Urodził się w Szkocji, mieszka w Polsce. Występował z Genesis, sukces odniósł już wcześniej z własnym zespołem Stiltskin. Inspiruje się Brucem Springsteen’em. Od 20 lat nagrywa i koncertuje. W ubiegłym roku wydał koncertowy album „20 Years And More”, na rok 2015 planuje nową, akustyczną płytę „Backseat Drivers” oraz… koncert specjalnie przygotowany na 9. Urodziny Manufaktury. Ray Wilson z zespołem zagra na łódzkim rynku, w sobotę 16 maja 2015 r. o godz. 20:00.
Dawid Brykalski: Świętujesz 20-lecie swojej kariery muzycznej. Jakie to uczucie dla artysty?
Ray Wilson: To dla mnie ogromna satysfakcja robić przez tyle lat to, co naprawdę kocham. Nigdy nie zapominam jak wiele mam szczęścia w życiu, móc utrzymać się z grania muzyki. I nigdy nie zapominam o moich fanach, którzy tak bardzo wspierają mnie przez te wszystkie lata.DB: „Genesis Vs Stiltskin 20 Years And More” to album podsumowujący różne okresy twojej twórczości. Jakbyś opisał ten album? Jakie utwory trafiły na płytę i dlaczego?
RW: To nie było łatwe zadanie wybrać piosenki na tę płytę. Jest ich po prostu zbyt wiele… Trójka sugerowała kilka utworów z historii Genesis i mojej własnej. Więc sądzę, że dokonałem słusznego wyboru, ale prawdopodobnie to zaledwie połowa historii. Może następną, w ciągu najbliższych lat, również zarejestruję w Polsce, kto wie?
DB: Fani znakomicie pamiętają twoją wizytę rok temu w Łodzi. Jakie niespodzianki szykujesz na koncert w ramach trasy „20 Years And More…”?
RW: Tym razem chcemy zagrać bardziej rockowo i heavy. W Łodzi zaprezentuję nowy skład zespołu, a do tego wybiorę specjalnie taki zestaw utworów, który nie pojawiał się zbyt często. Do Manufaktury przywiozę saksofonistę Marcina Kajpera, którego zapewne pamiętacie z poprzedniego koncertu. To bardzo utalentowany muzyk, a jego gra wzbogaca moje brzmienie.
Do Łodzi przyjedzie również mój brat Steve, zaśpiewa kilka numerów. Z pewnością nie zabraknie gitarzysty, Szkota Ali Fergusona oraz basisty Lawrie McMillan’a. Nie chcę teraz zdradzać wszystkiego, więc powiem, że mam kapitalny zespół i powinniśmy podarować Łodzi kolejny, świetny wieczór.
DB: Łódź kojarzy się tobie z…
RW: Łódź przypomina mi... że ja również wychowałem się w okręgu industrialnym i myśląc o Łodzi przyłapuję się na tym, że kocham uczciwość, szczerość i oddanie takich ludzi. Łódź również ma taką właśnie duszę. Zawsze gdy tu gram, czuję się mile widziany i jestem otoczony dobrą opieką. To dla mnie fantastyczna sprawa, że znów mogę zagrać dla łodzian.
DB: Od kilku lat mieszkasz w Poznaniu, a twoje serce skradła Polka. Jak się poznaliście?
RW: Spotkaliśmy się przypadkiem. To było po koncercie, jaki grałem w Poznaniu. To był koncert akustyczny i to był taki moment w moim życiu, w którym straciłem wiele złudzeń. Nie byłem zbyt szczęśliwy… I nagle poznaję wspaniałą dziewczynę, która ma rewelacyjne nastawienie do życia. A do tego jest piękna, pięknem wewnętrznym i zewnętrznym. Pomyślałem sobie: muszę ją zdobyć! Więc przyjechałem na jej spektakl taneczny w Polskim Teatrze Tańca… Niebawem zadecydowałem, że muszę być bliżej niej.
Więc wynająłem mieszkanie na Starym Rynku w Poznaniu i przeniosłem wszystko do Polski.
Minęło siedem lat, wciąż tu jestem. Oczywiście już w innym mieszkaniu. Dziś mogę spokojnie powiedzieć: to była doskonała decyzja. Jestem szczęśliwy mieszkając w Polsce.
DB: Wcześniej mieszkałeś w Szkocji, teraz to Polska jest twoim domem. Jakie różnice dostrzegasz? Jak byś opisał Polaków?
RW: Polacy i Szkoci są dość podobni do siebie. To ciężko pracujący ludzie, wciąż coś planujący i myślący o przyszłości. Szkoci, jak i Polacy sądzą, że świat jest lepszy tam, gdzie ich nie ma. Moje doświadczenie podpowiada mi coś innego… Polskie dziewczyny są piękniejsze, ale mają wiele tych samych wartości, co Szkotki.
