Christmas 9

Queen: moje postscriptum

Agnieszka Lenczewska

ImageMOJE POSTSCRIPTUM

Muzyka Queen od dawna mnie, kolokwialnie rzecz ujmując, kręci. Nigdy nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Nie cierpię rankingów. Zwłaszcza rankingów w sztuce. Budzą one po prostu niezdrowe emocje. Pracując nad tym artykułem nie miałam na myśli kategoryzowania, który z utworów jest lepszy, bądź gorszy. Nie było moim zamierzeniem "wyciąganie średniej" z utworu i ustawienia tych muzycznych, królewskich klejnotów w rankingu na podstawie wskaźników i innych subiektywnych determinantów. Po prostu wybrałam swoje ulubione utwory Queen. A kolejność? Jest zupełnie przypadkowa i losowa. Jak kolejność utworów w odtwarzaczu.

Bohemian Rhapsody (A Night At The Opera 1975). O tym utworze napisano już tysiące, a może miliony słów. Pieśń ponadczasowa zarówno pod względem muzycznym, realizacyjnym. Gigant! Więcej pisać nie będę. Słów po próżnicy rzucać nie zamierzam. Na kolana!

The Prophet Song (A Night At The Opera 1975). Opus magnum znakomitej Nocy w Operze. Utwór wymykający się wszelkim klasyfikacjom i ocenom. Najwybitniejsza rzecz, która wyszła spod palców Briana Maya, bijąca nawet jakością Bohemian Rhapsody Mercury'ego. Bezdyskusyjnie najlepszy utwór Queen w przekroju całej twórczości. Amen!

We Will Rock You/We Are The Champions (News Of The World 1977). Czy wyobrażacie sobie historię muzyki rockowej bez tych dwóch utworów?  Albo jakikolwiek sportowy event? Ja nie! Panowie mieli smykałkę do pisania stadionowych hymnów. Po 1977 roku „żelazny” zestaw kończący koncerty Królowej.

Keep Yourself Alive (Queen 1973). Krytycy narzekali, że wstęp za długi. Oj tam! Fajny rockowy hymn! Jesteśmy młodzi, potrafimy wiele, niech zatem rozpocznie się rock'n'drollowa jazda.  Jedyny utwór Queen, który nigdy nie „załapał się” na brytyjskie zestawienia najpopularniejszych singli i został odrzucony przez DJ-ów z Radio One.

Bijou (Innuendo 1991). Delikatne, gitarowe dźwięki nanizane na sznurek emocji. Gitarowe tour de force Briana Maya zapiera dech! Przepiękna uwertura do The Show Must Go On.

The Show Must Go On (Innuendo 1991). Dla wielu fanów Queen jest to utwór Mercury'ego. Skucha, twórcą tej wstrząsającej i zamykającej album Innuendo pieśni był Brian May. To on napisał konfesyjny tekst i odpowiadał za warstwę muzyczną. Za to interpretacja wokalna Freddiego - brak słów na określenie tego, co z tym utworem zrobił Mercury. Powolny proces umierania wyzwolił w wokaliście niesamowity poziom wokalnej ekspresji. Dla mnie najlepiej zaśpiewany utwór Queen w całej historii zespołu. Nadal pamiętam poniedziałek 25 listopada 1991 roku, kiedy każde wydanie MTV News zaczynało się od tego utworu. Show, jak wszyscy wiemy trwał dalej, ale to już nie było to.

Another One Bites The Dust (The Game 1980). Utwór życia Johna Deacona! Ameryka leżała u ich stóp! (1 miejsce Billboardu). Nadal kochają ten basowy riff wszyscy szanujący się hiphopowcy i basiści. Queen w odsłonie funky? W sumie dlaczego nie? Skoro to świetny kawałek! Według niektórych źródeł, to Michael Jackson zasugerował zespołowi, by wydali ten utwór na singlu.

Crazy Little Thing Called Love (The Game 1980). Napisane przez Mercury'ego w łazience i nagrane w kilku podejściach rockabilly w elvisowskim klimacie. Trzy akordy warte milion, solóweczka gitarowa Briana Maya fajna! Oh yes, baby! Bo przecież miłość to fajna sprawa, nieprawdaż? Ukłon Królowej do Króla. Utwór stał się ozdobą wielu koncertów Queen, a dla Freddiego stał się przyczynkiem do pokazania swego gitarowego „kunsztu” (kpił z siebie: dziesięć lat temu znałem trzy akordy gitarowe. Teraz nadal znam trzy akordy).

I Want It All (The Miracle 1989). Po kilku latach muzycznego dryfowania w muzyczne nieznane (czytaj: miałkie pole kiepskich pomysłów) panowie z Queen powrócili do ostrego grania. Nie zapomnieli, że ostry riff i zadziorny refren to kwintesencja rocka i zespołowego grania. Tak - na albumie The Miracle na nowo objawił się zespół, team. I to w tym utworze słychać.

