Artur Chachlowski: podsumowanie progresywnego ro(c)ku 2011

Artur Chachlowski

Jest mi niezmiernie miło, że po raz kolejny rozpoczynając na muzyczne podsumowanie progresywnego ro(c)ku AD 2011 znowu mogę powiedzieć, że był to dobry rok dla tego gatunku. Na rynku pojawiło się sporo ciekawych płyt i to zarówno przedstawicieli młodszego pokolenia wykonawców, jak i uznanych gwiazd. Myślę, że sympatycy progresywnej muzyki mogą być z mijających miesięcy zadowoleni. Czego brakuje do pełni szczęścia? Chyba poczucia, że w trakcie kończącego się roku pojawił się choćby jeden wybitny album, który na trwałe przejdzie do historii i okaże się swego rodzaju kamieniem milowym dla art rocka.

By możliwie jak najlepiej zilustrować to wszystko, co najlepszego wydarzyło się w trakcie minionych miesięcy, przegląd najważniejszych wydarzeń progresywnego 2011 roku podzieliłem na kilka umownych kategorii. W każdej z nich wymieniłem „złotą dziesiątkę”, ale każdą z nich w sposób obiektywny usystematyzowałem w kolejności alfabetycznej. Pamiętając o mądrym angielskim powiedzeniu „one man’s saint is another man’s fool”, starałem się uniknąć hierarchizowania płyt od najlepszej do najgorszej. Każdy przecież ma swojego prywatnego faworyta, a z indywidualnymi gustami podobno się nie dyskutuje. Pamiętajmy więc, że wszystkie wymienione w tym tekście albumy to, obiektywnie rzecz ujmując, bardzo dobre płyty i każda z nich przysporzyła komuś mnóstwa miłych wrażeń przy słuchaniu.

Nasz przegląd zaczynamy od kategorii

I.                   STARE GWIAZDY NIE RDZEWIEJĄ, CZYLI WETERANI TRZYMAJĄ SIĘ MOCNO

·         Anathema – Falling Deeper

·         Anderson, Jon – Survival & Other Stories

·         Bush, Kate – 50 Words For Snow

·         Circa: - And So On

·         Gabriel Peter – New Blood

·         Hackett, Steve – Beyond The Shrouded Horizon

·         Jakszyk, Fripp & Collins – A Scarcity Of Miracles

·         Van Der Graaf Generator – A Grounding In Numbers

·         Wetton, John – Raised In Captivity

·         Yes – Fly From Here

Co najmniej kilka z wyżej wymienionych płyt na trwałe zapisze się na kartach historii gatunku. Przecież nie każdego roku zdarza się, by tacy artyści, jak Kate Bush czy Peter Gabriel wydawali swe premierowe płyty. Już sam pojawienia się ich albumów można uznać za spore wydarzenie. Choć tak naprawdę, w przypadku byłego lidera Genesis trudno mówić o stuprocentowej premierze, wszak album „New Blood” zawiera znane utwory podane na nowo w opracowaniu na orkiestrę. Na przeciwległym biegunie leżą nowe wydawnictwa Kate Bush (choć pełne raczej impresji muzycznych niźli piosenek) czy Steve’a Hacketta, a przede wszystkim zaskakująco dobre i utrzymane w starej tradycji progresywnego rocka dzieło Van Der Graaf Generator. Za największą pozytywną niespodziankę należy chyba uznać niezwykły album trzech muzyków znanych z King Crimson - panów Jakko Jakszyka, Roberta Frippa i Mela Collinsa, którzy na płycie „A Scarcity Of Miracles” pod szyldem „A King Crimson ProjeKct” pokazali na czym polega prawdziwa siła prog rocka wyjętego z półki z lat 70.

Spoza wymienionej listy należałoby pamiętać o dobrych płytach Wishbone Ash "Elegant Stealth", Raya Wilsona i jego grupy Stiltskin „Unfullfilment”, Dona Aireya „All Out”, zespołu Mike And The Mechanics „The Road” oraz amerykańskiej formacji Styx, która w tym roku przypomniała się albumem „Regeneration Volume I & II”.

