Karmakanic, Brain Connect - Wrocław, Klub Eter, 29.04.2012

Joanna Całus

ImageRozochocony propozycją zagrania jeszcze w roku ubiegłym, z końcem kwietnia przyjechał do Polski, by dać nieliczną ze sztuk w ramach swojej trasy. To z pewnością pretekst do tego, by poczuć się w jakiś sposób wyjątkowo, jako że ilości koncertów w jej ramach można doliczyć się na palcach chyba nawet jednej ręki. Do naszego spotkania dążyłam jak do najbardziej upragnionego celu i było ono dla mnie definitywnym dowodem na twórcze działanie myśli…

Niezbyt sprzyjająca aura, jaka zaczęła tworzyć się nad wydarzeniem na ponad tydzień przed, okazała się nie tak groźna jak to początkowo wyglądało. Wprawdzie odpadł drugi z supportów, wrocławsko-oleśnicki Joseph Magazine, jednak brak jego obecności na szczęście nie spowodował katastrofy, wszak publikę rozgrzać miał zawierciański Brain Connect, a zdecydowana większość przybyłych (nawet z najodleglejszych zakątków Polski) trafiła do wrocławskiego Eteru z zamiarem spotkania twarzą w twarz właśnie z KARMAKANIC!

Jest 14-ta z groszami, uścisków dłoni i przytulania co niemiara. Wysocy, wesolutcy Szwedzi po wstępnych oględzinach klubu i zapoznawczych pogaduchach, ot tak dla zabawy, a może i popisu, zamiast korzystać z dobrodziejstwa schodów z tyłu sceny, wskakują na nią jak jurne koziołki, nie da się ukryć który z osobników lubi sport w najzdrowszej jego formie… Do próby moich skandynawskich przyjaciół, którzy dwa dni wcześniej zabawiają kraj lubujący się w tulipanach, pozostaje zaledwie godzina - czuję się fantastycznie móc obcować z całą szóstką na żywo… Słysząc już podczas próby fragment mojego ulubionego kawałka w ich wykonaniu, ze szklącymi się oczami bezwładnie spoczywam na kanapie. Znając połowę setlisty, którą na kilka tygodni przed koncertem zdradził mi mężczyzna o pięknym głosie oraz zniewalającym uśmiechu (ku mojej uciesze również i długim języku), byłam niemal pewna, że zostałam nieco uodporniona na to, co usłyszę. Tak mi się przynajmniej wydawało… Dobra klubowa akustyka,  nie mówiąc o nagłośnieniu, którym zajęła się ekipa Ragtime, a co zrobiło już na wstępie rewelacyjne wrażenie. Wszystko, poza małym zawirowaniem z ustawieniem bębnów, idealnie dopracowane.

Bez wielkiego poślizgu koncert swoimi dwoma starszymi kompozycjami z mini-albumu „Get On Time” rozpoczyna Brain Connect. Jak na osobę, która ma do czynienia z muzyką zespołu na co dzień, to z występu na występ zaskakiwana jestem coraz bardziej, szczególnie od marcowego grania z Hipgnosis oraz After… Teraz jednak mój gigantyczny podziw urasta do jeszcze większych rozmiarów. Fantastyczna forma przekładająca się na energię plus odpowiednie do tego warunki uwydatniają tylko muzyczne predyspozycje Jana Mitoraja, Marcina Szlachty, Przemysława Całusa oraz Krzysztofa Walczyka. Dumna jestem z ich inspirującej pracy, w tym i singla „This Shit’s Got To Go!”, z którego to dwa dni po wcześniejszej premierze w necie, można usłyszeć obydwie znajdujące się na nim (bijące na łeb starsze) kompozycje: „Prognose” oraz „Eridanus”. Cały, prawie godzinny (wydłużony prawie o połowę) występ uwieńcza niepublikowany jak do tej pory utwór „Liberate Your Life”, który jeszcze długo będzie można usłyszeć jedynie w wersji koncertowej. Tym samym bardzo dobrze przyjęty występ dobiega końca, a u podnóży sceny dobija prawie że komplet przybyłych…

