Kazik & El-Dópa, Dr Hackenbush - Kraków, Lizard King, 10.04.2014

Paweł Świrek

ImageJak wiadomo, Kazik Staszewski odwiedza Kraków wyjątkowo często pod różnymi postaciami, czy to z zespołem Kult, czy z KNŻ, czy też z El-Dópa (nazwę tego zespołu winno się wymawiać eldojpa). Tym razem przyszła kolej na projekt solowy Krzysztofa Radzimskiego vel Dr YRY, czyli El-Dópę, w którym Kazik ma swój udział.

Koncert tego mocno pretensjonalnego projektu poprzedził trwający około 45 minut występ równie pretensjonalnej i kontrowersyjnej trójmiejskiej grupy Dr. Hackenbush. Po krótkiej zapowiedzi, punktualnie o godz. 20:00 trzech muzyków pojawiło się na scenie. Trio to zasłynęło jeszcze w latach 80. wykonaniem coverów światowych przebojów okraszonych własnymi, niecenzuralnymi tekstami – wtedy panowie występowali pod szyldem Fred Standard & William Kox czy też Dr. Huckenbush, chociaż istniał jeszcze drugi zespół o nazwie Dr. Hackenbush grający własny materiał, już z normalnymi tekstami. Obydwa projekty prowadził Andrzej „Zmora” Rdułtowski. Obecnie pod szyldem Dr. Hackenbush grany jest przede wszystkim materiał coverowy, z niecenzuralnymi tekstami, zarówno ten z czasów Fred Standard & William Kox, jak i nowszy. Tak też było na koncercie w Krakowie, gdzie trio zaprezentowało nam taki właśnie repertuar. Ze względu na wulgaryzmy w tytułach niektórych utworów nie będę wymieniał. Za to ich występ wywarł ogromne wrażenie na publiczności. Pewna grupka fanów podeszła pod scenę z transparentem z nazwą zespołu, niektórzy próbowali nawet pogować. Choć występ był krótki i nie było bisów, to zgromadzona w klubie publiczność nie pozwalała zespołowi zejść ze sceny. Gdy już ekipa Dr. Hackenbusha z niej zeszła, to nastąpiła przerwa, podczas której można było porozmawiać z muzykami.

ImagePo przerwie na scenę wkroczył zespół El-Dópa i po krótkim wstępie muzycy oznajmili, że to koniec koncertu i idą do domu. Oczywiście był to żart, gdyż po chwili wszyscy wkroczyli ponownie na scenę. Wtedy też Dr YRY oświadczył: „…teraz będą bisy”, a tak naprawdę zaczęła się główna część koncertu. Rozpoczęto utworem „Prohibicja”. Kazik podobnie jak na koncercie KNŻ spacerował po scenie to w lewo, to w prawo. Początkowo grywał na saksofonie oraz wiódł na scenie prym wraz z grającym na klawiszach Doktorem YRY. Sekcja dęta pozostawała nieco w cieniu, chociaż wielkogabarytowe instrumenty (saksofon barytonowy czy puzon) robiły duże wrażenie. Muzyków przez cały czas nie opuszczał humor, co dało się wyczuć podczas trwania koncertu. Kapela dość szybko porwała publiczność, nie tylko utworami, ale także zapowiedziami w wykonaniu zarówno Kazika Staszewskiego, jak i Krzysztofa „Dr YRY” Radzimskiego. Wśród zapowiedzi nie zabrakło też i wulgaryzmów, co by dowodziło, że dobór supportu okazał się być trafny. Po wykonaniu kilku utworów jeden z fanów wszedł na brzeg sceny i na dany przez zespół znak rzucił się z niej w tłum, uprawiając stage diving. W połowie koncertu Krzysztof Radzimski zaprezentował zgromadzonej publiczności swoje tatuaże. Bez koszulek pozostali też Kazik i Dariusz Szurlej – wokalista projektu J-23. Wtedy też muzycy częściowo pozamieniali się instrumentami. Tym sposobem Kazik grał na basie. W takim odmienionym zestawieniu kapela wykonała „220 Volt”. Przez chwilę na scenie wywiązała się inscenizacja walki zapaśniczej. I nie był to koniec niespodzianek tego występu, gdyż kilka utworów dalej Dr YRY powiedział, że do zaśpiewania kolejnej piosenki potrzebują kogoś z wąsem. Jak się okazało, tym „ochotnikiem” był pojawiający się co jakiś czas na scenie i w jej okolicach Tomasz „Goomi” Gomułka, który zaśpiewał „Bandziorno”. Podczas jego wykonywania na scenę wszedł też tajemniczy osobnik w sutannie z maską diabła, co zrobiło niezłe wrażenie. Było nam dane przeżyć chwilę, gdy Kazik wszedł za perkusję. Tym utworem zakończyła się główna część koncertu.

Bisy rozpoczynały się przy zgaszonym oświetleniu scenicznym. W ciemności kapela zagrała „Mrok”. Po jego „odśpiewaniu” Dr YRY powiedział, że sekcja rytmiczna zrobiła coś strasznego – pomyliła się, a w tym zespole nie ma miejsca na pomyłki. Za karę wyznaczyli sobie wykonanie własnej kompozycji, czyli „Nadente pstryk”. W drugiej części „Natalii w Brooklinie” na scenie znowu pojawił się Goomi. Po tym utworze, już na zakończenie koncertu kapela zagrała dwa covery w postaci „Take On Me” (A-Ha) i „Das Model” (Kraftwerk). I tak o dość późnej porze zakończył się ten koncert. Jak na środek tygodnia, do klubu przyszło bardzo dużo ludzi, a po koncercie była okazja do zbierania autografów i robienia sobie wspólnych zdjęć z muzykami.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok