PS: Lada moment ukaże się Wasza nowa płyta zatytułowana „A Grounding in Numbers”. Nagraliście ją w tym samym składzie, co poprzedni album „Trisector”, ale przy współpracy z innym producentem. Wiem, że nie przepadasz za opowiadaniem o jeszcze nie dostępnej muzyce, ale czy mógłbyś zdradzić cokolwiek na temat tego wydawnictwa - czego mogą się spodziewać się fani VDGG?
PH: Przede wszystkim, muszę zaznaczyć, że Hugh Padgham raczej zmiksował, a nie wyprodukował ten album – a zrobił to naprawdę świetnie! Podstawowe ścieżki nagraliśmy w Propagation House Studio w Devon w lipcu 2010, natomiast wokale i resztę – w kolejnych miesiącach, w naszych własnych studiach. Tym razem utwory są krótsze (najdłuższy ma 6 minut) i prezentują szeroki wachlarz stylów. Tak jak to zwykle u nas bywa – nowego albumu nie da się do końca porównać z niczym, co zrobiliśmy do tej pory… Spodziewajcie się więc i znajomo, i całkiem odmiennie brzmiących dźwięków.
PS: Powiedz, jak doszło do współpracy z Hugh, dlaczego zdecydowaliście się na producenta spoza zespołu?
PH: Jestem w kontakcie z Hugh już od jakiegoś czasu. Był zarówno na naszej reaktywacji w Festival Hall, jak i na pierwszym londyńskim występie jako trio, w Shepherd’s Bush. Poza tym, jego studio nazywa się Sofasound, czyli – o czym wie pewnie wiele osób – tak jak swego czasu nazywało się też i moje studio. Dość wcześnie zdecydowaliśmy, że korzystnie byłoby zatrudnić do miksu kogoś z zewnątrz, kogoś o innym spojrzeniu, i – tak jak powiedziałem wcześniej – jesteśmy absolutnie zachwyceni, że Hugh wziął tę robotę i tak rewelacyjnie poradził sobie z materiałem.
PS: Po rozstaniu z Davidem Jacksonem nie zdecydowaliście się sięgnąć po kogokolwiek na jego miejsce i oto wydajecie jako trio już drugi album. Czy nie rozważaliście przed nagraniem „Trisector” uzupełnienia składu o saksofonistę, lub, jak dawniej, innego instrumentalistę? Pytam o to, choć nie ukrywam, że prezentowana na żywo muzyka pochodząca ze starych płyt bez saksofonu brzmiała doprawdy pełnie – o czym mieliśmy okazję się przekonać podczas fenomenalnych występów w Polsce przed dwoma laty…
PH: Na początku byliśmy pewni, że nie chcemy przyjmować żadnego nowego muzyka na miejsce Davida, jednocześnie czując, że powinniśmy odkryć, co możemy zrobić jako trio, zarówno na scenie, jak i w studiu. I myślimy, że wciąż wiele mamy w tym składzie do odkrycia! Nie oznacza to jednak, że nigdy nie zastanowimy się nad zaproszeniem jakichś gości do udziału w nagraniu naszej płyty.
PS: Przy okazji – jak wspominasz tamte występy w Polsce?
PH: Z wizyty w Polsce szczególnie zapadł mi w pamięć pomnik Mariana Rejewskiego w Bydgoszczy – nie miałem wcześniej pojęcia, że to on złamał szyfr Enigmy. A same koncerty zawsze mi się trochę zlewają!
PS: W 2004 roku zespół reaktywował się po ponad dwudziestu pięciu latach milczenia, teraz nagrywacie już trzeci album po tej przerwie. Mało który reunion klasycznych rockowych zespołów nie kończy się na pojedynczym albumie, czy wspólnej trasie koncertowej. Wy tymczasem nie tylko istniejecie jako zespół, ale i nagrywacie intrygującą, świeżą muzykę. Jaki jest na to sposób? Czy może uważasz, że tak spora przerwa we wspólnej działalności jako VDGG pozwoliła na zachowanie energii i świeżości na obecny etap funkcjonowania zespołu?
PH: To wspaniałe, że wciąż czujemy entuzjazm i że mamy tak wiele nowych rzeczy do zrobienia. Być może to przez specyficzną sytuację, która zaistniała wraz ze zmianą składu w trio. Oczywiście mamy też nadzieję ciągnąć to dalej…
PS: Z Twojego newslettera z początku roku wynika, że gryzie Cię fakt, iż poprzedni rok nie przyniósł żadnej nowej płyty sygnowanej imieniem i nazwiskiem Petera Hammilla. Wydaje się, że to bardzo krytyczna ocena sytuacji, jako że nie łatwo znaleźć weterana rockowych scen tak produktywnego jak Ty, zwłaszcza zważywszy na fakt Twoich tegorocznych planów wydawniczo-koncertowych. Wielu artystów w Twoim wieku mówi sobie „Dość”, Ty nie. Musisz kochać tworzenie muzyki… ciężko byłoby Ci się z tym rozstać?
PH: Dopóki będzie muzyka do odkrycia i praca do wykonania, nie zamierzam się z tym rozstawać!
