Jak co roku w grudniu Jelonek wyrusza w trasę koncertową. Co roku przygotowuje on dla widzów nowe zimowe niespodzianki. Zanim jednak przejdziemy do szczegółów skupmy się na zespołach supportujących w krakowskim klubie Kwadrat gwiazdę wieczoru.
W tym roku dobór supportów był nie byle jaki. Pierwszym była grupa Lej Mi Pół. Muzycy z tego zespołu zaczęli dość ciekawie – od poczęstowania widzów przy barierkach porcją wysokoprocentowego alkoholu. Występ tego zespołu został nieco skrócony ze względu na niedyspozycje głosową jednego z muzyków. Za to wizualnie było dość ciekawie. Już w trzecim utworze basista tegoż zespołu spuścił krótkie spodenki poniżej kolan. Pod koniec występu na scenę została zaproszona kilkuosobowa grupa dziewcząt z widowni. Wśród widzów istne szaleństwo, łącznie z crowdsurfingiem oraz posądzaniem muzyków o homoseksualizm.
Krótki występ Lej Mi Pół doprowadził do tego, że ekipa Łydki Grubasa rozpoczęła swój występ 10 minut wcześniej, niż planowano. Na sali było już dosyć tłoczno. Hity tego zespołu porwały publiczność. Niektórzy już na początku domagali się utworu „Pokaż lupę”, na co Hipis odparł, że nastąpi to później. Już w drugim utworze, „Gender”, można było odnieść wrażenie, że supporty przyćmią główną gwiazdę wieczoru. Atmosfera z każdym utworem stawała się coraz gorętsza. W jednym z utworów Hipis założył prowizoryczne dildo. Na sam koniec ekipa Łydki Grubasa wykonała wreszcie obiecaną „Pokaż lupę”. W tym utworze Hipis poluźnił pasek w spodniach. Wszyscy liczyli, że je zdejmie, ale nic z tego. Za to tego wyczynu dokonał jeden z widzów poprzez spektakularny striptiz na barierce. Bliżej końca koncertu po scenie panoszył się kamerzysta zespołu. Ciekawe gdzie będą dostępne wyniki jego prac? Znalazł się też aspekt polityczny w postaci utworu „Krzyż”. Przez niemal cały występ Łydki Grubasa co chwilę ktoś z publiczności bawił się w crowdsurfing. Do tejże zabawy włączali się także ochroniarze. I takim sposobem występ Łydki Grubasa zakończył się przed 21-szą.
Potem uprzątnięto scenę i kwadrans po 21-szej z głośników dobiegły dźwięki skrzypiec. W ten sposób zainstalował się na scenie Jelonek ze swoją ekipą. Rozpoczęli utworem „Violmachine” z płyty „Revenge”. Po kilku utworach wybrzmiał „Mana Mana”, a po tej kompozycji przyszła pora na niespodzianki. Pierwszą z nich była wiązanka kolęd. W pierwszej z nich Michał Jelonek wniósł na scenę… choinkę. Dwie ostatnie kolędy z zestawu zaśpiewał wraz z ekipą Jelonka gość specjalny – Paweł „Drak” Gregorczyk z zespołu Hunter. Po zestawie kolęd nastąpiła zabawa w Świętego Mikołaja z niegrzeczną dziewczynką i niegrzecznym chłopczykiem (dwójką ochotników z publiczności). Jednak ta niespodzianka, jak i inne raczej już większego wrażenia nie robią, gdyż można je zobaczyć co rok podczas jesienno-zimowej trasy Jelonka. Również zestaw utworów wydaje się co rok podobny. Poza „Mana Mana” można także usłyszeć cover Boney M. „Daddy Cool”, są też zabawy w ściankę (tą samą zabawę na tymże koncercie wcześniej prowadził zespół Łydka Grubasa). Dlatego też uważam, że supporty wypadły lepiej niż główna gwiazda. Co by jednak nie mówić – show był bardzo udany.