Jak co roku, z początkiem grudnia w ramach świątecznej trasy, Michał Jelonek odwiedza Kraków. Co rok towarzyszą mu inne supporty i co rok otrzymujemy show na wysokim poziomie. W tym roku mieliśmy najpierw krótkie występy dwóch zespołów. Punktualnie o godz. 19-tej z głośników rozległy się dźwięki intra i na scenę wkroczył zespół As Night Falls, a raczej 3/5 jego składu. Brakowało klawiszowca i perkusisty, więc zespół wspomagał się podkładem odtwarzając partie nieobecnych muzyków z laptopa. Pierwszy raz miałem okazję widzieć ten zespół w maju 2013 roku w pełnym składzie w jednym z małych lokalnych klubów. Wtedy zagrali dłuższy występ (około godziny), a obecnie przed Jelonkiem wykonali trwający niespełna 30 minut set złożony raptem z pięciu kompozycji. Można było wprawdzie podziwiać popisy taneczne Anny Achtelik (wokal), jednak ten niekompletny skład wielu osobom nie przypadł do gustu (zwłaszcza brak perkusisty).
Potem szybko uprzątnięto scenę i na scenie zainstalował się zespół Netherfell. Tym razem otrzymaliśmy dużo cięższe granie z elementami folku. Na środku sceny ustawiono pomalowaną na czarno paletę. Poza ciężkim graniem urozmaiconym skrzypcami, lirą korbową, fletem i innymi cudami mieliśmy popisy… skoków w wykonaniu muzyków. Choć Netherfell zagrał nieco więcej utworów niż As Night Falls, jego występ trwał równie krótko (też około pół godziny). Lepiej nieco wyglądała interakcja z publicznością. Zdaniem niektórych osób z widowni ten support wypadł zdecydowanie lepiej od poprzedniego, właśnie ze względu na pełny skład.
Około 20:30 na scenie pojawił się wreszcie Michał Jelonek wraz ze swoją ekipą. Choć co roku artysta serwuje nam różnorakie niespodzianki, jednak wiele elementów jest stale powtarzanych z koncertu na koncert. Tym razem pirotechnikę zainstalowano na tyłach sceny – pierwszy jej pokaz mieliśmy już przy pierwszych dźwiękach pierwszego utworu. Wirtuozerskie popisy wraz ze znakomitym poczuciem humoru Michała znakomicie rozruszały publiczność. Mieliśmy ściankę, mieliśmy też kolędowanie, a także - podobnie jak w ubiegłym roku - mieliśmy zabawę w świętego Mikołaja. Nawet gadżety były podobne. Zestaw utworów poniekąd też podobny – nie zabrakło słynnych już „Manna Manna” czy „Daddy Cool” (z repertuaru Boney M). Również wzorem ubiegłych lat publiczność w pewnym momencie przykucnęła na prośbę artysty, który przez cały koncert znakomicie dyrygował widownią. Na bis otrzymaliśmy ciekawą niespodziankę – Michał Jelonek poprosił na scenę Janusza, właściciela agencji Galicja Productions i odbyło się wręczenie prezentu na jubileusz 25-lecia. Potem były jeszcze bisy i dość wcześnie, bo parę minut po 22-giej zakończył się koncert. Na kolejny zostaje czekać do juwenaliów, albo… do grudnia przyszłego roku. Tylko trochę szkoda, że publiczność niezbyt dopisała (frekwencyjnie mogło być znacznie lepiej).