie utwory z najnowszej płyty. Mowa tu o „Void” i „Presence of Goddess”.

ImagePo ich występie ekipa techniczna dokładnie oczyściła scenę zostawiając duży zestaw perkusyjny na podeście i wnosząc klawisze na lewą stronę sceny, a efekty gitarowe umieszczając w okolicach odsłuchów. Potem na scenę wkroczyli muzycy z Tides From Nebula. Swój występ rozpoczęli w mroku utworem „Up From Eden”. Żywiołowość basisty Przemka dawała co chwilę znać o sobie. Szczególnie sposób gry z basem uniesionym do góry lub nawet ponad głowę. Zwykle to gitarzyści popisują się w taki sposób. Potem wybrzmiał „Bozon Higgsa” („Higgs Boson”). Oświetleniowcy zafundowali wszystkim niezły light show urozmaicony światłem stroboskopowym. Ponieważ Tides From Nebula, podobnie jak Besides, gra muzykę instrumentalną, to kontaktu z publicznością podejmował się jeden z gitarzystów (w tym przypadku ustawiony po prawej stronie sceny Adam Waleszyński). Jedna z tych prób kontaktu z publiką wyszła bardzo zabawnie, gdyż Adam krzyknął do tłumu stojąc daleko od mikrofonu, ale po chwili poprawił się. Pod sam koniec występu jeden z gitarzystów zapuścił się z gitarą w tłum, tak jak miał to w zwyczaju robić np. Ron Thal (Guns’n’Roses) czy Grzegorz Babisz (230 Volt). Z czternastu utworów z programu koncertu kapela zagrała trzynaście, grając „Now Run” jako przedostatni. Występ zakończył się utworem „Merrick”, który teoretycznie wraz z „Now Run” miał stanowić bis. Jednakże trudno było znaleźć granicę pomiędzy główną częścią koncertu, a bisami.

I tym sposobem, tuż przed 23:00 zakończył się ten koncert.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!