PS: VDGG powróciwszy do życia przed kilkoma laty znalazł się w zupełnie nowej rzeczywistości fonograficznej aniżeli ta w 1978 roku. Co sądzisz o obecnej sytuacji, w której Internet odgrywa ogromną rolę w promowaniu muzyki? Abstrahując od samych kwestii bezpieczeństwa, kradzieży – czy nie uważasz, że Internet i era muzyki w formie plików dźwiękowych jest w stanie zamknąć etap historii albumów jako dzieł sztuki złożonych z trzech elementów: muzyki, słowa i obrazu, czy też według Ciebie tradycyjne albumy nigdy nie zginą, jak zwykło się mawiać o książkach?
PH: Dostęp do wszelkich możliwych mediów rzeczywiście stwarza miejsce dla różnorakiej muzyki, ja jednak pozostaję zdecydowanym zwolennikiem fizycznej formy nagrania – czy to płyty CD, czy płyty winylowej. Wydaje mi się, że dzięki niej tworzy się pewna więź ze słuchaczem, która nie mogłaby powstać w przypadku muzyki ściąganej na dysk.
PS: Ogół twojej dyskografii to bardzo zróżnicowany materiał, mogący trafić w różne gusta. Inspirujesz artystów z różnych kręgów - znana jest legendarna już pozytywna wypowiedź Johnny’ego Rottena na temat Twojej muzyki, natomiast bardziej urealnioną, bo odzwierciedloną w muzyce sympatią do Twoich dokonań darzy cię choćby ex-gitarzysta Red Hot Chili Peppers, John Frusciante. Mimo swojej uniwersalności dla wielu ludzi jednak pozostajesz po prostu jedną z ikon rocka progresywnego. Czy ranią cię takie oceny? Uważasz, że gatunkowe szufladkowanie muzyki jest w jakikolwiek sposób pożyteczne?
PH: Oczywiście ludzie będą przyczepiać muzykom etykietki z określoną nazwą gatunku, jednak dla mnie takie etykietki nie są zbyt pomocne. Natomiast siebie samego postrzegam jako twórcę muzyki współczesnej, zaś VdGG jako grupę nowoczesną.
PS: Wspaniale, że wciąż nie brakuje Wam inwencji oraz werwy w tworzeniu nowej, wyśmienitej muzyki. Nie ulega jednak wątpliwości, że zagorzali fani Waszej twórczości z miłą chęcią zobaczyliby na sklepowych półkach płyty z archiwaliami, zwłaszcza video. Czy macie w planach wydanie czegoś ponad to, co w tej chwili jest dostępne?
PH: Nie. Będziemy dalej nagrywać nową muzykę. Zresztą, i tak nie zostały nam już żadne stare nagrania, które nie byłyby jeszcze wydane!
PS: Poza nową płytą VDGG, światło dzienne ujrzy niebawem album formacji Memories of Machines, nagrany z Twoim udziałem. Czy mógłbyś opowiedzieć o współpracy z Timem Bownessem i Giancarlo Errą? Czego można się spodziewać i jaki będzie Twój udział w tym projekcie?
PH: No cóż, sam czekam, aby się przekonać. Znam Tima od wielu lat i było mi bardzo przyjemnie, gdy zaprosił mnie do nagrań, szczególnie że miałem przy tym całkiem sporo pracy. Ostatecznie wysłałem mu trochę gitarowych partii, z zaznaczeniem, żeby użył tyle ile będzie potrzebował, jak również przetwarzał i maglował wedle własnego uznania. Tak więc… zobaczymy!
PS: Powstawanie supergrup, czy projektów, w które angażują się artyści z różnych kręgów art-rocka jest teraz bardzo popularne. Ty również nie stroniłeś od współpracowania z muzykami znanymi z innych grup, by wspomnieć chociażby Roberta Frippa, czy Petera Gabriela. Czy traktujesz tego typu przedsięwzięcia raczej jako koleżeńską przysługę, czy też wciąż czerpiesz wymierne inspiracje z takich kolaboracji, również z dużo młodszymi kolegami?
PH: Współpraca z tymi muzykami była trochę jak pracujące wakacje. Czasami to fajne, pracujesz zasadniczo bez odpowiedzialności za wybory i decyzje. Właściwie wyglądało to identycznie jak w przypadku współpracy z Timem.
PS: Co sądzisz o obecnej kondycji rocka progresywnego? Czy uważasz, że wciąż istnieją młode formacje, które udowadniają, że formuła tego gatunku wciąż się sprawdza? Których obecnie funkcjonujących młodych artystów uważasz za najciekawszych?
PH: Raczej nie śledzę tej muzyki na tyle, żeby móc się wypowiadać.
PS: Czy byłbyś w stanie wymienić Twoje ulubione albumy Van Der Graaf Generator oraz te solowe, czy raczej uważasz, że każde dzieło wyraża właściwego sobie ducha czasu i faworyzowanie któregoś ze swoich dzieł byłoby błędem?
PH: Każdy album wyraża ducha czasu i odzwierciedla nasze możliwości w danym czasie. Każdy czerpie z poprzednika i daje coś nowego następcy.
PS: W imieniu polskich fanów, muszę zadać jeszcze jedno pytanie – czy jeszcze kiedykolwiek w Polsce będzie można zobaczyć i usłyszeć na żywo Van Der Graaf Generator lub Petera Hammilla solo?
PH: Mamy nadzieję. Ale kto wie co przyszłość przyniesie?
PS: Dziękuję za rozmowę.
PH: Cała przyjemność po mojej stronie, dzięki za pytania.