„Satysfakcja i niedosyt. Naprzemiennie te dwa odczucia towarzyszą mi cały czas” – mówi Leszek Trela gitarzysta zespołu Division By Zero po zakończeniu trasy Progressive Tour 3D. „Koncerty są dla wszystkich muzyków największą frajdą, największą satysfakcją. Grasz swoją muzę, masz bezpośredni kontakt z publicznością, dajesz energię, która od razu do Ciebie wraca. To istota tworzenia!” – entuzjastycznie dodają muzycy Dianoya. Progresywna trasa trzech bardzo obiecujących polskich grup –Division By Zero, Disperse i Dianoya – dobiegła końca, przyciągnęła trochę publiczności, zebrała kilka dobrych recenzji i relacji, ale bynajmniej nie przetasowała układu sił na polskiej rockowej mapce.
Koncertów było w sumie 11 w 10 miastach (Lublin dwa wieczory z rzędu), na których stawiło się około tysiąca słuchaczy. Dużo to i mało. Postprogresja to w Polsce ciągle dosyć głęboka nisza i o ile fajnie, że aż tysiąc osób dało szansę młodzieżowym debiutantom z Disperse i Dianoya, o tyle grupa Division By Zero zasługuje już na większe audytoria. „Chciałoby się zagrać więcej, odwiedzić więcej miejsc, zagrać dla większej ilości publiki” –przyznaje Trela. „Ta trasa dużo nas nauczyła, nawet o nas samych.” W większości miast młodzi muzycy spotkali się z ciepłym przyjęciem. Jedynym niewypałem okazał się Poznań, gdzie z powodów organizacyjnych występ został odwołany. Trela: „Generalnie człowiek zajmujący się organizacją tego koncertu nie wywiązał się ze swoich obowiązków na tyle rażąco, że uniemożliwiło nam to zagranie w tym pięknym mieście. Wrócimy tam na pewno na wiosnę i prawie na pewno w takim samym zestawieniu.”
Poznańskie niepowodzenie zespoły odbiły sobie należycie w innych miastach. Najlepsze wspomnienia związane są z koncertami na Śląsku, tym Dolnym i Górnym, ale także na wschodzie Polski. „Ja osobiście bardzo milo wspominam Wrocław, Opole i ostatni Lublin” – ocenia gitarzysta DBZ. – „Wszędzie towarzyszyło nam bardzo dobre przyjecie. Można by się doczepić gdzieniegdzie do frekwencji, ale za to ci, którzy przyszli, fenomenalnie bawili się razem z nami, pod sceną”. Muzycy Dianoya potwierdzają dobre śląskie wibracje: „Bardzo miło zaskoczyły nas Katowice, gdzie zjawili się także goście z Holandii, którzy przyjechali specjalnie na jeden dzień do Polski na nasz koncert. Ludzie przemierzający wiele kilometrów by zobaczyć zespoły, które nie są, jeszcze (śmiech), tak popularne jak topowa póła Prog Świata, to coś, co w naturalny sposób budzi nasz podziw, zachwyt i daje wielką, wielką radość i satysfakcję. Jednak napawa też trochę niepokojem myśl, że Europa może i chce przyjechać na koncert, a Polska woli pozostać w niedzielny wieczór w domu i oglądać „Taniec z gwiazdami”, a potem krzyczeć na forach, że polska scena muzyczna leży i kwiczy”.
Cieszy także chemia, jaka zawiązała się między muzykami wszystkich trzech grup uczestniczących w tournee. Chłopcy z Disperse na pytanie, czy dobrze dogadują się ze starszymi kolegami z DBZ odpowiadają: „Wydaje nam się, że znakomicie, pomimo tego, że są od nas dużo starsi i praktycznie wszyscy żonaci, to bardzo pozytywni i bezkonfliktowi ludzie”. Leszek Trela zapewnia odważnie: „(Disperse i Dianoya) To kapitalni ludzie, fenomenalni muzycy i w zasadzie już nasi przyjaciele. Nie wyobrażam sobie kolejnej trasy 3D w innym składzie. Chciałbym kiedyś nagrać przynajmniej jeden numer, w którym każdy z nich wziąłby udział. Spodziewam się, że byłaby to bezwzględna progresywna mieszanka wybuchowa”. Nie wyłamują się z tego przyjacielskiego pejzażu również członkowie Dianoya mówiąc o swoich scenicznych towarzyszach: „To świetni muzycy, doskonale przygotowani technicznie i mający w ofercie wiele ciekawych rozwiązań muzycznych, zrobili na nas bardzo pozytywne wrażenie pod tym względem. Towarzysko nie do zastąpienia, wspaniali ludzie, genialne poczucie humoru… wiesz jak jest, jak nastu chłopa po koncercie siada do stołu (śmiech). Oj, działo się! Myślę, że wszyscy będziemy tę trasę bardzo miło wspominać i tęsknić za powtórką!”
Nie miałem okazji zobaczyć zespołu Dianoya w akcji, gdyż zespół ten nie dotarł na wrocławski koncert, natomiast postawa Division By Zero i Disperse była budująca. Ci pierwsi prezentują pierwszoligowy poziom. Perfekcyjnie wykonując mocarne, skrupulatnie „uszyte” progmetalowe kompozycje. Tym bardziej szkoda, że kilka dni po zakończeniu trasy grupę postanowił opuścić klawiszowiec Robert Gajgier. Wypada mieć tylko nadzieję, że to odejście nie zachwieje tym kompletnym dotychczas organizmem, i że na jego miejsce zespół znajdzie równie utalentowanego następcę. Poszukiwania podobno już trwają, a Leszek Trela zapewnia, że roszada przy klawiaturze nie powinna wpłynąć na tempo prac: „Chciałbym żeby tym razem słuchacze nie czekali tak długo na nową płytę. Rozpoczynam pisanie materiału, mam go już troszkę w głowie. Będzie to wypadkowa wszystkich płyt, ale nie nazwałbym tego podsumowaniem. Raczej wynikiem naszej ewolucji, czasem nawet rewolucji dźwiękowych, do których dojrzeliśmy. Bez obawy, nie nagramy płyty pseudo-rockowej. A jak będzie? Tego nie zdradzę, ale planuję relacje z pracy nad płytą, niewielkie wstawki, smaczki, zaostrzające apetyt na nową produkcje”.
Żadnych problemów personalnych nie mają w obozie Disperse. Młodzi chłopcy z okolic Biłgoraju podczas Progressive Tour udowodnili, że tkwi w nich olbrzymi potencjał. W tej chwili sprawiają wrażenie, używając nomenklatury piłkarskiej, niezmiernie utalentowanych juniorów wrzuconych na boiska seniorskich rozgrywek, którzy świetnie sobie radzą w otoczeniu starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Oni na pewno wydadzą drugi album w przyszłym roku, gdyż już w połowie stycznia planują wejść do studia, a to, że mają co nagrywać wiadomo każdemu, kto zagląda regularnie na ich stronę My Space. Niewykluczone, że za ciosem pójdą także ludzie z obozu Dianoyi. „Praca, praca i jeszcze raz praca. Nad nowym materiałem rzecz jasna” – odpowiadają na pytanie o plany na rok 2011. – „Chcielibyśmy wydać kolejną płytę”.
Rok 2011 powinien odpowiedzieć na pytanie, któremu z zespołów pisane są sukcesy. Tak zwane „papiery” na poważną działalność ma całe trio, ale „papiery” też trzeba umieć wykorzystać.