Ian Baldwin: Reżyserowanie sprawia mi frajdę

Magdalena Grabias

"Reżyserowanie sprawia mi frajdę":

Rozmowa z Ianem Baldwinem, reżyserem „She” i „Alchemy” Clive'a Nolana

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z teatrem?

ImageIan: Zadebiutowałem na scenie jako pastuszek w jasełkach. W szkole przyłączyłem się do teatru młodzieżowego. Wziąłem udział w kilku przedstawieniach w teatrze Playhouse w Cheltenham i w Everymanie. Miałem szczęście, że spotkałem ludzi, którzy wiedzieli o co w teatrze chodzi i umieli mi to przekazać. Po latach ukończyłem studia aktorskie i zdobyłem dyplom w tej dziedzinie. Potem zajmowałem się różnymi rzeczami: napisałem kilka sztuk, zagrałem w kilku, a kilka wyreżyserowałem. Lubię brać udział w przedstawieniach, które cieszą widzów.  

Jakie jest Twoje doświadczenie reżyserskie?

Ian: Jeśli chodzi o Caamorę, dostałem propozycję wyreżyserowania "Alchemy" rok temu. Szykowaliśmy się do występów na londyńskim off-West Endzie w teatrze Jermyn Street. Najwyraźniej poszło mi dobrze, bo zaraz potem poproszono mnie o wyreżyserowanie "She". I muszę przyznać, że reżyserowanie sprawia mi frajdę. Zobaczymy jak dalej potoczą się sprawy.

Jak właściwie stałeś się częścią grupy Caamora?

Ian: To był ciekawy przypadek. Dwoje moich przyjaciół, Verity Smith i Alex White, wspomniało, że biorą udział w jakimś przedstawieniu: "Filmujemy kilka scen, a potem musical powędruje do Polski i Holandii i będzie wystawiany w Cheltenham. Zajrzyj na stronę". Zajrzałem więc i okazało się, że znam więcej ludzi, którzy są w tej samej grupie. Chris Longman, reżyser produkcji w Cheltenham w 2013 roku, jest moim starym znajomym. Graliśmy razem w zespole. Caamora szukała większej ilości ludzi do chóru do przedstawień w teatrze Playhouse. Dołączyłem więc i w taki sposób poznałem Clive'a i całą ekipę. 

Jak pracuje się z Clivem Nolanem?

Ian: Cóż, Clive zadaje wiele pytań i nie ma właściwie próby bez przerywnika: "Ian, szybkie pytanie..." Tak naprawdę praca z Clivem to czysta przyjemność. Naturalnie, jest to jego materiał, jego muzyka, historia i wizja. Więc normalne, że Clive patrzy na to po swojemu. Czasami zgadzamy się we wszystkim, a czasami nie zgadzamy się w niczym. I to jest fajne, tak powinno być.  

Co było trudniejsze – praca nad „She” czy nad „Alchemy”?

Ian: "Alchemy" jest tradycyjnym musicalem. Historia rozwija się i postępuje w  obrębie każdej piosenki. "She" jest rock operą i zasady są tu inne. Pod tym względem, w "Alchemy" można snuć opowieść prościej - każda nuta, każdy wers, każdy refren odkrywa coś nowego. W "She" utwory są dłuższe, powtarzane są refreny i wersy. Sprawia to nieco trudności, ale jest też wyzwaniem. A przecież o to właśnie chodzi w teatrze.

Jaką rolę grasz w “She”?

Ian: W „She” gram  rolę Joba, pomocnika podróżników Holly'ego i Leo. W książce jest to mężczyzna nieco starszy, ale ponieważ ja jestem tak młody i o anielskiej aparycji... w musicalu jest on młodszy. Job jest często głosem rozsądku, częściej po prostu pesymistycznym facetem, który chce jak najszybciej wrócić do domu. Ale jest niezwykle lojalny, więc wiernie trwa u boku swoich towarzyszy. To bardzo ciekawa rola. Clive napisał dla Joba nowy utwór. Więc ci, którzy myślą, że świetnie znają musical, zdziwią się. Cieszę się, że Clive postanowił wprowadzić tę postać. Job  pojawia się w książce i jest też obecny w filmie. Ale w musicalu jest to postać zupełnie nowa. 

