W ostatnią niedzielę tegorocznego karnawału firma Galicja Productions zorganizowała koncert w klimatach lat 80. Na koncercie zagrało czworo reprezentantów tamtejszych czasów. Wiadomo, że czołowych zespołów i wykonawców było znacząco więcej, ale nie wszyscy są dzisiaj aktywni muzycznie, a zgromadzenie wszystkich wymagałoby zorganizowania kilkudniowego festiwalu.
Jako pierwszy punktualnie o 19-tej na scenie zameldował się zespół Rezerwat. Swój występ rozpoczęli utworem „Parasolki” (jako ciekawostkę dodam, że w dość przerażającym klipie do tego utworu wykorzystano fragmenty filmu „Nazajutrz”, a ściślej sceny ataku nuklearnego). Potem nastąpiła zmiana klimatu na bardziej rockowy utworem „Szare gitary”, a po nim największy przebój z drugiej płyty tegoż zespołu, czyli „Zaopiekuj się mną”. W połowie tego utworu Andrzej Adamiak próbował interakcji z publicznością, co wypadło nie do końca dobrze. W „Och lala” mieliśmy świetny popis gry gitarowej. Również świetnie rozruszał publiczność utwór „Paryż – moje miasto wymarzone”. Po utworze „Kocha ciebie niebo” wybrzmiał jeszcze „Bo jo cie kochom” – klasyk z repertuaru De Press i na koniec już współczesna kompozycja – „Fortepiany”. Na tym jednak występ Rezerwatu nie zakończył się – potem jeszcze zespół wyszedł na bis i zagrał ponownie „Zaopiekuj się mną”. Oceniając występ tego zespołu, muszę stwierdzić, że zaprezentowali wysoki poziom, zwłaszcza gitarzysta. Klawisze niestety w paru momentach nie brzmiały tak dobrze, jak w latach 80. Co prawda pominięto utwory, które zostały nagrane bez udziału Andrzeja Adamiaka (a szkoda, bo „Kuszący wir” i „Nowy świetny plan” to były świetne kawałki), ale podczas tego niezbyt długiego występu zagrano całkiem ciekawy repertuar będący przekrojem przez wszystkie trzy studyjne albumy zespołu.
Po występie Rezerwatu nastąpiła krótka przerwa techniczna, w trakcie której cały zespół wyszedł do publiczności z gromadzonej w przedsionku klubu. Punktualnie o 20:20 na scenie pojawił się zespół Wanda i Banda. Z oryginalnego składu, poza Wandą Kwietniewską, nie ma już nikogo więcej. Miało to wpływ na wykonanie poszczególnych utworów (niestety na minus). Brak takich muzyków, jak Marek Raduli czy Henryk Baran momentami bardzo dawał się we znaki. Z kondycją głosową wokalistki też nie było już tak cudownie jak przed laty. Za to lepiej z kondycją fizyczną – Wanda Kwietniewska pomimo ortezy na nodze (wypadek podczas zjeżdżania na nartach, o którym wspomniała w jednej z przerw pomiędzy utworami) wręcz szalała na scenie. Pierwsza kompozycja moim zdaniem była mało przekonywująca, ale wszystko co najlepsze było dalej. Miło było usłyszeć takie hity, jak „Kochaj mnie miły”, „Siedem życzeń” (piosenka z serialu młodzieżowego o tym samym tytule), „Chcę zapomnieć”, „Nie będę Julią” czy największy przebój zamykający debiutancki album – „Hi fi”. W „Siedem życzeń” mieliśmy wspaniałą interakcję wokalistki z publicznością. Gdzieś tak w połowie koncertu dwie piosenki zostały zaśpiewane przez jednego z gitarzystów (z czego jedna w dwugłosie z Wandą). Jednak osobiście bardziej mi się podobał starszy repertuar (ten z lat 80., czyli pierwsze dwie płyty oraz kaseta „Siedem życzeń” wydana na CD po latach).
Potem nastąpiła kolejna przerwa techniczna, a po niej występ grupy Jary Oddział Zamknięty. Z Oddziałem Zamkniętym porobiło się mniej więcej podobnie jak z Kombi czy z KATem, czyli dwa różne zespoły o podobnej nazwie. Z tym, że Jary Oddział Zamknięty poza oryginalnym wokalistą jest tak naprawdę w dużej mierze zbieraniną ex-członków Oddziału Zamkniętego. O ile instrumentalnie całość brzmi nienajgorzej, o tyle wokalnie niestety bida. Krzysztof Jaryczewski przed laty opuścił Oddział Zamknięty właśnie ze względu na problemy głosowe. Co prawda one minęły, lecz jego wokal nie jest tak dobry jak dawniej. Ale wspomagający go wokalista (Zbigniew Bieniak) moim zdaniem również niezbyt radzi sobie z tymi utworami. Jary z ekipą rozpoczęli swój występ utworem „Ich marzenia”. Artysta na scenę wkroczył w karnawałowej masce (której się dość szybko pozbył) z dwugryfową gitarą (double Neck). Po pierwszym albo drugim utworze Jary zmienił gitarę na tradycyjną, jednogryfową (Gibson SG – na statywie poza dwugryfowym Gibsonem znajdował się jeszcze Fender Telecaster). W repertuarze nie zabrakło hitów takich, jak „Ten wasz świat”, „Ich marzenia”, „Andzia i ja”, „Obudź się” czy „Party”. Koncert dość mocno się przeciągał, a pod koniec na scenę weszły trzy dziewczyny, by zakomunikować ogłoszenie dotyczące wspierania fundacji „Dom dla kundelka”. W pewnym momencie ciężko mi było zdzierżyć kaleczone wykonanie utworów „Andzia i ja” oraz „Obudź się”. Przeciągnięty występ Jary Oddział Zamknięty zakończył się przed 23-cią. Przez to początek koncertu Urszuli opóźnił się o 20 minut.
Artystka z towarzyszącym jej zespołem zaprezentowała swe największe hity. Jej występ zbiegł się z urodzinami towarzyszącego artystce perkusisty (zostało to zaznaczone w jednej z przerw pomiędzy poszczególnymi utworami, podczas przedstawiania towarzyszących artystce muzyków). Swój występ Urszula rozpoczęła utworem „Szał sezonowej mody”. Niestety starsze kompozycje, w oryginale wykonywane przy współpracy z Budką Suflera wypadły tu co najwyżej przeciętnie. Czegoś w nich ewidentnie brakowało. Ale mogliśmy usłyszeć takie utwory, jak „Malinowy król”, „Fatamorgana”, „Totalna hipnoza”, „Luz blues – w niebie same dziury” czy osławiony „Dmuchawce latawce wiatr”. W tym ostatnim utworze doszło do nieszczęśliwego wypadku – artystka poślizgnęła się o rozlaną punktowo na scenie wodę i uszkodziła sobie stopę. Ale mimo przeciwności udało się dokończyć wykonanie tej kompozycji. Jako ciekawostkę dodam, że jeszcze na początku występu Urszula pozdrawiała ze sceny Wandę Kwietniewską, życząc jej powrotu do pełnej sprawności fizycznej. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że sceniczny incydent z końca koncertu Urszuli nie był zbyt poważny, gdyż planowany na kolejny dzień jej akustyczny koncert w Grębocicach doszedł do skutku.
Niektórzy twierdzą, że ten krakowski koncert był znakomity – ja raczej nie podzielam tego zdania. Zapewne dlatego, iż jestem zbytnio przyzwyczajony do pierwotnych wersji największych hitów (które we współczesnych wykonaniach wypadają niestety dużo słabiej niż przed laty).