Coria - Kraków, Rotunda Centrum Kultury, 15.01.2015

Paweł Świrek

ImageJesienią 2014 roku ukazał się debiutancki album grupy Coria pt. „Teoria splątania”, zaś koncert w Krakowie był jednym z tych, które promowały to wydawnictwo. Początkowo muzyka tego zespołu w wydaniu studyjnym zbytnio mnie nie przekonała, postanowiłem więc zobaczyć na własne oczy, jak zespół prezentuje się na żywo. Koncert w dolnej sali krakowskiej Rotundy był ku temu świetną okazją.

ImageWygaszone światło i panujący w pomieszczeniu mrok nie był chyba najlepszym pomysłem. Punktualnie o 20:30 rozległy się dźwięki intra, choć na początku z małym falstartem. Po chwili muzycy wkroczyli na scenę spowitą słabiutkim światłem i zagrali utwór „Przebudzenie”. Przez niespełna dwie godziny Coria serwowała nam materiał z debiutanckiego krążka. Oświetleniowiec zafundował widowni totalną ciemnicę na scenie. Ale co jakiś czas pojawiały się drobne przerwy techniczne (bo, a to Dominik Stypa musiał coś zrobić przy swej gitarze, a to trzeba było zmienić baterię, a to coś poprawić itd.). Na szczęście wykonywane kompozycje dość szybko rozruszały publiczność. Kilka młodych kobiet próbowało pod sceną zrobić większy performance, niż sam zespół, co po chwili zostało także dostrzeżone przez muzyków. Tomasz Mrozek zachęcał inne osoby, aby wzorem jednej z bawiących się dziewczyn ruszyły się nieco, choć tylko część publiczności żywo reagowała na zespół. Muszę przyznać, iż muzyka zespołu Coria w wersji „na żywo” zrobiła na mnie większe wrażenie, niż na płycie. W repertuarze koncertu znalazło się też miejsce na premierowe kompozycje, tworzone prawdopodobnie na kolejny album. Nie mają one jeszcze tytułu, co nie zmienia faktu, że jedynie pierwsza z nich spodobała mi się. Ta druga, to moim zdaniem aranżacyjny blamaż i nadaje się do totalnej poprawy. Główną część koncertu zakończył utwór „Sen boga”. Publiczność jednak chciała więcej i po chwili zespół pojawił się na bis, grając już materiał coverowy. Na scenę wkroczyła jedna z tańczących pod sceną kobiet i uprawiała swoje własne show pląsając pomiędzy muzykami. Zaś pod sam koniec występu Dominik Stypa zapuścił się na chwilę w publiczność. Tyle, że wyszło mu to tak sobie – moim faworytem w takich wyczynach zdecydowanie jest Grzegorz Babisz z 230 Volt.

ImageTakim sposobem po dwóch godzinach zakończył się koncert, który dla fotografów był celowaniem migawką w resztki czarnego światła. W takich ciemnościach panujących na scenie można spokojnie supportować Comę (Coria miała już nawet ku temu okazję). A po koncercie tradycyjnie była możliwość spotkania się z zespołem oraz zakupu płyt i koszulek.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku