Moje Muzyczne Fascynacje
I. PŁYTY POLSKIE
1. NIEMEN – „ENIGMATIC”. Czołówka światowa, dzieło ponadczasowe. Skarb Sztuki Polskiej. Dla mnie lepsze niż dzieła Chopina (również je cenię). Mało który kraj miał „swojego” Pana Czesława, artystę tej klasy. To jemu, a nie… powinniśmy stawiać pomniki. Dzieło wybitne.
2. SBB – „1”. Najlepsza polska grupa i lepszej nie będzie. Płyta źle zrealizowana, nawet z kompaktu brzmi fatalnie i płasko. Ale moc ogromna. I grają świetnie do dzisiaj.
3. BUDKA SUFLERA – „CIEŃ WIELKIEJ GÓRY”. Dziś sympatyczny, starszy Pan uśmiechający się w jakimś SZOŁ, gdzie śpiewają. W połowie lat 70. głos - potęga. Płyta też dzisiaj bije po łbie. I Pan Czesław gościnnie ( nie ten Czesław co Jurorzy i niestety Śpiewa) .
4. NURT – „NURT”. Rock progresywny zmieszany z jazzem (gościnnie Tomasz Stańko) po polsku. Kto nie zna, niech żałuje.
5. KLAN – „MROWISKO”. Płyta często wymieniana w różnych podsumowaniach przez polskich dziennikarzy muzycznych. Słusznie. Oryginalny koncept album, „po naszemu”. Udało się.
6. BREAKOUT – „NA DRUGIM BRZEGU TĘCZY”. W kategorii blues-rock płyta nr 1 w Polsce. Nawet Dżem nigdy się nie zbliżył do tego poziomu (prawda – raz byli blisko).
7. ANAWA – „KOROWÓD”. Późniejsza twórczość Grechuty już do mnie nie trafia. Ale ta płyta Anawy to u mnie półka z „płytami na zawsze”.
8. SKALDOWIE – „KRYWAŃ, KRYWAŃ”. Kto dziś patrzy na Skaldów nie uwierzy, że kiedyś nagrali taką płytę. To naprawdę była dobra, progresywna grupa.
9. NIEMEN – „MOURNEYS RHAPSODY / ODE TO VENUS”. Dwie płyty na eksport. Śmiało możemy je wręczać jako prezent na całym świecie. Nawet Anglia miała mało takich muzycznych skarbów.
10. CZERWONO-CZARNI –„MSZA BEATOWA”. Poznałem ją dzięki filmowi „Dzięcioł”. I jak mam duchową ochotę na mszę – włączam „Beatową”. Dziś tak w kościołach nie grają.
II. MAŁO ZNANE
1 INDIAN SUMMER – „INDIAN SUMMER”. Tak dobre jak płyty Pink Floyd czy King Crimson. Najlepsza płyta tak zwanego nieznanego rocka. Obowiązkowa pozycja i mamy właśnie wznowienie na rynku.
2 RAW MATERIAL – „TIME IS…”. Nie tylko dla fanów Van Der Graafa. Jestem od tego „surowca” uzależniony. Słucham od 17 lat, raz na tydzień i ciągle mi mało.
3 CZAR –„CZAR”. Płyta lepsza niż produkcje The Moody Blues czy BJH. Podobna, ale zdecydowania bardziej dostojna i tajemnicza. Trzeba poznać, trzeba posiadać.
4 BEGGARS OPERA - „ACT 1”. Organy, ładne melodie, muzyka poważna wrzucone do progresywnego wora. Największa zaleta? Nie da się chyba tego uczciwie do niczego porównać.
5 SPRING – „SPRING”. Stary, dobry, zwiewny, lekko psychodeliczny, ładny rock. Do użytku nie tylko na wiosnę. Wstyd nie znać.
6 ARZACHEL – „ARZACHEL”. Mały skok w bok muzyków znanych z Egg. Podobno dla pieniędzy. Czy ktoś dzisiaj wyobraża sobie taką psychodelię zrobioną dla kasy?
7 ARCADIUM – „BREATHE AWHILE”. Gdyby nie brzydka realizacja, byłaby pierwsza trójka. Wszystko co najlepsze w art-rocku zmieszane w tych 40 minutach.
8 OUT OF FOCUS – „OUT OF FOCUS”. Zdecydowanie polecam „jedynkę” tego zespołu. Najlepsza płyta z Niemiec. Progresywna, a przy tym, co dziś mało spotykane, oryginalna płyta. Na szczęście śpiewana po angielsku.
9 MUSEO ROSENBACH – „ZARATHUSTRA”. Najlepsza włoska płyta, jaką mam i jaką znam. Śpiewana po włosku, ale to podnosi jej wartość… Niezwykłą wartość.
10 EGG – „EGG”. Grupa ELP miała poważną konkurencję. Tylko mało kto o tym wiedział. Awangarda jazz-rocka.
III KONCERTY
1. ROGER WATERS – ŁÓDŹ 2011. Koncert życia, łza w oku, mrówki na ciele… Czas umierać.
2. DAVID GILMOUR – GDAŃSK 2006. Najlepszy gitarzysta świata, największy koncert na jakim byłem. I gdyby nie Waters, byłby najlepszy. Dla Panów Floydów jestem bezkrytyczny.
3. MARILLION – GDAŃSK 2009. Gdy bas uderzył w Hali Stoczni prawie spadły mi spodnie. Stałem pod sceną, parę godzin wcześniej spotkanie z grupą, zdjęcia, autografy… Jest co wspominać.
4. FOCUS – USTKA 2009. Uroczy koncert w Dolinie Charlotty. Wcześniej rozmowa z Thijsem i parę pamiątkowych fotek. Człowiek uroczy, jak jego muzyka.
5. LEGENDARY PINK DOTS – GDYNIA 2009 . „Kropki” kocham za „Maria Dimension”. Chaos i zaduma jednocześnie. Gdy będą znowu w Trójmieście, znowu pójdę!
6. STING – POZNAŃ 2010. Mam słabość do muzyki Pana Gordona. Kocham jazz, a trochę fajnego jazzu odnajduję w jego muzyce. Chciałbym zobaczyć Stinga w jakimś małym klubie. Niemożliwe?
7. PENDRAGON – GDAŃSK 2008. Pierwsze moje spotkanie z Pendragonem „na żywo”. Grali 3 godziny i ani chwili nudy. Niewielu tak potrafi.
8. SBB – GDYNIA. Zespół nie był zadowolony z nagłośnienia. Skrzek był strasznie wkurzony, nie wyszli na bis. Przed koncertem staliśmy na deszczu. Ale to SBB – wybaczyłem…
9. LENNY WHITE – GDYNIA 2010. Siedzieć metr od takiego mistrza perkusji i patrzeć jak gra – niesamowite! Miles Davis też go lubił.
10. ODDZIAŁ ZAMNKNIĘTY - SOPOT 1984. Miałem wtedy 15 lat. Odział był na topie. Dymy, show, zabawa… To były czasy!
IV. PŁYTY WSZECHCZASÓW – bez komentarza (napisano o nich wszystko).
1. PINK FLOYD - “DARK SIDE OF THE MOON”, “WISH YOU WERE HERE”, “THE WALL”. Zabijcie, ale nie potrafię wybrać tej jedynej.
2. THE BEATLES – “ABBEY ROAD”.
3. KING CRIMSON – “IN THE COURT OF THE CRIMSON KING”.
4. GENESIS – “SELLING ENGLAND BY THE POUND”.
5. DEEP PURPLE – “MACHINE HEAD”.
6. CAMEL – “MIRAGE”.
7. VAN DER GRAAF GENERATOR – “STILL LIFE”.
8. LED ZEPPELIN – “2”.
9. YES – “CLOSE TO THE EDGE”.
10. KING CRIMSON –“RED”.