VII Festiwal Rocka Progresywnego - Gniewkowo, 28-29.06.2014
Tradycyjnie już, w ostatni weekend czerwca w Gniewkowie odbył się Festiwal Rocka Progresywnego, który począwszy od tejże ósmej edycji przyjął honorowe imię Tomasza Beksińskiego*. Fakt ten został znacząco zaakcentowany drugiego festiwalowego dnia projekcją filmu "Doktor Jimmy", upamiętniającego postać legendarnego dziennikarza muzycznego. Sceną festiwalową już po raz trzeci była estrada zlokalizowana w zielonej scenerii Parku Wolności, do którego kilkunastominutowy spacer z centrum Gniewkowa gęsto zadrzewioną aleją nastraja w sposób szczególny przed muzyczną ucztą. Oczywiście zarówno niejeden zespół, jak i wielu widzów przyjechało na miejsce już w piątek, bo znacząco zwiększa to szansę na integrację nie tylko uczestników ze sobą, ale również na spotkania i interesujące rozmowy fanów z muzykami. W efekcie przez te kilka dni była to chyba najbardziej uczęszczana ulica kilkutysięcznego, zazwyczaj spokojnego, kujawskiego miasteczka. Ale nie przedłużając wstępu i unikając opisów niczym z przewodnika turystycznego, przejdźmy do konkretów…
Łódzki zespół Maze Of Sound, pokrzepiony niedawną wygraną w regionalnym festiwalu Rockowanie organizowanym we współpracy domów i centrów kultury z województwa łódzkiego, bardzo udanie rozpoczął pierwszy dzień festiwalu. Wygląda na to, że sukces dodał chłopakom energii, a doskonałe brzmienie uzyskane dzięki świetnej ekipie nagłośnieniowej pod wodzą Grzegorza Korybalskiego [basisty z zespołu Ananke, który grał na poprzednim festiwalu - przyp. aut.] spotęgowało muzyczne doznania. Założyciel zespołu, klawiszowiec i kompozytor Piotr Majewski stworzył naprawdę interesujący projekt muzyczny, który mimo iż niejednokrotnie nawiązuje do twórczości klasyków zarówno rocka progresywnego (Genesis i Pink Floyd), jak i neoprogresywnego (wczesny Marillion czy IQ), to jednak mimo krótkiej historii wypracował swój własny 'labiryntowy' styl. Postacie kreowane przez wokalistę Kubę Olejnika budzą ewidentne skojarzenia z Genesis z okresu gabrielowskiego – Zaklinacz Deszczu czy Człowiek w Balonie, obsypany przez widzów balonami w trakcie koncertu, nie pozostawiają cienia wątpliwości, że Maze Of Sound świadomie prowadzi słuchaczy w świat groteski i muzycznej fantazji. Warto wspomnieć, że na jesieni zeszłego roku miały miejsce znaczące zmiany w składzie – w zespole pojawili się najpierw perkusista Grzegorz Śliwka, a później basista Bartek Sapota [tak, tak - ten sam**, na gniewkowskiej scenie grał już w ubiegłym roku z kapelą Tenebris - przyp. aut.], których gra przydaje nowej jakości. Nowa sekcja rytmiczna, pomimo dość krótkiej współpracy, już stanowi bardzo zgrany mechanizm, który świetnie współgra nie tylko z klawiszami, ale również gitarą utalentowanego Rafała Galusa. Aż strach myśleć, jak będą brzmieli na debiutanckiej płycie, której wydanie zespół zapowiedział na wrzesień tego roku. Poczekamy, posłuchamy…