II.                DOBRE, BO POLSKIE, CZYLI CUDZE CHWALICIE SWOJEGO NIE ZNACIE

·         After… – No Attachements

·         Apple Bells – Rzeka dam

·         Figuresmile – In Between

·         Hipgnosis - Relusion

·         Loonypark – Straw Andy

·         Lunatic Soul – Impressions

·         Millenium – Puzzles

·         Riverside – Memories In My Head

·         Travellers – A Journey Into The Sun Within

·         Tune – Lucid Moments

W polskim prog rocku od lat dzieje się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Przybywa nowych grup specjalizujących się w tym gatunku i zdobywających uznanie także poza granicami naszego kraju. O klasie świętującego w tym roku swoje 10-lecie Riverside nie trzeba nikogo przekonywać. Na podsumowanie pierwszej dekady swojej działalności wydali świetne wydawnictwo „Memories In My Head”, którym udanie powrócili do swoich artrockowych korzeni, oraz sześciopłytowy box zamykający ostatecznie trylogię „Reality Dream”. Szacunek budzi też nowa płyta grupy After…, cieszy gra nowego projektu Wojtka Szadkowskiego, Travellers, pozytywnie zaskakuje płyta projektu Night Rider Symphony, na którym z dobrym skutkiem próbowano nawiązać do twórczości amerykańskiej Trans-Siberian Orchestry. Ciekawie brzmią transowo–elektroniczne produkcje grupy Hipgnosis, cieszą debiuty grup Tune i Figuresmile, a także innego artrockowego nowicjusza, zespołu Apple Bells (płyta pt. „Rzeka dam: śpiewogra”). Ciekawie w progmetalową formułę wpisał się Jelonek na płycie „Revenge”. Ale chyba najwięcej radości przyniósł wszystkim miłośnikom progresywno – rockowego grania nowy, dwupłytowy, „biały” album krakowskiej grupy Millenium. „Puzzles” to opowieść o relacjach damsko-męskich osadzonych po trosze w biblijnych, po trosze we współczesnych realiach. Dość powiedzieć, że Ryszard Kramarski i spółka stworzyli prawdziwe dzieło życia, nawiązujące swoim poziomem do największych i najambitniejszych polskich (i nie tylko) produkcji artrockowych.

III.              NA ŻYWO, CZYLI KONCERTOWA KARUZELA Z RUCHOMYMI OBRAZKAMI

·         Gabriel, Peter – New Blood–Live In London

·         Gazpacho – London

·         Hackett, Steve – Live Fire And Ice

·         Keith Emerson Band – Moscow

·         Marillion – Live From Cadogan Hall

·         Mostly Autumn – Still Beautiful–Live 2011

·         Mostly Autumn – That Night In Leamington

·         Rush – Time Machine–Live In Cleveland

·         Sigur Ros – Inni

·         Solstice – Kindred Spirits

·         The Reasoning – Live In The USA: The Bottle Of Gettysburg

·         Yes – In The Present–Live From Lyon

Z albumami koncertowymi obecnie jest tak, że zwykle towarzyszą one, bądź są uzupełnieniem płyt DVD. W ogromie albumów nagranych na żywo, które ujrzały światło dzienne w 2011 roku na wyróżnienie zasługują wszystkie wyżej wymienione. Wszystkie są mistrzostwem w swoim rodzaju, zatrzymanym w kadrze obrazem aktualnej formy scenicznej przywołanych tu artystów (czy ktoś zauważył, że w powyższej 10-tce znalazło się aż 12 płyt? Nie sposób którejkolwiek w tym wyróżnionym gronie pominąć). Peter Gabriel? Wiadomo, nieprzerwanie od lat klasa sama w sobie. Tym razem w nie-rockowym, a orkiestrowym wydaniu. Zespół Keitha Emersona? Przewspaniałe wykonania dawno niesłyszanych na żywo kompozycji tria ELP. Marillion? Kameralny urok akustycznego grania. Sigur Ros? Mistrzostwo artystycznego minimalizmu. Mostly Autumn? Dwie genialne płyty z dwiema różnymi wokalistkami: byłą (Heather Findlay) i nową (Olivią Sparnenn). Rush? Wiadomo, obecnie najlepszy koncertujący zespół na świecie. The Reasoning? Wdzięk połączony z niebanalnym scenicznym emploi i niesamowitymi pomysłami. Wreszcie Yes w nieaktualnym już składzie, ale za to w formie, której można tylko pozazdrościć. Na koniec zostawiam album „London” grupy Gazpacho. Wydawnictwo to, podsumowujące dotychczasowy okres działalności tego norweskiego zespołu, stało się fenomenalnym przeglądem jego „the best of” w wersji na żywo. Prawdziwa uczta dla uszu.

 

IV.              SZUKANIE ZE ŚWIECĄ, CZYLI NOWE TALENTY

·         49Point9 – Still Looking For The Answers

·         Bolus – Watch Your Step

·         Carducci, Franck – Oddity

·         Introitus – Elements

·         Junius – Reports From The Treshold Of Death

·         RanestRane – Shining

·         Silentclock – Elephants And Porcelain

·         Sun Domingo – Songs For End Times

·         Thence – These Stones Cry  From The Earth

·         Ultraviolet Daydream – Redshift

Z tą kategorią był największy problem. Kończący się rok nie obfitował w jakieś spektakularne debiuty, nowe nazwiska i ciekawe osobowości, które dawałaby poczucie, że mamy do czynienia z artystami nietuzinkowymi. Stąd też w powyższym gronie, obok zespołów stawiających swe pierwsze kroki, znalazły się nazwy i nazwiska, które nie są prawdziwymi debiutantami, ale które, choć nadal pozostają raczej w głębokim cieniu największych gwiazd progresywnego gatunku, nagrywają rzeczy, które predysponują je do tego, by stały w jednym szeregu z najlepszymi. Mam tu szczególnie na myśli grupy Introitus ze Szwecji i RanestRane z Włoch. Ich tegoroczne albumy – odpowiednio: „Elements” i „Shining” – wypadły wyjątkowo dobrze. Pozostałe to już raczej nie ta sama liga, choć warto będzie śledzić dalsze losy takich zespołów, jak Thence, Bolus, Ultraviolet Daydream, Dream The Electric Sleep czy Francka Carducciego, bo na swoich tegorocznych płytach prezentują niemały potencjał.

