Część VI: Lata dziewięćdziesiąte (1990-1998)
Utrata kontraktu płytowego, fatalna sprzedaż albumu „In The Spirit Of Things”, odejście Steve’a Morse’a… U progu nowej dekady sytuacja Kansas nie wyglądała różowo. Zespół otrzymał jednak ciekawą propozycję trasy koncertowej po Niemczech. Był to impuls do odrodzenia w prawie najsilniejszym składzie: Ehart, Williams, Walsh, Hope, Livgren plus Greer i, jako dodatkowy muzyk, znany nam już Greg Robert. Odrodzony Kansas skupił się na graniu koncertów, o nagraniach chyba jeszcze nie myślał. Zresztą skład nie okazał się stabilny. David Hope szybko zrezygnował z występów, Kerry Livgren odszedł rok później. Tymczasowym zastępcą Livgrena został ponownie Steve Morse. Stałym okazał się grający na skrzypcach i gitarze David Ragsdale. W zespole znów był skrzypek.
Live At The Whisky (1992)
Trzecie koncertowe wydawnictwo zespołu (po albumie „Two For The Show” i kasecie VHS „Best Of Kansas Live”) ukazało się jako płyta CD i kaseta VHS. Materiał został nagrany 5 kwietnia 1992 roku w klubie Whisky w Los Angeles. W całości zawiera kompozycje z najlepszego okresu twórczości Kansas, czyli z lat 70., w aranżacjach bliskich oryginalnym wykonaniom.
Jako specjalny gość na koncercie pojawił się nie kto inny jak Kerry Livgren i wykonał on z zespołem utwór „Dust In The Wind” oraz finałowy „Carry On Wayward Son”.
Kansas gra prawie jak za swoich najlepszych czasów. To dobry album koncertowy, który jednak niewiele nowego wniósł do wizerunku zespołu. O wiele więcej (pod względem wnoszenia) oferuje zapis video. Widać jaka ogromna energia bucha ze sceny. Widać jak muzycy cieszą się swoją muzyką. Na scenie bryluje szalony Steve Walsh ubrany w śmiesznie dziś wyglądający, za mały dżinsowy uniform z frędzelkami. Obok niego również szalejący tyle, że w białym fraku, David Ragsdale. Z boku, jak zwykle stateczny, Richard Williams. Fajna rockowa paczka.
Płytka jest trochę dłuższa od kasety VHS, gdyż zamieszczono na niej (nieobecne na video) bonusowe nagranie. W zależności od wydania była to stara wersja „Lonely Wind” lub „Journey From Mariabronn”. Tego drugiego wydania było na rynku zdecydowanie mniej.
Freaks Of Nature (1995)
Aż sześć lat trzeba było czekać na nowe studyjne nagrania zespołu. Płyta „Freaks Of Nature” nawiązuje do stylu jaki prezentowała grupa w latach 70. Znowu mamy skomplikowane, bogato aranżowane utwory. Tyle, że teraz brzmią one zdecydowanie ciężej. Więcej w nich gitar, a mniej klawiszy. David Ragsdale gra na skrzypcach mniej melodyjnie niż Robbie Steinhardt, a jego instrument brzmi rockowo, ciężko. Produkcji albumu podjął się stary znajomy zespołu, producent jego najlepszych krążków, Jeff Glixman. Jedną z kompozycji na płytę dostarczył Kerry Livgren. W takiej asyście Kansas musiał nagrać dobrą płytę. I nagrał.
Album składa się z dziewięciu kompozycji w większości osnutych wokół dialogów gitary ze skrzypcami. Rozpoczyna się od dynamicznego „I Can Fly”. Następnie słyszymy m.in. „Desperate Times” z polifonią skrzypiec i gitary, z popisem Phila Eharta na tle pulsującego basu. Jest jeszcze ballada „Hope Once Again” z pięknym motywem głównym. Kolejny ostry utwór to “Black Fathom 4” z kapitalnym duetem gitary i skrzypiec. Najbardziej przypominający stare nagrania „Cold Grey Morning”, a także balladowy „Peaceful And Warm”, który przechodzi w orkiestrowy podniosły finał płyty.
Tak dobrą płytą zespół sprawił ogromną niespodziankę swoim starym fanom. Szkoda tylko, że nie nagrał jej wcześniej. Jednak lepiej późno niż wcale.
Always Never The Same (1998)
W 1998 roku fani otrzymali aż dwa nowe krążki Kansas. Pierwszym był omówiony już w poprzednim odcinku koncertowy „King Biscut Flower Hour”, drugim - studyjny „Always Never The Same”. Album studyjny, podobnie jak koncertowy, miał charakter wspominkowy. Zawierał stare kompozycje grupy w nowych wersjach zarejestrowanych z udziałem Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Pomysł nagrania swoich hitów w wersjach orkiestrowych jest rzecz jasna nie nowy. Wykorzystywany był przez lata przez wielu innych wykonawców. Pod koniec zeszłego stulecia sięgnął po niego też i Kansas i zrealizował, nie zawaham się napisać, świetny krążek.
Twórczość zespołu wyjątkowo dobrze nadaje się do orkiestrowych aranżacji. „The Wall”, Cheyenne Anthem”, „Miracles Out Of Nowhere” zabrzmiały jeszcze pełniej, nabrały tu nowego blasku. Jak można się spodziewać, straciły trochę rockowej werwy, ale zyskały więcej głębi. Na osobne słowa uznania zasługuje symfoniczna wersja „Song For America” poprzedzona kilkuminutowym nowym wstępem („Preamble”). Pomiędzy swoje klasyki zespół włożył także kilka premierowych nagrań: otwierający album cover Beatlesów „Eleanor Rigby” oraz trzy premierowe kompozycje Walsha: „Need To Know”, „The Sky Is Falling” oraz „In Your Eyes”.
„Always Never The Same” zrealizowany został przez kolejne wcielenie grupy Kansas. Z zespołu odeszli David Ragsdale i Greg Robert. Ale wrócił za to Robbie Steinhardt. Legendarny skrzypek i drugi wokalista. To, że album jest tak dobry, to także w dużej mierze jego zasługa. „Always Never The Same” to najlepsze utwory Kansas w pięknych alternatywnych, trochę wyciszonych wersjach. Czarowna to muzyka. Podobno grupa planowała nagranie jeszcze jednej takiej płyty. Ale nigdy nie doszło do jej wydania…