Steven Wilson regularnie odwiedza nasz kraj od drugiej połowy lat 90. Początkowo ze swymi macierzystymi zespołami (najpierw Porcupine Tree, potem także Blackfield), a od jakiegoś czasu ze swoimi solowymi koncertami. Jego występy mają bardzo ciekawą oprawę choreograficzną uzupełnianą wyświetlanymi na ekranie z tyłu sceny wizualizacjami. Tegoroczny koncert w Krakowie był częścią trasy „To The Bone Tour 2019”. Warto dodać, iż ostatni album artysty („To The Bone”) ukazał się w 2017 roku.
Tuż po 20-tej rozległy się z głośników dźwięki intra oraz głos nawołujący do oczekiwania na muzyków, którzy lada moment wejdą na scenę. Scena została oddzielona od widowni nie tylko barierkami, ale drobną przeźroczystą zasłonką. Na tej siateczce świetnie prezentowały się wizualizacje, zwłaszcza widziane przez publiczność z pierwszych rzędów, Po chwili na scenie pojawił się Steven Wilson świetnie wychodzą wyświetlane wizualizacje. wraz z towarzyszącymi mu muzykami. Tradycyjnie już Steven wszedł na scenę na bosaka. Swój występ rozpoczął kompozycjami z ostatniego albumu: „Nowhere Now” i „Pariah”. W dłuższym i bardziej rozbudowanym „Home Invasion” pojawiły się wizualizacje na scenie, chociaż w „Pariah” już mieliśmy pod koniec utworu ich nieśmiałe zalążki. Trudno stwierdzić, czy lepiej było skupiać się na spektakularnych wizualizacjach, czy na żywiołowo grającym zespole. Na początku tej kompozycji Steven Wilson grał na basie, zaś Nick Beggs zamienił bas na Chapman stick – dokładnie taki sam, na jakim grał w starym teledysku Kajagoogoo „Turn Back On Me”.
Steven był tego wieczoru w bardzo dobrym humorze, dużo opowiadał pomiędzy utworami (co jak pamiętamy, w przeszłości było rzadkością), próbował nawet powiedzieć parę słów łamaną polszczyzną Jeśli ktoś myślał, że w trakcie tego długiego, blisko trzygodzinnego koncertu, ograniczy się on wyłącznie do solowego repertuaru – mógł się poczuć przyjemnie zaskoczony. Podczas tego podzielonego na dwie części koncertu raz po raz trafiały się kompozycje z macierzystych zespołów artysty. Już jako piąty wybrzmiał „Don’t Hate Me” z repertuaru Porcupine Tree. Więcej Jeżozwierzowych niespodzianek było po przerwie. Bo tuż po mocno rozimprowizowanych utworach „No Twilight Within the Courts of the Sun” i „Song Of I” oraz po demonicznym „Index” i roztańczonym „Permanting” rozległ się wielce osławiony „Lazarus”, a na sam koniec głównej części koncertu – hipnotyczny „Sleep Together”.
Potem nastąpiła chwila przerwy i rozpoczęły się bisy. Niespodzianką były dwie pierwsze kompozycje. Były to utwory („utwory”, a nie „covery” – na co zwrócił uwagę w trakcie dłuższej zapowiedzi artysta) pochodzące z dorobku macierzystych projektów Stevena Wilsona, czyli „Blackfield” z repertuaru Blackfield oraz „Sentimental” z repertuaru Porcupine Tree. Resztę bisów artysta zagrał już z kompletem muzyków. Były to dwie kolejne kompozycje: najpierw „The Sound Of Muzak” z dorobku Porcupine Tree (z płyty „In Absentia”), a potem tytułowe kompozycje z jego solowej płyty „The Raven That Refused To Sing”.
Ten bardzo udany i ciepło przyjęty przez krakowską publiczność koncert Stevena zakończył się tuż przed godziną 23:00. Ci, co zostali do końca mieli potem okazję do wspólnych fotografii i autografów.
Setlista:
- Nowhere Now
- Pariah
- Home Invasion
- Regret #9
- Don't Hate Me (Porcupine Treesong)
- The Same Asylum as Before
- Get All You Deserve
- Ancestral
- No Twilight Within the Courts of the Sun
- Index
- Permanating
- Song of I
- Lazarus (Porcupine Treesong)
- Detonation
- Song of Unborn
- Vermillioncore
- Sleep Together (Porcupine Treesong)
Bisy:
- Blackfield (Blackfieldsong)
- Sentimental (Porcupine Treesong)
- The Sound of Muzak (Porcupine Treesong)
- The Raven That Refused to Sing