Tego dnia w Krakowie o tej samej porze rozpoczynały się co najmniej trzy koncerty adresowane do zbliżonej grupy odbiorców. W „Rotundzie” grał Myslovitz, w „Cafe Szafe” – Three Wishes, a w klubie „Gwarek” – zespół CETI pod wodzą Grzegorza Kupczyka. Wybrałem się na CETI, gdyż nigdy jeszcze nie widziałem tej poznańskiej grupy grającej na żywo, a od fachowców od metalu słyszałem wiele dobrego na temat jej scenicznych możliwości. Ponadto nie ukrywam, że tegoroczny album CETI „(...) perfecto mundo (...)” wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Byłem ciekaw jak materiał ten zabrzmi w wersji live.
W niewielkiej salce studenckiego klubu przy stolikach zasiadło kilkudziesięciu wiernych fanów metalu, którzy najpierw przysłuchiwali się supportującemu gwiazdę wieczoru, zespołowi KRUK. Zespół zagrał czystego hard rocka w jak najbardziej klasycznym ujęciu. Siedząca obok mnie Kasia szepnęła mi do ucha, że grają jak Black Sabbath i Deep Purple. Zdumiony tą - przyznacie tyleż celną, co niespodziewaną z ust 17-letniej dziewczyny - konstatacją wyłapałem w ich muzyce kilka cytatów z solówek Jona Lorda i Ritchie Blackmore’a. Najwyraźniej klasyczny rock lat 70-tych to główne źródło inspiracji tego młodego, acz już dojrzale brzmiącego, zespołu. Dali zresztą temu wyraz na wydanej w zeszłym roku płycie „Memories”, na której to z pomocą Grzegorza Kupczyka wykonali kilkanaście coverów najsłynniejszych utworów złotego okresu rocka. Za swój bardzo dobry występ zostali nagrodzeni sporymi brawami. Lecz prawdziwy entuzjazm i totalne szaleństwo miało nastąpić dopiero kilkanaście minut później, kiedy to scenę opanował żywiołowo grający poznański kwintet. Efektowne intro „(...) intra nost est” dało początek naprawdę doskonałemu koncertowi. Po przywitaniu się z publicznością Grzegorz zawiedzionym głosem zapytał gdzie się podziała reszta widzów? Miał zapewne na myśli poprzedni koncert CETI w Krakowie, kiedy to klub Loch Ness pękał w szwach, a tymczasem Gwarek zapełnił się tylko po części, by nie powiedzieć, że świecił wręcz pustkami. Ale ci, którzy przyszli na koncert swoich ulubieńców zgotowali im nie lada przyjęcie. Już przy pierwszym utworze poderwali się zza stolików, by tuż przed sceną wywijać swoimi długimi piórami i w ekstatycznych pozach chłonąć muzykę wykonywaną tego wieczora przez CETI. Jak się okazało nie ma to jak bezpośredni kontakt z zespołem. Mała salka z jej kameralną atmosferą okazała się prawdziwym atutem i muzyka, która płynęła ze sceny z minuty na minutę w magiczny sposób napełniała zmysły widzów niezwykłą mocą swoich dźwięków. Zespół CETI zaprezentował bardzo energetyczny show i zagrał niezwykle żywiołowo. Skoncentrował się siłą rzeczy na materiale z najnowszej płyty, ale zagrał też kilka swoich klasyków, za które został nagrodzony aplauzem i entuzjastyczną reakcją publiczności. Najwięcej radości sprawiła chyba wszystkim „Lamiastrata”. Grzegorz Kupczyk pokazał, że dysponuje takim głosem, że w polskim metalu nie ma sobie równych. Świetnymi solówkami raczył nas grający na gitarze Barti Sadura, żywiołowy show swoją efektowną grą i tańcem długiej blond fryzury zaprezentował Bartek Urbaniak, za perkusją szalał Mucek, a Marihuana schowana nieco w kącie za baterią swoich syntezatorów malowała piękne plamy dźwięków i upiększała je swoimi operowymi wokalizami. Świetnie to wszystko się zazębiało i nic dziwnego, że z przyjemnością słuchało się i oglądało to, co CETI prezentował na scenie. W miarę rozwijania się występu odnosiłem coraz mocniejsze wrażenie, że jestem świadkiem naprawdę świetnego koncertu, a zespół znajduje się wręcz w wybornej formie. Atmosfera robiła się coraz cieplejsza, długowłosi fani reagowali entuzjastycznie, zespół rozkręcał się coraz mocniej, a Grzegorz Kupczyk śpiewał tak, jak to tylko on potrafi. Głos jakich mało. Najsłabsza tego wieczora była publiczność. Ale nie ta, która wypełniła salkę klubu Gwarek, ale ta jej część, która na koncert nie przyszła.
Był to koncert, który unaocznił kilka paradoksalnych i smutnych prawd. Ciężkie jest życie muzyków. Ciężkie jest życie organizatorów koncertów. Nastały dla nich ciężkie czasy. Jest ogromnie niesprawiedliwym, że tak doskonale prezentujące się na żywo grupy jak CETI i KRUK nie są powszechnie promowane w rozgłośniach radiowych. Tym samym nie wszyscy zainteresowani wiedzą, że zespoły te wykonują tak dobrą muzykę. Ani KRUK ani tym bardziej CETI nie zasługują na to, by grać w salkach dla zaledwie trzydziestu osób. Mamy w ręku skarby, których wartość nie wszyscy są w stanie docenić. A szkoda...
Ktoś po koncercie powiedział mi, ze był niedawno na Saxonie, lecz krakowski występ CETI był o niebo lepszy. Niech to zdanie posłuży za cały komentarz do tego koncertu.