Tydzień przed Świętami odbył się koncert Acid Drinkers w Krakowie. Zanim ekipa „Kwasożłopów” zawładnęła sceną, publiczność rozgrzewały dwa supporty.
Punktualnie o 19-tej na scenie zainstalował się krakowski 230 Volt. Zespół ten od czasu do czasu grywa supporty na koncertach organizowanych przez agencję Galicja Productions. Niedługo przed krakowskim koncertem nastąpiła zmiana w składzie zespołu. Darka Kamińskiego zastąpił Dawid „Dudi” Zwiersz. Odnowiony skład Voltów zaprezentował 7 utworów. Rozpoczęli nowym materiałem z wydanej niedawno płyty „Na krawędzi”. Muzyka z tejże płyty zdominowała koncert, choć znalazło się miejsce na jeden utwór z drugiego albumu („Czyjaś twarz”) oraz dwa z debiutu. Przed jednym z utworów Grzegorz Babisz poinformował, że urodziny obchodzi Marcin „Mushkin” Mucha (basista Overdrive – zaprzyjaźnionego z 230 Volt zespołu). Kompozycje z pierwszej płyty zostały wykonane na koniec i w utworze „Rock and Roll” Grzegorz Babisz tradycyjnie ruszył z gitarą w publiczność.
Potem była chwila na przemeblowanie sceny i o 20-tej na scenie zainstalował się zespół Quo Vadis. Z oryginalnego składu w zespole pozostał tylko Tomasz „Skaya” Skuza. Ekipa zaprezentowała dość energetyczny show rozpoczynając go od utworu „Orient Express”. Kolejny utwór, „NKWD/KGB” z pierwszej płyty, rozpoczęty od hymnu Związku Sowieckiego mocno rozgrzał publiczność. Potem już było tylko lepiej.
Natomiast tuż po 21-szej wystartowała grupa Acid Drinkers. Jej koncert odbył się w ramach trasy „In Thrash We Trust”. „Jesteśmy Kwasożłopy!” – takimi słowami Titus przywitał zgromadzoną widownię. Na pierwszy ogień poszedł „Fuel of My Soul”. Dalej wykonany został dość przekrojowy materiał, a na sam koniec koncertu było trochę niespodzianek. Im dłużej trwał koncert, dawało się odczuć, że Titus z każdym utworem coraz lepiej rozkręca się.
A teraz przejdźmy do wspomnianych wcześniej niespodzianek. Najpierw przy spowitej w ciemnościach scenie po dźwiękach intra wybrzmiał „Infernal Connection”, a potem prawdziwa niespodzianka – wiązanka kilku klasyków i to nie byle jakich: „Indians” z repertuaru Anthrax, „South of Heaven” Slayera oraz „Peace Sells”, a po tej wiązance „For Whom the Bell Tolls” z repertuaru zespołu Metallica. Potem zespół opuścił scenę. Zanim Titus z ekipą zagrali bisy – na scenie pojawił się naczelny Magazynu Perkusista, by wręczyć Ślimakowi (Maciej Starosta) dwie statuetki: za najlepsze partie perkusyjne oraz w kategorii „perkusista roku”. Po tej uroczystości nastąpiły jeszcze dwa bisy i na tym koncert zakończył się.
Dobór supportów moim zdaniem był bardzo trafny, zwłaszcza Quo Vadis (wcześniej z supportami różnie bywało). Nieco gorzej było z frekwencją, ale nie można mieć wszystkiego.