Setlista Maze Of Sound: Rain Charmer / Reflection / Man In The Balloon / Animal / Trick Of The Witch / Mad Hatter / Memory / Last Sunray / Forest / Mechanic People / Escape / Animal (bis) / Reflection (bis) / Man In The Balloon (bis)
Jako drugi wystąpił krakowski DispersE, który pojawił się w programie festiwalu w miejsce Millenium. Występ tego również pochodzącego z Krakowa zespołu został odwołany na skutek wycofania się jednego ze sponsorów. Rafał Biernacki (wokal, klawisze), Jakub Żytecki (gitara), Wojtek Famielec (bas) i Maciej Dzik (perkusja) byli jedyną festiwalową kapelą, które przeniosła słuchaczy ze świata progresu niemal w progmetal, a miejscami nawet djent. Tak jak Maze of Sound bardzo dobrze zabrzmiało w plenerze, tak występem DispersE nieco się rozczarowałem. Może moje oczekiwania, oparte o wyborne płyty studyjne („Journey Through The Hidden Gardens” i „Living Mirrors”), były zbyt napompowane, jednak doskonałość warsztatowa i wielka moc przekazu nie zawsze idą w parze z oferowanym brzmieniem. Niestety w niektórych miejscach na 'widowni' efekt był nienajlepszy - osobiście odniosłem wrażenie, że perkusja za bardzo przykrywała bas. Melodie i nastrój, których na płytach nie brakuje, do gniewkowskiego parku wraz z zespołem nie dotarły. Być może jest to konsekwencja pewnej rywalizacji bardzo dobrych instrumentalistów (co jak wiemy nie zawsze wpływa korzystnie na ostateczny efekt), a może faktem, iż zespół się trochę pogubił w kolejności zagranych utworów, pochodzących zresztą tylko z ostatniej płyty (oczywiście z wyjątkiem coverów, które nie bardzo mi się z autorską twórczością DispersE 'skleiły'). Nadal będę śledził z uwagą dalszy rozwój tych utalentowanych muzyków, szczególnie że po wielu rozmowach odniosłem wrażenie, iż występ nie pozostawił nikogo obojętnym (pełen zachwyt albo lekko skrywana niechęć). Mimo że muzyka DispersE charakteryzuje się bardzo trudnymi podziałami rytmicznymi, właściwie rzadko spotykanami u znanych polskich wykonawców, to instrumentaliści poradzili sobie z tym doskonale. Szczególnie obserwacja gry perkusisty, natychmiast obudziła we mnie skojarzenie z pewnym klasykiem: "Ty nad poziomy wylatujesz, a swoją grą ludzkości całe ogromy przenikasz z końca do końca"***.
Setlista DispersE: Dancing With Endless Love / Profane The Ground / Touching The Golden Cloud / Unbroken Shiver / Pug (Smashing Pumpkins cover) / Enigma of Abode / Be My Lover (La Bouche cover) / Choices Over Me / Voodoo People (The Prodigy cover, bis) / Message from Atlantis (bis)
Po krótkiej przerwie, członkowie kapituły Stowarzyszenia "Progres" wręczyli Nagrodę im. Roberta "RoRo" Roszaka za najbardziej interesującą płytę należącą do nurtu rocka progresywnego, wydaną w 2013 roku. Tym razem laureatem został gdyński zespół State Urge uhonorowany za album „White Rock Experience” (w poprzednich latach były to Retrospective i Hipgnosis). Wyróżnienie odebrał cały zespół w składzie: Marcin Bocheński (perkusja), Marcin Cieślik (gitara, wokal), Krystian Papiernik (bas) i Michał Tarkowski (klawisze).