Wstępem do sztuki w wykonaniu Karmakanic jest „When The World Is Caving In”, trzeci utwór z ostatniego krążka „In A Perfect World”. To jedna z najbardziej podobających mi się kompozycji płyty wydanej nakładem InsideOut Music, o jakże silnej i dosłownie wywlekającej na wierzch emocje końcówce. Ładny wokalny wstęp Nilsa Eriksona, drugiego z operatorów klawiszy, który został zaangażowany dopiero w prace nad aktualnym wydawnictwem, mocno zaakcentowane gitary Kristera Jonssona i piękne fortepianowe melodie Lalle Larssona. Efekt, jaki wywołały przede wszystkim te ostatnie dwie minuty utworu, wydłużył mój ulubiony „Where The Earth Meets The Sky”, do którego mam największy sentyment, gdyż to właśnie od niego zaczęła się moja fascynacja muzyką tego fenomenu. Do jego poznania przyczynił się frontman The Flower Kings, Roine Stolt, kiedy niespodziewanie otrzymałam kiedyś od niego wydawnictwo koncertowe Karmakanic i Agents Of Mercy - „The Power Of Two”. Właśnie ten, prawie trzynastominutowy utwór wyczynia ze mną największe cuda, a obietnica możliwie jak najlepszego zaśpiewania nie okazuje się pustymi słowami. Czuję się jakby śpiewano specjalnie dla mnie... Unikalny i ani odrobinę nieprzedobrzony wokal Gӧrana Edmana daje całkowity upust emocjom dopełniając ten muzyczny majstersztyk. Posiadacz niesamowitego głosu, wspomagający niegdyś wokalnie Yngwiego Malmsteena, w zasadzie jakiegokolwiek projektu by się nie podjął, zamienia go w złoto. Sam sposób wydobywania i akcentowania każdego z dźwięków jest dla mnie nie do pojęcia i żaden inny wokalista nie oczarował mnie aż taką wrażliwością i wyczuciem momentu. Partie eksploatowanego przez Jonasa Reingolda basu utrzymują tą fascynację i stan osłupienia, tym charakterystycznym dla niego pomrukiem będzie hipnotyzować nas tego wieczoru jeszcze wielokrotnie… Kolejny, to jeden z tych utworów, które można zdefiniować jako bardziej wpadający w ucho i do tak zwanego „energicznego gibania” - „Turn It Up”, który pomaga pozbierać mi się do kupy. Nie bez powodu został on okrojony do krótszej wersji na potrzeby promocji radiowej najnowszego krążka. Tu już przedstawiony szerszemu gronu, znakomity perkusista Morgan Ågren, który może być kojarzony przez co niektórych ze współpracy z zespołem Meshuggah, a którego z miłą chęcią widziałabym na stałym etacie u Karmakaników, bardzo zręczny i doskonały w swoim fachu, w pauzach, kiedy to ma okazję odetchnąć, z zaciekawieniem przygląda się publice. Utwór „Do U Tango”, gdzie daje on swój imponujący popis, urozmaicony humorystycznym powtarzaniem sampla przez Nilsa oraz poważnie brzmiącymi, ale żartobliwymi aluzjami Jonasa, cechują naprawdę ciekawe partie basowo/klawiszowe, dotychczas do mnie specjalnie nie przemawiał i nie pogniewałabym się za jego pominięcie w setliście. Zamiast tego, z rozkoszą oddałabym się słuchaniu pierwszej lub drugiej części „Masterplan” czy tytułowemu „Wheel Of Life” z tej samej płyty, ale cóż, nie można mieć wszystkiego…Wiedziałam za to, że gdzieś w trakcie pojawi się „Eternally, part 1 i 2” (wcześniej jednak pojawił się numer „1969” promujący "In A Perfect World").

Lalle, to kolejny poeta pośród tej szóstki, który czyni wieczór wyjątkowo nastrojowym. Aż chciałoby się posłuchać co najmniej godzinnego recitalu w jego wykonaniu. Krótka solowa część pierwsza pozwala wpaść w nostalgię, a kolejna gdzie pojawia się już bas, tworzą wspólnie z poprzednią wyjątkowy klimat tej nieco smutnej, ale wspaniałej kompozycji. Piękne pianino już nieco w tle, otulone delikatną powłoką wokalu, w towarzystwie pozostałych instrumentów i ponoszącej gitarowej solówki niemal załatwiają nas na amen, a przecież panowie pozostawili na deser oczekiwany przez większość fanów utwór i wcale nie mam na myśli niczego z debiutanckiego krążka „Entering The Spectra”, z którego niestety ani jeden utwór nie wybrzmiał. Jest nim natomiast „Send A Message From The Heart” - chyba największa perełka albumu „Who’s The Boss In The Factory”, której pominięcie w rozpisce byłoby karygodną zbrodnią ze strony Karmakanic. Wiadomości wprost z ich serc słucha się z błogością. Krister Jonsson, najbardziej aktywny element całości prezentujący się wszem i wobec z reklamówką spodni Morgana na swej koszuli, gdzieś około połowy utworu swoimi solówkami sprawia, że osłabione już kolana wcześniejszymi wspaniałościami uginają się teraz jeszcze mocniej. Całe, prawie że dwadzieścia minut tego utworu to niemal wyśnione i krzepiące serca zakończenie magicznego wieczoru. Ostatecznym słowem na dobranoc jest jednak jeszcze niespodzianka, mianowicie karmakanikowe wykonanie utworu „Undertow” zespołu Genesis, z wplecionym w niego końcowym motywem „When The World Is Caving In” rozpoczynającego przecież tego wieczoru ich sztukę i zamykające koncert ostatecznie…

Niesamowicie brakuje mi tej energii, która biła ze sceny i spoza niej te kilka tygodni temu. To nie tylko wspaniała muzyka dająca odczuć wszechpanujące szczęście i pozostawiająca jednocześnie wielką pustkę po tym jak kończy się ostatni utwór, ale przede wszystkim cudowni ludzie, za sprawą których właśnie to, co się słyszy jest tak wyjątkowe. Dojrzałe lekkoduchy na scenie ujmują swym dziecięcym usposobieniem, patrzy się na to zjawisko wprost z niedowierzaniem. Ta beztroska i absolutna bezproblemowość połączona z przemyślaną, chwytającą za serce muzyką i stuprocentowym byciem tu i teraz zważając przy tym na jakość, nie ilość, to jest dla mnie rozumienie pojęcia Sztuka. Co tu dużo mówić, to co się ze mną działo, zaskoczyło mnie samą (i myślę że zdecydowaną większość obecnych w Eterze). Mimo iż spodziewałam się być częścią jednego z najciekawszych muzycznych doświadczeń, to wszystko przekroczyło wszelkie możliwe granice. Ciarki wędrujące przez całą długość ciała przez niemal całość koncertu, dygotanie w bezmiernym poruszeniu oraz śmiech przez łzy i niedosłowny paraliż kończący się na szczęście tylko i wyłącznie oniemieniem. Język, czy to angielski czy polski, nie ma już znaczenia, słowa tracą sens, bo wszystko najistotniejsze rysuje się na twarzy... Taki efekt nie towarzyszy mi raczej nigdy i chciałabym powrócić do tego stanu raz jeszcze...

Na razie pozostaje mi wyczekiwać muzyki w indywidualnym wykonaniu każdego z członków Karmakanic. Będzie czego słuchać, bo już na dniach pojawia się po dłuższej przerwie kolejne wydawnictwo The Flower Kings, a wkrótce też kolejny solowy projekt Lalle Larssona pod nazwą Weaveworld, nad którym wciąż trwają prace. Także i Gӧran Edman ze swoim drugim zespołem Mårran działa aktywnie koncertując i promując płytę. Może również i pozostali muzycy coś wydadzą, bo zdecydowanie nie próżnują…

Na koniec mojej relacji serdecznie dziękuję wszystkim, którzy wierzyli, że przyjazd Karmakanic do Polski jest jednak możliwy, a także podjęli się organizacji koncertu (Ragtime oraz Stowarzyszenie Perkusyjne), tym którzy zaangażowali się w promocję wydarzenia i tym, którzy przybyli na koncert (zwłaszcza Zawierciu oraz piątce Panów z Inowrocławia). Także Kamilowi, Oli i filmującym całość zawodowcom - Jackowi i Markowi…

Tekst: Joanna Całus

Zdjęcie: Kamil Kowalski
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!