Innuendo (Innuendo 1991). Epicki, pełen rozmachu utwór otwierający ostatni, wydany za życia Freddiego, album zespołu. Po chudych muzycznie (ale nie pod względem sprzedaży płyt oraz sukcesów komercyjnych) latach 80., grupa weszła w nową dekadę bardzo mocnym uderzeniem. Utwór zaskakuje zmianami temp, nastrojów oraz stylów muzycznych. Zeppelinowaty w klimacie, w części środkowej urzeka przepięknym gitarowym solem Steve'a Howe'a (gitarzysta Yes znalazł się przypadkiem w studio i na pożyczonej do Briana Maya gitarze zarejestrował swoje solo w jednym podejściu). Innuendo, jako trzeci utwór w historii Queen dotarł do 1 miejsca brytyjskiej Top 40. Jak trudny jest to do zaśpiewania utwór, przekonał się sam Robert Plant.

Killer Queen (Sheer Heart Attack 1974). Zabójczy kawałek o luksusowej call girl! Jak to bywa w przypadku Queen nie do końca wiadomo, do czego porównać. Musical, glam, rock? I pierwszy product placement w historii zespołu (Moët & Chandon w podziękowaniu za reklamę dostarczał zespołowi na trasy skrzynki szampana). Killer Queen stał się pierwszym wielkim przebojem zespołu (2 miejsce w Wielkiej Brytanii) oraz żelaznym punktem koncertów grupy w latach 1974-1981.

Under Pressure (Hot Space 1982). Efekt spotkania na szczycie dwóch różnych, ale jednak podobnych muzycznych światów.  Bowie i Queen, to musiało się udać! Wielki przebój na całym świecie oraz inspiracja dla jednego białego rapera (Ice Ice Baby – Vanilla Ice).  Panowie z Queen najpierw się obrazili, ale później przymknęli oko (w końcu zarobili mnóstwo zielonych „waszyngtonów”).

Radio Ga Ga (The Works 1984). Komercja w najczystszym wydaniu, ale za to jaka! Świetny utwór Rogera Taylora zilustrowany wspaniałym wideoklipem. Sentymentalna pieśń o magii radia, zagrana w czasach epoki wideoklipów i muzycznej telewizji. Słowa - wideoklipy zabiły gwiazdy radia – w tym przypadku nie miały racji bytu. Pomimo „syntetycznego” studyjnego brzmienia, utwór znakomicie sprawdzał się podczas występów i nabierał rockowego „sznytu” (ten las klaszczących rąk).

You're My Best Friend (A Night At The Opera 1975). Jedna z najpiękniejszych miniaturek Johna Deacona. Czyż można piękniej wyrazić miłość do ukochanej osoby? Prosto, na temat i po prostu pięknie (i ten  fortepian Rhodesa).

Stone Cold Crazy (Sheer Heart Attack 1974). Lars Ulrich (tak, ten pyskaty Duńczyk) powiedział kiedyś, że Queen grało thrash metal, zanim wymyślono pojęcie dla określenia gatunku bardzo ciężkiego metalowego łojenia. Grać w 1974 roku ciężej, niż Metallica w 1986 - bezcenne! Za resztę, jak wiadomo zapłaci się kartą. Acha, Metallica bardzo lubi grać ten utwór. Nie dziwota. Klasyka!

I Want To Break Free (The Works 1984). Po tym napisanym przez Johna Deacona utworze, (a raczej  teledysku do niego) drzwi amerykańskiego rynku zatrzasnęły się przed Queen definitywnie. Jeden z jaśniejszych momentów słabego The Works. Poznawanie Queen rozpoczęłam właśnie od tego utworu (klip puszczano w Wideotece Krzysztofa Szewczyka). Co się nie podobało Amerykanom? Przebieranki muzyków (członkowie zespołu sparodiowali bardzo wówczas popularny w Wielkiej Brytanii sitcom pt. Coronation Street).

Play The Game (The Game 1980). Pojawiły się skóry, wąsy, syntezatory. Zaczęła się nowa era w historii Królowej. Inna. Po prostu. Miłe złego początki, ale sam utwór więcej niż dobry.

Bicycle Race (Jazz 1978). Moje pierwsze skojarzenie: Pan Henryk Sytner i cały ten rowerowy zgiełk (Jazz). Do tego ten "szokujący" w tamtych czasach teledysk z lekko puszystymi, nagimi pannami na dwóch kółkach (w związku z tym, że nagie pupy uroczych rowerzystek dotykały siodełek, nieodzowna stała się wymiana tychże).

Flash's Theme/Flash (Flash Gordon 1980). Flaaaash aaaaaaahhhh, przebój każdej szanującej się rockowej imprezy! Flirt Queen z X Muzą. Króciutki, banalnie prosty utwór w którym główną rolę odgrywają syntezatory. I to niezrozumiałe przeze mnie: Flash Gordon Is Approaching! Film już w czasach powstania trącił myszką, muzyka nie postarzała się ani trochę. Na początku lat 80. wraz ze świetnym The Hero wykonywany przez zespół na żywo.