Znam wielu Polaków, którzy doskonale zintegrowali się ze społeczeństwem szkockim. Z przyjemnością to obserwuję. Lubię miasta i państwa, którą są kosmopolityczne. To sprawia, że takie miejsca są o wiele ciekawsze, ich atmosfera jest dla mnie inspirująca.
DB: Jak oceniasz polską scenę muzyczną. Masz tu ulubionych artystów?
RW: W Polsce żyje wielu kreatywnych artystów. Nie dotyczy to tylko muzyki pop czy rockowej, ale wielu dziedzin sztuki. Współpracowałem ze wspaniałymi fotografami, twórcami filmowymi, muzykami, tancerzami i projektantami. Polska jest przebogata w utalentowanych ludzi.
Lubiłem muzykę zespołu Coma jeszcze zanim przeprowadziłem się do Polski. Polscy przyjaciele polecili mi ich płyty, jeszcze kiedy mieszkałem w Edynburgu. Cenię zespół Riverside, Annę Marię Jopek oraz Zbigniewa Preisnera. Jak wspomniałem, znajduję wielu wspaniałych artystów pośród różnych stylów, które sprawiają mi radość.
DB: Czy zawsze chciałeś być muzykiem? Kto zainspirował cię do tego, byś został artystą?
RW: Chciałem zostać muzykiem od momentu, w którym zaśpiewałem przed całą moją rodziną podczas Świąt Bożego Narodzenia. Miałem wtedy dzięsięć lat. Jako nastolatek zakładałem zespoły rockowe jeszcze w szkole, a moją główną muzyczną inspiracją był David Bowie. Pewnie dlatego wciąż jestem fanem muzyki rockowej. Od Stinga do Bruce’a Springsteena, poprzez Pearl Jam…
Jeśli mam być szczery, to nigdy nie mam dość słuchania dobrej muzyki.
DB: Twój projekt Genesis Classic odniósł spory sukces. Jak sądzisz, dlaczego?
RW: No cóż… To świetne piosenki, grane przez świetny zespół. Poważnie myślę, że to takie proste. Oczywiście mamy też doskonałą ekipę, a to również ogromne wsparcie.
DB: Jak wspominasz okres współpracy z Genesis i pracę nad albumem „Calling All Stations”? Jak w ogóle do tego doszło? Jaki wpływ wywarło na twoją karierę muzyczną?
RW: “Calling All Stations” był dla mnie bardzo ważnym albumem. Lecz to ledwie część mojej muzycznej kariery. Sądzę, że płyta, którą nagrałem ze Stiltskin “The Mind’s Eye” jest równie ważna. To właśnie ona dała mi pierwszy singlowy numer 1 oraz ciągłą obecność w MTV, co była bardzo ważne w latach 90.
Dzięki współpracy z Genesis mogłem zaprezentować się innej publiczności. Bardziej wyrafinowanym miłośnikom rocka. To ludzie, którzy doskonale orientują się w muzyce i ją bardzo cenią. I co ważne, bardzo lubią koncerty Ta publiczność pozostała ze mną do dziś i to właśnie spowodowało tak dużą zmianę w mojej karierze.
DB: Jakie masz plany na najbliższe miesiące czas? Szykujesz może jakiś nowy projekt?
RW: Na jesień tego roku planuję wydać nowy album “Backseat Drivers”. To będzie bardziej korzenna, surowa, akustyczna płyta niż poprzednia. Teksty to historie opowiadające o duchowej wędrówce, podróży. Nagrywanie takiego albumu jest dla mnie ekscytujące, ponieważ dorastałem, wychowywałem się na płytach Boba Dylana, Leonarda Cohena, Jackson Browna, Bruce’a Springsteena oraz Neila Younga.
Uwielbiam kiedy piosenki opowiadają jakąś historię. Ta płyta będzie miała nieco musicalowy charakter oraz wyjątkowy nastrój. To sprawi, że możesz zawsze wybrać się w podróż tropem historii, jakie opowiadają piosenki. Takie założenia przyjąłem podczas pracy nad tą właśnie, nową płytą.
DB: Podobno jesteś pracoholikiem, a odpoczywanie w domu cię nudzi…
RW: To fakt. Nigdy nie przestaję pracować. Jeśli nie jestem w trasie, piszę nowe piosenki lub pomagam Gosi przy pracy z Dancelab, jej studiu tańca. Bóg obdarzył mnie dobrym zdrowiem. Najwyraźniej nie zostałem stworzony, by siedzieć na tyłku w domu i nic nie robić… (śmiech).