Przemysław Stochmal rozmawia z Avivem Geffenem
PS: Już całkiem niedługo światło dzienne ujrzy trzeci album Blackfield, tym razem zatytułowany „Welcome to My DNA”. Dzięki promocyjnemu materiałowi miałem okazję zapoznać się z niemal całą jego zawartością i muszę przyznać, że wciąż Wasz duet prezentuje wysoką formę, nie oddalając się od obranej wcześniej stylistyki. Wydaje się jednak, że tym razem na płycie Twój głos częściej pojawia się w partiach solowych, aniżeli na poprzednich albumach. Czy można sądzić, że i wkład kompozytorski z Twojej strony był jeszcze większy, aniżeli wcześniej?
AG: No cóż, napisałem większość piosenek, które znalazły się na albumie i obaj uważamy, że to dotychczas nasz najlepszy album. Pierwszy raz zaprosiliśmy do udziału w nagraniach prawdziwą orkiestrę.
PS: Co sprawia Ci większą satysfakcję artystyczną – samo komponowanie utworów, czy może akt prezentowania swojej muzyki publiczności, przedstawianie jej na żywo?
AG: I to, i to. Kocham grać koncerty, zaś przez tworzenie najbardziej zbliżam się do Boga.
PS: W swoim kraju jesteś znany jako twórca piosenek, twój partner z Blackfield, Steven Wilson natomiast na ogół kojarzony jest z muzyką progrockową. Tymczasem Wasza formacja wydaje oto już trzeci album wypełniony piosenkami o radiowym formacie. Czy Blackfield został z góry założony jako projekt o takim właśnie charakterze, czy też może rozważaliście kiedyś rozszerzenie profilu stylistycznego?
AG: Blackfield jest dla nas fuzją naszych dwóch światów, właściwie to jesteśmy do siebie bardzo podobni, choć ja osobiście nie jestem fanem progrocka. Wydaje mi się, że na tej płycie wraz ze Stevenem cofnąłem się nieco do wcześniejszych czasów, do takich płyt jak „Signify”, przy których bardziej niż technika liczyła się sama kompozycja.
PS: Przyzwyczaiłeś swoich fanów między innymi do tekstów o wydźwięku społeczno-politycznym, zresztą również i na „Welcome to My DNA” nie stronisz od tego typu tematyki. Muzyka, podobnie jak i inne sztuki to niezawodne medium dla wyrażania emocji związanych z postrzeganiem świata, jego zagrożeniami, ale czy uważasz, że tego typu piosenki są w stanie również w jakikolwiek sposób coś zmienić na lepsze?
AG: Wydaje mi się, że muzyka to silniejsza broń niż czołgi i karabiny. Wierzę, że wiele zmieniam swoimi piosenkami.
PS: Komentarze polityczne przewijające się w Twoich utworach to tylko jeden z dowodów Twojej fascynacji Bobem Dylanem. Czy mógłbyś opowiedzieć również o innych swoich muzycznych inspiracjach?
AG: David Bowie, Jim Morrison, Roger Waters – te nazwiska byłyby na szczycie listy, i to dzięki tym artystom wybrałem muzykę.
PS: Od lat jesteś megagwiazdą w swoim kraju. Wydaje się, że wraz z pojawieniem się Blackfield, miał okazję poznać Cię zachód. Powiedz, jak w Izraelu odbierane są Twoje anglojęzyczne dokonania – mam na myśli płyty Blackfield oraz Twoje ostatnie dzieło solowe.
AG: Jednym z głównych założeń dla Blackfielda było pokazanie mojej muzyki poza Izraelem. Dzięki temu dziś ludzie wiedzą kim jest Aviv Geffen.
PS: Nie jest tajemnicą, że muzyka europejska i amerykańska ma licznych zwolenników w krajach azjatyckich, czego bodaj najlepszy dowód stanowi Japonia. Jak to jest z artrockiem czy rockiem progresywnym w Twoim kraju – czy muzyka ta jest popularna w Izraelu?
AG: Tel Aviv to obecnie jedno z najwspanialszych miast, usłyszysz tu wszystko – od progrocka, poprzez elektro, po metal, mamy rozwiniętą scenę undergroundową…
PS: Chyba nie ma fana Stevena Wilsona, który nie słyszałby o jego uprzedzeniach do kultury plików gromadzonych na iPodach. Powiedz, jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii – czy uważasz, że taki sposób „eksploatowania” muzyki wypacza ideę albumu, jaką przyjmują artyści nagrywający swoje dzieła?
AG: Myślę, że chodzi tu o piosenki i ich brzmienie, Steven jest jedynym producentem w swoim rodzaju, bardzo dba o brzmienie, potrafi tygodniami pracować nad miksowaniem naszej muzyki... Wydaje mi się, że jeśli naprawdę kochasz jakiś zespół czy wykonawcę, to i tak w końcu kupisz “prawdziwy” album, z okładką, z tekstami… Blackfield nie jest zespołem jednej piosenki.
PS: Chciałbym, abyś wrócił do czasu, gdy poznałeś Stevena Wilsona. Jak wyglądały Twoje wspólne koncerty z zespołem Porcupine Tree?
AG: Było parę dobrych koncertów i parę słabych, ostatecznie Steven i ja zdecydowaliśmy, że musimy założyć nowy zespół, którego brzmienie byłoby wypadkową tego co w nas obu najlepsze. Tak powstała ta wspaniała rzecz, jaką jest Blackfield.
PS: Twoje nazwisko pojawiło się na albumie „In Absentia”. Czy mógłbyś opowiedzieć, na czym polegał Twój udział w nagraniu tej właśnie płyty Porcupine Tree?
AG: Właściwie tylko pomagałem Stevenowi przy nagrywaniu wokali. Pamiętaj, że jesteśmy przyjaciółmi, ostatecznie on też nagrał większość partii gitary na moim solowym albumie.
PS: „Welcome to My DNA”, kolejny album Blackfield, jestem o tym przekonany, zyska sobie ogromne grono wielbicieli, zarówno lubujących się w prostych popowych piosenkach, jak i będących zwolennikami dźwięków ze świata artrocka - Twoja współpraca ze Stevenem Wilsonem przynosi znakomite plony. Czy jednak nie planowałeś kiedyś również i innych, nie mniej ciekawych, kosmopolitycznych muzycznych kolaboracji?
AG: Nie bardzo… Blackfield to coś, co zdarza się raz, najlepsza szkoła dla nas obu. Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z nas, z innym projektem, mógł konkurować z Blackfield.
PS: Odwiedziłeś Polskę już kilkakrotnie. Jak wspominasz wizyty w naszym kraju?
AG: Jestem w połowie Polakiem...po ostatnim koncercie w Krakowie, kiedy to wylądowałem w domu naszych fanów. Byłem w szoku, jak bardzo na bieżąco jesteście z muzyką… Uwielbiam też pierogi…
PS: Niebawem Blackfield ruszy w trasę koncertową, pojawicie się również na dwóch koncertach w Polsce. Czego możemy się spodziewać?
AG: Mam nadzieję, że najlepszych koncertów jakie zobaczycie w roku 2011.
PS: Dziękuję za rozmowę.