Gdynianom należy podziękować w dwójnasób: nie tylko za wspaniałe wydawnictwo płytowe, ale również za gotowość do wypełnienia luki w line-upie, która pojawiła się na skutek poważnych kłopotów głosowych lidera zespołu Lizard, zapowiadanego jako trzeci wykonawca na sobotni wieczór [zarówno organizatorzy (osobiście), jak i sam niedysponowany wokalista (zaocznie) obiecali obecność Lizarda w kolejnej edycji festiwalu - przyp. red.]. Zespół State Urge był perfekcyjnie przygotowany, choć muzycy zostali poproszeni o zastępstwo raptem kilka dni przed występem. W ramach tego specjalnego koncertu usłyszeliśmy ponad połowę nagrodzonej płyty oraz utwory pochodzące z nowego singla. Monumentalny sound organów, gitara przywodząca na myśl charakterystyczne brzmienie zarówno Davida Gilmoura, jak i Andy’ego Latimera, oraz doskonale współgrająca z nimi sekcja rytmiczna to zdecydowanie zbyt mizerny opis tego, co kwartet zaproponował widzom, jednak był to jednak materiał już znany przez wiele osób. Zasadniczą część koncertu zakończył cover, przygotowany kilka miesięcy temu na koncert Trójmiasto gra Nowe Sytuacje, czyli „Halucynacje”, w trakcie których uważny słuchacz mógł się doszukać fragmentów również innych utworów Republiki. Wypełniając dziennikarski obowiązek, zazwyczaj staram się zachować obiektywizm, jednak to, co działo się później, spowodowało, że niemal wszyscy znaleźli się w innej rzeczywistości. Muzycy zeszli ze sceny na kilka minut, aby pozbyć się tradycyjnych białych koszul i ciemnych spodni na rzecz specjalnie przygotowanych strojów i pojawiać się kolejno już w trakcie rozwijającego się powoli „Shine On You Crazy Diamond”. Niejednej osobie łezka w oku się zakręciła, nie tylko ze względu na sam utwór, ale również na jego doskonałe wykonanie. Ale tak jak 'diament' bywa często kowerowany, tak na kolejnym utworze z pinkfloydowego setu mało kto by nie poległ, a chłopaki poradzili sobie z „Echoes” lepiej niż niejeden autoryzowany tribute band, powodując, że dla niektórych State Urge stał się State Permanent…
Setlista State Urge: Third Wave of Decadence / Preface / Time Rush / Long For You / Black Veil / Before The Dawn / All I Need / Halucynacje (Republika cover) / Shine On You Crazy Diamond (Pink Floyd cover, bis) / Echoes (Pink Floyd cover, bis) / Comfortably Numb (Pink Floyd cover, bis)
Pierwszy dzień festiwalu zamykał pochodzący z Warszawy klawiszowiec Paweł Penksa, kojarzony dotychczas przede wszystkim z hardrockowym Night Rider, z którym rozstał się kilka tygodni temu. Na gniewkowskiej scenie pojawił się ze swoim autorskim projektem Prog Keyboards Stories, w ramach którego zaprezentował bardzo różnorodny repertuar. Zaczął od obudzenia tych mniej wytrzymałych widzów, którzy uśpieni floydowymi 'echami' łapali drzemkę w oczekiwaniu na ostatni występ, prezentując kilka galopujących utworów pochodzących z wydanej w ubiegłym roku EP-ki „Pandemonium” oraz mających się znaleźć na zapowiedzianym na ten rok pełnowymiarowym albumie solowym „Tales”. Paweł szalejący na swoich klawiszach niczym Jordan Rudess czy Keith Emerson, produkował miejscami ścianę dźwięków, ale bardzo zacnej jakości, potwierdzając, że posiada zarówno wyczucie kompozycji, jak i bardzo dobre przygotowanie techniczne. W tej instrumentalnej gonitwie klawiszowca wspomagał gitarzysta Kuba Szostak (aktualnie członek zespołu Night Rider). Z okazji 150. rocznicy opublikowania przez Julesa Verne’a powieści „Podróż do wnętrza Ziemi” i 40. rocznicy wydania przez Ricka Wakemana albumu pod tym samym tytułem [oczywiście w wersji angielskiej, bo Wakeman języka polskiego podobno nie zna - przyp. red.] Paweł Penksa zrealizował swoje marzenie i podobnie jak w oryginale, z towarzyszeniem narratora (Błażej Grygiel), wykonał całą dwuczęściową suitę. Niestety brak innych 'żywych' instrumentów dało się odrobinę odczuć, a wrażenie popsuł nieco wokalista Mish Jarski (obecnie thrash-metalowy Alastor, ex-Xanadu), który niestety nie znał całego tekstu i wspomagał się w zbyt widoczny sposób papierowymi notatkami. Nie umniejsza to jednak w żaden sposób wielkości dokonania, bo wirtuozerska biegłość Pawła jest niepodważalna, co było nie tylko widać, ale przede wszystkim słychać. Na bis zostaliśmy uraczeni majestatyczną ucztą, w ramach której usłyszeliśmy instrumentalny medley klasyków rocka progresywnego. Oprócz muzycznej opowieści o jednej z żon króla Henryka VIII Ricka Wakemana, usłyszeliśmy zagrane jedynie na klawiszach, nie tylko fragmenty utworów King Crimson i Yes, ale na dokładkę 'evergreen' Marillionu.
