Męskie Granie - Kraków, Ogrody Muzeum Archeologicznego, 12.07.2014

Paweł Świrek

                                       Męskie Granie 2014 w Krakowie

ImageMęskie Granie to organizowana od 2010 roku cykliczna wakacyjna trasa koncertowa obejmująca kilka większych miast w Polsce. Na jej każdy koncert składa się występ kilku zespołów oraz, w finale, występ headlinera pod nazwą Męskie Granie Orkiestra. Na krakowskie Męskie Granie złożyły się występy następujących zespołów i artystów (kolejność według wejścia na scenę): Organek, Skubas, Budzyński – Trzaska – Jacaszek, Brodka, Artur Rojek, Behemoth oraz Męskie Granie Orkiestra.

Punktualnie o godzinie 16-tej na scenie pojawił się Organek. Jego występ był dość krótki, bo trwał zaledwie około 20 minut. Odbył się bez większych sensacji, a jedyne, co moim zdaniem wypadło na minus, to takie ustawienie muzyków na scenie, że byli oni pozasłaniani odsłuchami i innymi gadżetami. Ponadto perkusista usytuował się na samym brzegu sceny. Niby miejsca nie brakowało, a „upakowanie” muzyków było dość chaotyczne. Gdy Organek i towarzyszący mu muzycy opuścili scenę, Piotr Stelmach powiedział te słowa: „…być może ci, którzy w tym roku debiutują, za kilka lat staną się głównymi gwiazdami wieczoru”. Jak będzie, przyszłość pokaże.

ImagePotem przyszła pora na występ Skubasa i jego ekipy. Muzyka tego miałem okazję podziwiać na koncercie Smolika w kwietniu br. Po wykonaniu kilku utworów na scenie gościnnie pojawiła się Monika Brodka, a po jej występie Skubas wykonał cover Budki Suflera: „Martwe morze”. Po prezentacji tych dwóch pierwszych wykonawców pojawiły się drobne opóźnienia czasowe. Wszyscy niecierpliwie czekali na następne występy.

 

ImageWystęp tria Budzyński – Jacaszek – Trzaska był mało przystępny w odbiorze. Ten projekt to zderzenie trzech różnych muzycznych światów. Hardcore Noise Industrial to zdecydowanie nie moje klimaty. Zniekształcony elektronicznie głos Tomasza Budzyńskiego jednak dość dobrze wpasował się w muzykę. Zdecydowanie lepiej było też od strony wizualnej – publiczność otrzymała ciekawe obrazy na telebimie umieszczonym z tyłu sceny. Może jak ta trójka muzyków nagra płytę, to bardziej przekonam się do ich muzyki.

 

ImageCiekawostką był też występ Jamala. Było to niespełna 40 minut energetyzującego koncertu. Jamajskie klimaty okraszone gitarami – jak się okazało - to nie tylko imprezowe brzmienie ku dobrej zabawie.

 

ImagePotem przyszła kolej na koncert Moniki Brodki i jej ekipy. Była ona jedyną wokalistką w tym zestawieniu. Jej repertuar to również nie są moje klimaty, chociaż trzeba przyznać, że było kilka perełek od strony instrumentalnej.

 

ImagePodczas kolejnej przerwy technicznej z głośników było słychać fragment wywiadu z artystą, który zaraz miał wyjść na scenę. Mowa tu o Arturze Rojku. Zaprezentował on swój solowy repertuar, chociaż sam występ odebrałem bez większego przekonania.

 

ImagePotem nadeszła chwila, na którą czekałem. Z dość sporym poślizgiem na scenę wyszedł zespół Behemoth. Na miejscu występu ustawiono rekwizyty sceniczne kapeli, a na dość wysokim podeście potężny zestaw perkusyjny. Na pierwszy ogień poszedł utwór „Blow Your Trumpets Gabriel”. Przy pierwszych dźwiękach utworu muzycy poustawiali się przy rekwizytach. Po tym utworze Adam „Nergal” Darski przywitał publiczność słowami: „…Bo twoje jest królestwo, potęga i chwała na wieki”, po czym kapela przeszła do wykonania „Ora Pro Nobis Lucifer”. W połowie utworu odbył się pokaz słupów dymu oraz wystrzały płomieni. Kolejną kompozycją był polskojęzyczny „Ludzie wschodu” – cover zespołu Siekiera, dostępny jedynie na 12” limitowanej EP-ce „Blow Your Trumpets Gabriel” oraz winylowej wersji ostatniego albumu. Starszy repertuar był reprezentowany przez dwie kompozycje – „Christians To The Lions”, podczas której na scenie pojawiły się płonące krzyże i „Chants For Ezkaton 2000”, grany zwykle na koniec koncertu. Podobnie jak na trasie, tak i tu mieliśmy wystrzały z płomieni, zaś przy ostatnich dźwiękach utworu, gdy zespół schodził już ze sceny, na publiczność spadł czarny deszcz konfetti z folii. Nie był to jednak koniec koncertu – muzycy wrócili na scenę i wykonali jeszcze „O Father, O Satan, O Sun!”. W połowie tego utworu muzycy przywdziali rekwizyty – czarne maski z rogami, co zrobiło niesamowite wrażenie.

 

ImagePo tej porcji mocnego uderzenia przyszła pora na główną atrakcję wieczoru, czyli Męskie granie Orkiestra. Skład tego bandu tworzyli: Andrzej Smolik (klawisze), Olaf Deriglasoff (bas), Michał Sobolewski (gitara), Łukasz Krywalski, Bogusz Wekka, Marcin Gańko, Jacek Namysłowski i Kuba Staruszkiewicz. Za wokale odpowiadali: Krzysiek Zalewski, Skubas i Monika Brodka. Podczas ich występu można było usłyszeć znane polskie klasyki. Pierwszy raz przyszło mi na żywo usłyszeć utwory: „Kombinat” (Republika), „Centrala” (Brygada Kryzys) czy „Strzeż się tych miejsc” (Klaus Mitffoch – zespół Lecha Janerki z lat 80.). Ale moim zdaniem ten występ nie przebił koncertu Behemotha. Może dlatego, że nie jestem entuzjastą wszelakiej maści cover bandów.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!