God Save The Queen (A Night At The Opera 1975). Czapki z głów mili państwo. Królowa objawiła się z całym swoim majestacie. Ciekawa interpretacja brytyjskiego national anthem. Gitarowa orkiestra Maya, kotły Taylora, patos i potęga. God Save The Queen było zwieńczeniem niemalże wszystkich koncertów grupy w latach 1974-1986 (zespół z powodów politycznych nie grał tego utworu podczas koncertów w Irlandii).

White Queen (As It Begun)/The March of the Black Queen (Queen II 1974). Rozpatruję te utwory razem. Pochodzące z najbardziej progresywnego albumu w twórczości zespołu są jak: Czarna i biała strona. May i Mercury. Rewers i awers tego samego medalu. Yin & Yang. Po prostu mistrzostwo. Nie mogło ich w tym zestawieniu zabraknąć.

Tie Your Mother Down (A Day At The Races 1976). Brian May miał talent do pisania fajnych, hałaśliwych, rockowych kawałków. Zainspirowany pobytem Maya w obserwatorium astronomicznym na Teneryfie do dzisiejszego dnia jest jednym z moich ulubionych utworów Queen. Wielokrotnie coverowany przez innych artystów (Foo Fighters, Lemmy, Def Leppard czy W.A.S.P). Ozdoba każdego koncertu grupy w latach 1976-1986).

Somebody To Love (A Day At The Races 1976). Gospel a'la Queen. Jeden z najchętniej wykonywanych przez zespół utworów, a mimo to ten znakomity utwór nigdy nie znalazł się na oficjalnym albumie koncertowym grupy. Pieśń trudna do zaśpiewania, niemniej znalazł się śmiałek, George Michael.  W tym przypadku można zaryzykować tezę o tym, że interpretacja przebiła oryginał.

Sheer Heart Attack (News Of The World 1977). Napisany przez Rogera Taylora utwór stał się przyczynkiem do wydania albumu o tym samym tytule, ale na sam album nie trafił. Po kilku latach muzycy wrócili do zarzuconego wcześniej pomysłu i powstała królewska odpowiedź na punkową rewolucję. Szybki, motoryczny kawałek, gitarowe pseudo solo. Krótko i na temat. Pozamiatali! Panowie z agrafkami w uszach mogli tylko skręcać się z zazdrości.

Love of My Life (A Night At The Opera 1975). Niektóre źródła podają, że pieśń ta dedykowana jest Mary Austin, wieloletniej przyjaciółce Mercury'ego. Jest to jedna z najpiękniejszych ballad Queen, bardzo chętnie wykonywana na żywo oraz uwielbiana przez publiczność pod każdą szerokością geograficzną.

One Vision (A Kind Of Magic 1986). Rockowy hymn został zainspirowany wydarzeniem, jakim z pewnością stało się Live Aid. Znakomity utwór, świetnie sprawdzający się podczas koncertów trasy Magic Tour'86. Jeden z gitarowych motywów wszech czasów, klasyczny rockowy killer. Tylko, co do cholery robią w tekście pieczone kurczaki (fried chicken)?!!!

Who Wants to Live Forever? (A Kind of Magic 1986). Któż z nas nie chciałby żyć wiecznie? Mocny akcent bardzo nierównego A Kind of Magic. Piękna ballada autorstwa Briana Maya, ładna orkiestracja Michaela Kamena, znamienny tekst oraz prosty w środkach teledysk.

Death On Two Legs (A Night At The Opera 1975). Jeśli jesteś skąpym, nieuczciwym menedżerem to pamiętaj – nigdy, ale to nigdy nie zadzieraj z podopiecznymi. Death On Two Legs to znakomite, kąśliwe "otwarcie" A Night at The Opera. I jeden z najbardziej złośliwych tekstów Freddiego. Zatem niech boją się wszystkie Pijawki muzycznego showbizu!

Son and Daughter (Queen 1973). Najlepszy utwór z debiutanckiej (ale określanej przez członków zespołu mianem zwietrzałej) płyty Queen. Nie ma się co dziwić, że Rolling Stone określił Queen mianem spadkobierców Led Zeppelin. Ten utwór mógłby być ozdobą niejednego albumu Page'a i spółki. Jest po prostu świetny!

The Miracle (The Miracle 1989). Bez wątpienia najlepszy utwór Queen z lat 80. Prosty, banalny tekst o cudzie życia na tym łez padole. O tym, że cieszą najmniejsze nawet, najprostsze rzeczy. Tekst Freddiego, który już wiedział, że jego dni są policzone. Afirmacja życia. Muzyka już taka prosta nie była. Pogmatwane rytmy, zmiany temp i cudowna melodia. Majstersztyk. Szkoda, że niedoceniony. Pieśń zilustrowana świetnym (jak zwykle w przypadku Queen) teledyskiem (chociaż dzisiaj w czasach poprawności politycznej obrazek zostałby szybko zdjęty z anteny).

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok