Ino-Rock Festival - Inowrocław, 30.08.2014

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageIno-Rock Festival już na stałe zapisał się w świadomości fanów ambitnego rocka. Układając wakacyjną listę koncertów zawsze rezerwuję sobie czas na to, by odwiedzić Inowrocław i posłuchać na żywo dobrej progresywnej muzyki. Tym razem było tak samo. Kiedy dowiedziałem się, że jeden z najważniejszych dla mnie zespołów w historii rocka, a mianowicie IQ, będzie główną gwiazdą festiwalu, stwierdziłem, iż będzie to obowiązkowa pozycja na mapie letniego koncertowego szlaku. W tym miejscu wyznam szczerze, że kultowa – przynajmniej dla mnie – brytyjska formacja IQ była wystarczającym powodem, by odwiedzić Inowrocław bez względu na to, kto jeszcze wystąpi na scenie w Parku Solankowym. Nie będę tracił naszego cennego czasu na opisywanie słuszności idei Ino-Rock Festivalu, gdyż czyniłem to wielokrotnie, wychwalając w tekstach jakże słuszną potrzebę organizowania tej imprezy przez Piotra Kosińskiego i jego załogę z krakowskiego Rock-Serwisu przy wsparciu władz Inowrocławia.

W bieżącym roku odbyła się już siódma edycja tej magicznej imprezy pełnej muzycznych niesamowitości. Odnoszę wrażenie, a raczej jestem tego pewien, iż tegoroczna odsłona Ino-Rock Festivalu był jedną z najbardziej eklektycznych edycji, jakie dotychczas się odbyły. Soma White, Lizard, Nino Katamadze & Insight, Haken i wspomniany już IQ to bardzo odległe od siebie rejony artystycznego rocka, tak różne, iż ciężko mi było pogodzić w sobie tak odmienne muzyczne światy i tak przeciwstawne sobie klimaty. Taki stan rzeczy jest podstawą każdego dobrego festiwalu. Pragnę zatem skupić waszą uwagę na dwóch wykonawcach, którzy byli dla mnie tymi najważniejsi i to właśnie ich koncerty były głównym motorem napędowym tego wydarzenia.

Punktualnie o godzinie 18:00, a właściwie to kilka minut wcześniej na scenę wyszła Hania Żmuda i jej zespół Soma White. Nie kryję lekkiego rozczarowania ich występem. Widziałem Hanię z zespołem na koncercie w klubie Progresja w ubiegłym roku i był to znaczne bardziej porywający występ. W tym momencie warto wspomnieć o jeszcze jednej zasadzie, która sprawdza się na każdym tego typu festiwalu. Zespół, który otwiera wydarzenie tak dużego kalibru, z góry skazany jest na pożarcie. Jasność dnia, wypełniający się amfiteatr, krótki czas występu – nie są to sprzyjające warunki dla pokazania prawdziwego oblicza przez artystę. Ktokolwiek byłby na miejscu Soma White, padłby ofiarą tych festiwalowych prawideł. Ja kibicuję mocno zespołowi Hani, czekając na ich nową płytę i mając nadzieję, że spotkamy się kiedyś na koncercie. Tuż po zespole otwierającym przyszedł czas na pierwszy z wyczekiwanych przeze mnie występów. Panie i panowie, na scenie pojawia się po wieloletniej nieobecności charyzmatyczny wokalista, autor niebanalnych tekstów oraz nietuzinkowej muzyki Damian Bydliński wraz ze swoją odmłodzoną formacją Lizard. To był krótki, ale jakże treściwy występ. Lizard jest w niezwykłej wręcz formie. Podstawą tej muzyczno-poetyckiej uczty był materiał z ubiegłorocznego dzieła zespołu „Master & M”, okraszony jednym fragmentem z albumu „Psychopuls”. Całość zakończyła się mocnym karmazynowym akcentem: „21st Century Schizoid Man”. Twórczość King Crimson stanowi swoiste credo dla Lizard. Damian jest żywym ucieleśnieniem muzycznej idei Roberta Frippa. To czterdziestominutowe show obfitowało w więcej muzycznej treści niż niejeden dwugodzinny koncert. Gęsta dźwiękowa struktura muzyki Lizard obfituje w całą gamę pozornie znanych dźwięków, które poukładane przez Damiana w jemu tylko znany sposób stanowią zupełnie nową muzyczna jakość. Z zespołem Lizard wędruję od samego początku ich historii. Pamiętam ich występy, jakie odbyły się w bielskim teatrze, oszałamiający koncert na nieistniejącym już festiwalu rocka progresywnego w Wągrowcu w 1997 roku, występ supportujący Porcupine Tree podczas ich pierwszej wizyty w tym samym roku, a także kilka innych pomniejszych występów. Każdy z tych koncertów Lizard, jaki miałem okazje przeżyć, był na najwyższym poziomie i był nieziemskim pokarmem dla mojego muzycznego jestestwa. Nie inaczej było tym razem. Lizard to ścisła czołówka polskiego progresywnego rocka. W tej muzyce nie ma ani jednej fałszywej nuty, niepotrzebnego wersu. Wszystko brzmi tak, jakbym chciał, ażeby brzmiało, gdybym sam miał tworzyć muzykę. Nie zostałem niestety obdarzony przez Stwórcę talentem kompozytorskim, mam jednak Damiana, który za mnie mówi to, co sam chciałbym powiedzieć. Damianie – dziękuję Ci za to, że jesteś i że tworzysz.