Setlista Pawła Penksa: A Dream - The Longest Journey / Pandemonium / Road to Nowhere / Runaway / Journey To The Centre Of The Earth (Rick Wakeman cover) / Progmedley: Catherine Of Aragon - Epitaph - In Court Of Crimson King - And You And I - Kayleigh (bis)
Drugi festiwalowy dzień, podobnie jak pierwszy, rozpoczął się koncertem grupy o łódzkich korzeniach, posiadającej niewielki dorobek (dość udana EP-ka „The First Leaf” wydana w 2009 roku), tym razem jednak o niemałym stażu. Wydaje się, że bardzo soczyste progrockowe brzmienie Leafless Tree, doskonale wpisujące się w główny nurt festiwalu, można zawdzięczać między innymi faktowi, iż od wielu lat trzon zespołu się nie zmienił. Łukasz Woszczyński (wokal), Piotr Wesołowski (klawisze), Radek Osowski (gitara) i Michał Dziomdziora (bas) wciąż potrafią pokazać własną tożsamość i pasję tworzenia, w efekcie czarują słuchaczy klimatem zainspirowanym klasyką symfonicznego art-rocka. Nietrudno wskazać inspiracje twórczością takich grup jak Yes i The Flower Kings czy brzmieniem klawiszy Tony’ego Banksa z Genesis. Zespół powrócił do koncertowania po kilkuletniej przerwie i zaprezentował jedynie skrócony materiał ze względu na szybko 'improwizowaną' zmianę perkusisty, który ze względu na inne muzyczne zobowiązania nie pojawił się w Gniewkowie. Nowy bębniarz - Bazyl Klezmer - mimo bardzo krótkiego okresu współpracy z zespołem poradził sobie znakomicie z wcale niełatwym materiałem. Deszcz, który zaczął padać w trakcie koncertu, właściwie nikomu przeszkadzał, a jednocześnie spowodował, że na plac przed sceną zaczęły spadać pojedyncze liście, które niespodziewanie powiązały scenerię z występem Leafless Tree [aczkolwiek żadne drzewo w parku nie 'wyłysiało', a przynajmniej ja tego nie zauważyłem - przyp. aut.].
Setlista Leafless Tree: Intro-The Last Walk / Ślepcy / Waiting For The Storm / King Of Town Jungle / Megacycle / Liar / World Of Wonders / Waiting For The Storm (bis) / Ślepcy (bis)
Tak samo jak w poprzedniej edycji, również i tym razem, organizatorzy dbający o różnorodność nurtów prezentowanych na festiwalu zaprosili kapelę, którą należy zaklasyfikować jako post-rockową [podobno autor niedawno kategorycznie zapierał się, że nie uznaje szufladkowania, jak doniósł nam pewien znajomy dziennikarz radiowy - przyp. red.]. Sounds Like The End Of The World, bo o nich mowa, tworzą obecnie gitarzyści Michał Baszuro i Wojciech Kowal, basista Mateusz Gajda, klawiszowiec Łukasz Pawluk i perkusista Tomasz Hoffman pochodzący z Elbląga i Gdańska. Na początku maja tego roku ukazała się ich debiutancka płyta zatytułowana „Stages Of Delusion”, z którego mieliśmy okazję wysłuchać całego materiału, uzupełnionego dwoma utworami z promocyjnego mini-albumu wydanego w ubiegłym roku. Niezbyt długie instrumentalne kawałki okazały się bardzo dojrzałe w warstwie melodycznej i rytmicznej, pokazując typowe post-rockowe oblicze z jednej strony, ale również tworząc bardzo poetycki klimat z drugiej. Było wszystko, co znaleźć się powinno: gitarowe solówki, klawiszowe pasaże, pulsujący bas, zapętlone motywy, progresywne tło… Obserwując widzów, łatwo dało się zauważyć, że większości osób zespół z Pomorza nie jest obcy, ale w końcu SLTEOTW grali jako suport przed takimi zagranicznymi tuzami gatunku jak God Is An Astronaut czy Long Distance Calling. Oczywiście nie ma co ukrywać, że prezentowane kompozycje nie stanowią jakiegoś rewolucyjnego przełomu, ale z pewnością należy pochwalić zespół za niemal idealną współpracę i biegłość instrumentalną. I co najważniejsze: zamykając oczy, każdy mógł dośpiewać sobie w duszy, o czym mogą traktować poszczególne utwory, bo właśnie tego rodzaju muzykę dostaliśmy - pozwalającą we własnej wyobraźni tworzyć różne obrazy…
Setlista Sounds Like The End Of The World: Watching Alex / What Are U Up To / Trafalgar Square / 85 / Free Fall / Red Moon Valey / Everything is Odd / Stages of Delusion / Lunar Tide / Diffraction Point / It All Starts Here
Festiwal zamykał koncert specjalny warszawskiej grupy Collage, która w ubiegłym roku po 10 latach przerwy wróciła na scenę. Wcześniej jednak wyświetlony został wspomniany wcześniej reportaż o jednym z najbardziej kontrowersyjnych dziennikarzy w historii polskiego radia, który zapowiedział swoją śmierć w felietonie traktującym o upadku współczesnej kultury, cytując m.in. tekst „21st Century Schizoid Man”. Film wzbudził oczywiście mnóstwo refleksji i niezwykłe emocje wśród niemal wszystkich zgromadzonych w Parku Wolności. Wkrótce na scenie pojawili się doskonale znani polskim fanom prog rocka instrumentaliści: Mirek Gil (gitara), Wojtek Szadkowski (perkusja), Krzysiek Palczewski (klawisze) i Piotrek Witkowski (bas) oraz nowy wokalista Karol Wróblewski, znany dotychczas z autorskich projektów gitarzysty, tj. Believe i Mr. Gil. Bodajże był to pierwszy plenerowy występ zespołu od momentu wznowienia działalności i z pewnością dodało to czaru i kolorytu. Co prawda, gdy Karol zaśpiewał "Hej baśnie, baśnie opowiadam wam, kiedy za oknami ślepy wiatr nuci swoją pieśń", kropił deszcz, jednak mało kto się tym nie przejął, co spowodowało, że to właśnie Collage zgromadził najwięcej osób pod sceną spośród wszystkich wykonawców, którzy wystąpili na festiwalu. Wygląda na to, że zespół oprócz wielbicieli, którzy poznali płyty „Baśnie”, „Moonshine” i „Safe” jeszcze w latach 90., zespół zyskał liczne grono młodych fanów (czy może raczej fanek), doskonale znających teksty klasycznych już kompozycji i bardzo żywiołowo reagujących podczas koncertu. Podobno już od dłuższego czasu w Internecie trwają dyskusje nad tym, który wokalista w historii zespołu jest najlepszy Tomek Różycki, Robert Amirian czy Karol Wróblewski, jednak jest to właściwie równoważne dyskusji na temat wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia****. Karol śpiewa zupełnie inaczej niż jego poprzednicy, ale nie oznacza to wcale, że nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności. Może ruch sceniczny wypadałoby nieco poprawić, ale wokalnie prezentuje się świetnie, w co zresztą każdy znający jego głos z wspomnianych wcześniej grup nie mógł wątpić. Otoczony wyśmienicie grającymi instrumentalistami, którzy na scenie zachowują się razem tak, jakby w tym składzie zespół istniał bez przerw [Mirek, Wojtek, Krzysiek i Piotrek grali razem w latach 1992-2003 - przyp. aut.], wkomponował się w muzyczną maszynę bezproblemowo. Materiał, który został zaprezentowany w Gniewkowie, właściwie był taki sam jak na całej trasie, jednak to jak zagrał Collage, przeszło najśmielsze oczekiwania. I w ten sposób ósma edycja festiwalu dobiegła końca - nie można było sobie wymarzyć bardziej spektakularnego zakończenia festiwalu niż utwór, który Collage zagrało na bis "A zatem drodzy przyjaciele. Musicie żyć dalej. Sen się skończył" [John Lennon God, tłum. własne autora].
Setlista Collage: Heroes Cry / Ja i Ty / Kołysanka / One of Their Kind / Safe / Baśnie / The Blues / Eight Kisses / Jeszcze Jeden Dzień / Moonshine / War Is Over / Living In The Moonlight (bis) / God (John Lennon cover, bis)
Stowarzyszenie Inicjatyw Niezależnych "Progres" stanęło na wysokości zadania po raz kolejny organizując znakomitą z muzycznego punktu widzenia imprezę. Należy tu jasno podkreślić zasługi tych fanatyków muzyki, a właściwie rocka progresywnego*****, którzy nie bacząc na różne przeciwności (m.in. wycofanie się kilku sponsorów), kontynuują niezmiennie swoją działalność. Obserwując ostatnie wydarzenia muzyczne w naszym kraju (odwołane w ostatnich tygodniach Seven Festival w Węgorzewie czy OdraNocka we Wrocławiu), nietrudno dojść do wniosku, że doprowadzenie do udanego końca niebiletowanej imprezy w Polsce jest jakby na przekór zdrowemu rozsądkowi. Ponieważ nie pierwszy raz uczestniczyłem w festiwalu, zauważyłem, że mnóstwo osób głęboko w sercu ma już świadomość bycia członkiem 'progresywnej gniewkowskiej rodziny', bo tak właśnie można poczuć się przez te kilka dni w niewielkim kujawskim miasteczku wśród fanatyków muzyki, którzy spotykają się co roku, aby wchłonąć kolejną dawkę niebanalnych dźwięków i którym potem bardzo trudno wrócić do szarej rzeczywistości. Syndrom gniewkowski pojawia się niespodziewanie i długo nie odpuszcza…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*) Tomasz Beksiński (1958-1999) - dziennikarz muzyczny i prezenter radiowy, prowadzący kultowe autorskie audycje w Programie II (Romantycy muzyki rockowej) i III Polskiego Radia (Trójka pod księżycem), tłumacz filmów o Jamesie Bondzie i programów Monty Pythona. Był miłośnikiem i propagatorem muzyki new romantic oraz rocka progresywnego.
**) Cytat z piosenki Obywatela G.C. "Tak… Tak… to ja" z płyty "Tak Tak" wydanej w 1988 roku.
***) Parafraza fragmentu "Ody do młodości" Adama Mickiewicza.
****) Tytuł cyklu satyrycznych wykładów z tzw. 'mniemanologii stosowanej' nieżyjącego już Jana Tadeusza Stanisławskiego, prezentowanych w latach 70-tych w Programie III Polskiego Radia w audycji Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy.
****) Organizację festiwalu i promocję rocka progresywnego zawdzięczamy przede wszystkim Krzyśkowi Baranowi, Sławkowi Bożko, Januszowi Bożko, Monice Piotrowskiej, Włodkowi Polewskiemu oraz Januszowi Włodarskiemu.