V.                ALBUM ROKU, CZYLI DLA KAŻDEGO COŚ MIŁEGO

Tu problem też jest niemały, ale z innego powodu. Przygotowując się do rocznego podsumowania wynotowałem sobie albumy z progresywnej półki, które w 2011 roku odbiły się szerokim echem wśród publiczności, zarówno krajowej, jak i zagranicznej. Okazuje się, że dobrych, a nawet bardzo dobrych płyt, w trakcie kończącego się roku ukazało się naprawdę bez liku. Dlatego przypomnijmy sobie teraz te najważniejsze:

·         Arena – The Seventh Degree Of Separation

·         Blackfield – Welcome To My DNA

·         Davison, Liam – A Treasure Of Well–Set Jewels

·         Dream Theater – A Dramatic Turn Of Events

·         Morse, Neal – Testimony Two

·         Opeth – Heritage

·         Pallas – XXV

·         Pendragon – Passion

·         Wilson, Steven – Grace For Drowning

·         Yes – Fly From Here

Tą „złotą dziesiątkę” 2011 roku pozostawiam bez komentarza. Zawiera ona najciekawsze (z różnych względów) pozycje płytowe, które ukazały się na rynku w trakcie minionych miesięcy. Lecz gdy tak patrzę na tę listę, od razu wydaje mi się ona niekompletna. Tych ważnych, a zarazem udanych z artystycznego punktu widzenia, płyt było przecież znacznie więcej. To kolejny dowód na to, że dobiegający końca rok, był bardzo dobrym rokiem dla progresywnego gatunku. Czym prędzej przywołajmy więc drugą, umowną dziesiątkę najważniejszych progrockowych albumów AD 2011:

·         Airbag – All Rights Removed

·         Comedy Of Errors – Disobey

·         Discipline – To Shatter All Accord

·         Filkins, Sean – War And Peace & Other Short Stories

·         Glass Hammer – Cor Cordium

·         Iona – Another Realm

·         Magenta – Chameleon

·         Moon Safari – Lover’s End

·         Pain Of Salvation – Road Salt Two

·         White Willow – Terminal Twilight

Dwie powyższe listy wcale nie wyczerpują tematu najciekawszych tytułów, które pojawiły się w 2011 roku. No bo przecież warto jeszcze pamiętać o trzecim albumie w dorobku grupy Agents Of Mercy „The Black Forest”, nowym krążku awangardowego Blow Up Hollywood pt. „Collections”, bardzo dobrej płycie „The Magician Chronicles–Part I” szwedzkiego Brighteye Brison, poruszającym albumie „When Age Has Done Its Duty” brytyjskiego Cosmografu, płycie „Against Reason” ich rodaków z grupy Credo, eklektycznej, acz intrygującej płycie „Big Face” Kanadyjczyków z The D Project (z gościnnym udziałem naszego Bartka Kossowicza), solowym krążku basisty Pendragonu, Petera Gee pt. „East Of Eden”, solowym debiucie byłego lidera Pallas, Allana Reeda, „Dancing With Ghosts”, nowym albumie „Visions” progmetalowców z grupy Haken, płytach holenderskiej triady: Knight Area („Nine Paths”), Leap Day („Skylge’s Lair”) i Sky Architect („A Dying Man’s Hymn”), przedstawicielach skandynawskiej szkoły progresywnego rocka: Galleon („In The Wake Of The Moon”), Pår Lindh Project („Time Mirror”), Paatos („Breathing”), Magic Pie („The Suffering Joy”), Karmakanic („In A Perfect World”), Simon Says („Siren Songs”), Wobbler („Rites At Dawn”) i D’Accord („Helike”). Ponadto warto wyróżnić płytę „Timeless” włoskich naśladowców Genesis - grupy The Watch, a także tegoroczne krążki grup Phideaux („Snowtorch”), The Tangent („COMM”) oraz dwóch projektów z udziałem znanego z No-Man wokalisty Tima Bownessa: Memories Of Machines („Warm Winter”) i Slow Electric („Slow Electric”). No i nie zapominajmy o naszym Millenium. Ich tegoroczny album „Puzzles” to nie tylko prawdopodobnie najlepsza płyta wydana w 2011 roku nad Wisłą, ale i pewniak do czołówki najlepszych tegorocznych progrockowych albumów na świecie.

Taki był ten progresywny ro(c)k. Kolejny, w którym ten, wydawałoby się kiedyś, zapomniany i niepopularny gatunek, wygenerował dzięki swojej pojemnej, artystycznej formule, mnóstwo udanych płyt i przyciągnął wielu ciekawych wykonawców. Swoją twórczością pokazali oni, że progrockowa formuła nie wyczerpała się jeszcze, że jej ramy nie są wcale tak skostniałe oraz że wciąż jest w tej muzyce jeszcze sporo do powiedzenia. To nie był zły rok. A czuję, że 2012 będzie jeszcze lepszy.

Image

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!