Nino Katamadze & Insight nie potrafili przykuć mojej uwagi ani na moment. W moich oczach ten koncert miał jednak pozytywny wymiar. Mianowicie dał mi on czas na wędrówki po terenie amfiteatru. Miałem okazję porozmawiać z Damianem Bydlińskim, uścisnąć dłoń i podziękować za niesamowitą muzykę wokaliście zespołu IQ Peterowi Nichollsowi, który okazał się fantastycznym rozmówcą pełnym ciepła i zadowolenia ze spotkań z fanami, a także zamienić kilka słów z dyrektorem generalnym tego przedsięwzięcia Piotrem Kosińskim. To jeszcze jedna nieśmiertelna zasada festiwalu: dla każdego coś miłego. Sprawdza się zawsze.

Haken – proszę wszystkich o zrozumienie, ale dla mnie to totalny zawód. Sam nie wiem, jak się odnieść do występu tego zespołu. Wnikliwi czytelnicy serwisu MLWZ zauważą moje teksty opisujące dwie ostatnie płyty tego zespołu. Są one pełne emocji i pozytywnych wrażeń ze spotkania z tą muzyką nagraną na płytach. Były to jak najbardziej szczere recenzje – innych nie piszę i nie publikuję. Nie rozumiem więc, co się stało. Może nie ten dzień, nie ten klimat. Może emocje oraz oczekiwania związane z występami Lizard i IQ wypełniły mój umysł i duszę, nie pozwalając na inne doznania. Nie należę do tych, którzy ferują wyroki, pisząc na portalach społecznościowych bzdury, a na dodatek posługując się językiem niegodnym fana progresywnego rocka. Nie wiem jaki to był koncert, czy dobry, czy zły. Nie był to zapewne dla mnie dzień na taką muzykę. Może inne spotkanie z Haken będzie dla mnie bardziej owocne.

Nadszedł zatem czas na główną gwiazdę tego wieczoru, którą bez żadnych wątpliwości był zespół IQ. O tej brytyjskiej formacji mogę spokojnie i z całą odpowiedzialnością za słowa napisać, że jest dla mnie jedną z najważniejszych w mym życiu. Co mogę napisać o występie IQ? Był to najlepszy z pięciu koncertów festiwalu. Zespół pokazał olbrzymią klasę i elegancję. Stworzył mroczny, wyjątkowy i niepowtarzalny klimat. Instrumentaliści pokazali swoją olbrzymią sprawność oraz kunszt sceniczny. Występ był przemyślany i perfekcyjnie zagrany. Słychać było wręcz to oryginalne oraz tak charakterystyczne dla IQ klarowne brzmienie, które zostało ozdobione niesamowitymi obrazami. Owe multimedia towarzyszą występom IQ od czasów wykonywanego na żywo albumu „Subterranea”, współgrając z muzyką idealnie. Był to dla mnie osobiście wymarzony występ pełen napięcia, zwrotów akcji oraz wrażeń których nie sposób opisać. Koncert IQ na Ino-Rock Festival był częścią europejskiej trasy promującej ich najnowsze dzieło „The Road Of Bones”, które zostało zagrane niemal w całości przez zespół w Inowrocławiu. Zabrakło tylko kompozycji „Ocean”. Oprócz materiału z ostatniej genialnej płyty IQ w programie koncertu znalazły się utwory: „The Darkest Hour”, „Frequency”, „Leap Of Faith”, „The Wake”, a na bis temat przewodni z albumu „Subterranea”. Może zabrakło mi odrobinę elementów teatralnych, jakie są zazwyczaj ozdobą występów IQ. To jednak mało istotny szczegół, z powodu którego należałoby narzekać na występ zespołu. Mam takie ciche marzenie, iż Piotr Kosiński, widząc bardzo ciepłe przyjęcie zespołu IQ przez polską publiczność, zorganizuje nam typowy klubowy koncert zespołu. Zapewniam, iż warto zobaczyć tę formację na pełnym, ponad dwugodzinnym show. Dla mnie te półtorej godziny występu IQ było bez wątpienia najcudowniejszym czasem siódmej edycji Ino-Rock Festivalu. Taki też ten koncert miał być. Ktoś tam w internecie pisał, że IQ przynudzali. Uwierzcie mi, że nic podobnego. To był piękny czas pełen muzyki najwyższej próby darowany nam przez zespół IQ. Zespół wystąpił w składzie takim jak na ostatnim albumie.

Podsumowując VII Ino-Rock Festival warto zwrócić uwagę na bardzo sprawną obsługę sceniczną, doskonałą organizację oraz fachowo działającą ochronę, doskonałe zaplecze gastronomiczne i sanitarne. Wszystkie te pozornie nieistotne elementy są jednak bardzo ważne dla kogoś, kto przybył do Inowrocławia z dalekich zakątków kraju i sprawiają, że potencjalny uczestnik festiwalu czuje się gościem dobrze podjętym przez organizatora. Panie Piotrze! Z utęsknieniem czekam na ósmą odsłonę tego muzycznego przedsięwzięcia, dziękując za dotychczasowe spotkania z muzyką w inowrocławskim Teatrze Letnim. Impreza zorganizowana na światowym poziomie. Tak trzymać. Dzięki wielkie.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok