"Chwyciłem szansę i dałem z siebie wszystko":
Rozmowa z Robbim Gardnerem, artystą musicali Clive'a Nolana
Jakie są Twoje związki z teatrem i co robisz w musicalach Clive'a Nolana?
Robbie: W musicalach Clive'a gram rolę Leo w "She" i Williama Gardelle'a w "Alchemy". Tak naprawdę zawodowo zajmuję się jedwabiem - prowadzę niedużą firmę, która para się cyfrowymi nadrukami na jedwabiu niedaleko Tewkesbury. Wcześniej jednak byłem aktorem przez prawie 10 lat. Skończyłem szkołę aktorską, Central School of Speech and Drama i zagrałem w wielu sztukach. Przez 3 lata występowałem też na statku podczas wojaży w okolicach Australii. A potem rzuciłem aktorstwo na rzecz nieco normalniejszego życia i jeśli angażowałem się w granie, było to tylko od przypadku do przypadku. W ten sposób mogę cieszyć się tym, że jestem częścią grupy, na przykład takiej jak Caamora. To bardzo dobre rozwiązanie.
W jaki sposób związałeś się z grupą Caamora?
Robbie: Poprzez Iana Baldwina, reżysera. To Ian stał się łącznikiem - w przeszłości pracowaliśmy razem w teatrze. W zeszłym roku poprosił mnie, żebym zagrał rolę Williama w "Alchemy". Było to na dwa tygodnie przed przedstawieniem. Nauczyłem się więc roli naprędce i wystąpiłem w Devizes. To był dzień pełen stresu, ale próbowałem odegrać rolę jak należy. Ostatecznie wypadło nie najgorzej i potem zaproszono mnie do udziału w "She". Dostałem partię Leo i od razu zabrałem się do pracy.
Którą postać wolisz: Leo w "She" czy Williama w "Alchemy?
Robbie: Trudno powiedzieć, ale chyba wolę Leo. A to dlatego, że przy pracy nad tą postacią miałem możliwość wpłynąć na to jaka jest i dodać coś od siebie. "She" nigdy nie była wystawiana w takiej formie (będzie to zupełnie inna produkcja). Trudno interpretuje się postaci. Trzeba wgryźć się w nie, zrozumieć ich motywacje. Myślę, że Leo jest bardzo podobny do mnie - młody chłopak, student, któremu dane było doświadczyć czegoś wielkiego! Jest między nami trochę podobieństw, więc mogę się z nim identyfikować. To prawie taki Indiana Jones! William Gardelle jest oczywiście też ciekawą postacią, ale nieco trudniejszą do zaśpiewania. Jest to partia tenorowa i czasem trudno jest wyciągnąć te wyższe nuty.
Jak idą próby do "Fire and the Quest" i jak pracuje się z grupą Caamora?
Robbie: Próby idą bardzo dobrze. Ian jest świetnym reżyserem z ogromem pasji i oddania. Widać, że poświęcił ogromną ilość czasu na pracę nad historią i scenariuszem. A wszystko po to, żeby widzowie dobrze zrozumieli co dzieje się na scenie. "She" to dobrze znana historia - słynna książka i film. Ian patrzył na nią przez pryzmat tekstów Clive'a i nadał musicalowi własne smaczki i interpretacje. Szczególnie jest to widoczne w partiach chóralnych.
Caamora jest wspaniała! Naprawdę miło jest być częścią tej grupy. Oczywiście jest też dużo stresu i trochę strachu - dużo jest jeszcze do zrobienia - teksty, harmonie, wszystko trzeba wyszlifować. Ale fajnie jest grać u boku tak utalentowanych ludzi i dzielić ich pasję - to znaczy bardzo wiele. Mogę skupić uwagę na czymś innym niż praca zawodowa, a myślałem, że aktorstwo zostawiłem dawno za sobą. Mam nadzieję, że "The Fire and the Quest" wypadnie dobrze - wiem, że tak będzie! I bardzo dziękuję całej ekipie za wspólną ciężką pracę. Mam nadzieję, że widzom będzie się podobać i że spotkamy się po przedstawieniach.
Wywiad i tłumaczenie: Magdalena Grabias
Zdjęcie: Ron Milsom