Jak pracuje się z grupą Caamora?

Ian: Bardzo dobrze pracowało mi się w przypadku obu musicali. Myślę, że jest mi łatwiej pracować nad „She”, ponieważ zaczęliśmy pracę od zera. W przypadku „Alchemy” mieliśmy już produkcję z Cheltenham z 2013 roku, więc ta nowa londyńska była jakby przeróbką już istniejącej sztuki. Zmniejszyliśmy chór z 25 osób do 6 i dopasowaliśmy przedstawienie do o wiele mniejszej sceny. Było to spore wyzwanie. Z „She” jest inaczej, ponieważ nie znałem tego musicalu i nie byłem zaangażowany w żadną z wcześniejszych produkcji. Więc było to wyzwanie innego rodzaju. Cieszę się, że mogłem zrealizować moją wizję musicalu Clive'a.   

Jak idą próby do „The Fire and the Quest”?

Ian: Problemy są takie same jak zawsze. Przy tak dużej obsadzie, nawet mimo tego, że większość jest miejscowa, trudno czasem zebrać wszystkich na próbie. Ale co jest najlepsze w pracy z tą grupą to to, że nie ma tu podziałów – chór czy główni aktorzy. Chór daje z siebie wszystko i soliści dają z siebie wszystko. I miła jest świadomość, że jesteśmy obsadą musicalu, grupą Caamora przygotowującą się do przedstawienia. Pomału odświeżamy też „Alchemy”. Chcemy być dobrze przygotowani do „The Fire and the Quest”. To wydarzenie jest wyzwaniem samym w sobie – dwa różne przedstawienia dzień po dniu. Trzeba też pamiętać o stronie technicznej. Na przykład,  musimy ustawić światła tak, żeby można je użyć do obu przedstawień. Nie będzie czasu na wielkie zmiany, szczególnie, że w przerwie między głównymi przedstawieniami, odbędzie się koncert akustyczny. Tak więc, próby to ciężka praca, ale też świetna zabawa. Chcę podziękować tu naszym gospodarzom, Chrisowi i Maggi Lewis za opiekę nad nami w trakcie przygotowań oraz Robbiemu Gardnerowi za udostępnienie alternatywnego miejsca prób.

Czego spodziewasz się po “The Fire and the Quest”?

Ian: Cały festiwal jest wyprzedany już od kilku miesięcy! To świetnie! Wszyscy ci ludzie przyjadą po to, żeby świętować 10-lecie musicali Clive'a. Większość zna „Alchemy” i „She” na wszystkie strony. Ale we wrześniu zobaczą zupełnie inne produkcje. Tak więc, mimo tego, że słuchali płyt tysiąc razy i dobrze znają obie historie, będą mieć okazję zobaczyć je w jeszcze innej formie. Myślę, że będzie to wspaniałe wydarzenie w gronie przyjaciół. Będzie można usłyszeć świetne utwory i zobaczyć znakomite przedstawienia w wykonaniu niezwykłych artystów. Więc jeśli po weekendzie widzowie pomyślą: „Co za  wspaniały weekend!”, będzie to oznaczać, że wykonaliśmy swoje zadanie należycie. 

Co robisz poza grupą Caamora?

Ian: Gram na waltorni w zespole Joliet Blues Band – gramy sporo koncertów w Anglii. Sporadycznie gram też na basie w zespole Frankenstein's Lobster. Jest to zespół Rossa Andrewsa, który w musicalach Clive'a gra Billali'ego, Greavsa i Kapitana Farrella. Jeśli chodzi o teatr, to właśnie skończyliśmy wystawiać nowy musical „Being Alive”, też w Playhouse w Cheltenham. Robbie Gardner, nasz Leo i William, też w nim grał. No i właśnie skończyłem pisać moją drugą książkę dla dzieci. I już jest sporo nowych rzeczy do zrobienia na horyzoncie. Mam też nadzieję, że będę częścią kolejnych przedsięwzięć Clive'a.  

Wywiad i tłumaczenie: Magdalena Grabias

Fotografia: Ron Milsom

http://clivenolan.net/

http://shethemusical.com/

http://www.alchemythemusical.com/

http://shop.caamora.net/

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!