JACEK ZASADA BIO (droga do Quidam)
Jacek Zasada urodził się 5 listopada 1974 roku we Włocławku. Jego muzyczna edukacja rozpoczęła się bardzo wcześnie, głównie za sprawą ojca, który pracował jako nauczyciel muzyki. Już w wieku sześciu lat podjął naukę gry na fortepianie w szkole muzycznej. Flet odkrył siedem lat później i mimo, że do dziś uważa fortepian i wszelkie klawiatury za podstawę, to właśnie flety najmocniej go zainteresowały. Skończył muzyczną szkołę średnią, po czym wyjechał do Gdańska celem kontynuowania edukacji na tamtejszej Akademii Muzycznej. Przyszedł taki okres w moim życiu, że musiałem wybrać jakąś perspektywiczną i konstruktywną drogę. Chciałem się rozwijać muzycznie i dlatego wybrałem Akademię – przybliża powody swojego wyjazdu na wybrzeże. – A dlaczego Gdańsk? Właściwie to Gdańsk wybrał mnie. Tam udało mi się dostać na studia. Spędziłem tam wiele cudownych chwil, wylałem mnóstwo potu i krwi podczas ćwiczeń na instrumencie, wlewając przy okazji hektolitry alkoholu w swe ciało. Gdańsk jest wciąż dla mnie miejscem, do którego często i chętnie wracam.
Mimo, że flet nie jest naturalnym składnikiem rockowego instrumentarium, Jacek bardzo szybko zainteresował się rockiem. Gdy był dzieckiem słuchał pierwszych nagrań, jeszcze wówczas z płytoteki taty, na magnetofonie szpulowym należącym do rodziców. Tak się złożyło, że tato słuchał dobrej muzyki – opowiada. – Jednym z utworów, który pamiętam, był „Since I’ve Been Loving You” Led Zeppelin. Można więc powiedzieć, że od najwcześniejszych lat zasiano w nim ziarenko rockandrollowego buntu i trudno się dziwić, że Jacek mając zaledwie dziesięć lat, po raz pierwszy zrobił swoim rodzicom psikusa uciekając z domu na koncert Lady Pank. Tak wspominał tamten zabawny, choć odrobinę niebezpieczny incydent po latach: Rodzice nie chcieli mnie puścić więc wmówiłem Mamie, że jadę po klej do sklepu harcerskiego. Wróciłem po północy, po dwóch koncertach, bo tak się kiedyś grało, i z klejem w ręku, wiesz… Wtedy nie było telefonów. Nawet w domu. Ogólnie narobiłem dymu, ale rozeszło się po kościach i mój koncertowy zapał nie poszedł zupełnie na marne. Do dziś lubię fajne koncerty.
Płytą, która miała najmocniej zapaść w pamięci młodego Zasady okazała się „Brothers In Arms”. Dźwiękami z tego klasycznego dzieła Dire Straits zaraził Jacka jeden z kolegów podczas letnich kolonii na Mazurach w 1988 roku. Kumpel puścił mi tę płytę i zwariowałem – wspomina. – Lubiłem wtedy Dire Straits, Police, Bon Jovi, Scorpions i wszystko to, co można było najpierw zobaczyć na plakatach w takich gazetach jak „Zarzewie”, „Razem” i inne cuda. Jako flecista siłą rzeczy poszukiwał także zespołów rockowych używających fletu, dzięki czemu zapoznał się z twórczością grup Jethro Tull, Camel, zapomnianego dziś już Gravy Train, a także polskich artystów Kwartetu Jorgi i Osjana.
W tamtym czasie Zasada miał już za sobą pierwsze szkolne koncerty w barwach amatorskiej kapelki o nazwie Latające Bułki z Masłem. To była regularnie spotykająca się przez wiele miesięcy kapela założona przypadkiem przez panią od muzyki – przybliża losy swojego dziewiczego zespołu. – Próby mieliśmy najczęściej, o zgrozo, u kumpla w mieszkaniu w bloku na czwartym piętrze i do dziś jestem pod wrażeniem cierpliwości i tolerancji sąsiadów. Graliśmy „House of the Rising Sun”, „I nikomu nie wolno się z tego śmiać” Kobranocki, „Dziewczynę z konwaliami” i rock'n'rollowy standard typu "Blues suede shoes”. Imprezy, na których występowaliśmy to były zwykłe szkolne apele, ale to wtedy był dla nas taki ładunek emocji, że przed koncertami nie mogłem spać. W tym czasie nosiłem trampki z wyrysowaną długopisem nazwą AC/DC, długie włosy i na piersiach okrągły, duży znaczek Bon Jovi.
Tamte niewinne, ale odważne szkolne początki, stanowiły cenne przetarcie, bo już w 1991 roku na horyzoncie pojawił się pierwszy poważniejszy projekt rockowy. Jacek miał zaledwie siedemnaście lat w momencie, kiedy zasilił grupę Belgrad. Miał spędzić w jej szeregach całą dekadę jako klawiszowiec i flecista. Mimo, że Belgrad sporo koncertował, Jacek nie miał większych problemów z pogodzeniem tej muzycznej przygody ze studiami w Gdańsku. Muzykę, jaką graliśmy nazwałbym dziś archaicznym rockiem, opartym na prostych akordach, mocnych riffach, melodyjnych i nośnych tekstowo refrenach. Koncerty, które graliśmy, były bardzo żywiołowe i dostarczały niesamowitej energii. Zarówno słuchaczom, jak i nam samym.
O żywiołowości koncertów Belgradu w 1992 roku mieli okazję przekonać się fani Dżemu, gdyż zespół Jacka Zasady miał przyjemność supportować wówczas gigantów polskiego blues rocka. Były to trzy, cztery występy. Z tego, co pamiętam Dżem zagrał po tej trasie tylko jeden koncert, wkrótce Rysiek umarł. Sama trasa była udana, było to fantastyczne przeżycie, świetne koncerty i tylko żal było obserwować powolne odejście tak świetnego człowieka i muzyka.
Zespół zapracował na status swoistej lokalnej legendy, a w 2000 roku miał dorobić się pełnowymiarowego albumu pod tytułem „Czas”, który podsumowywał jego działalność. Niestety nigdy nie udało się wypłynąć na szerokie wody, zdobyć popularność poza sceną włocławską. Jacek opuścił szeregi Belgradu krótko po wydaniu płyty: Współpracowałem z Belgradem dziesięć lat, z czego prawdziwego grania było może z pięć. W tym okresie nagraliśmy płytę pod tytułem „Czas”. Po niej mieliśmy zamiar rozpocząć nowy rozdział, zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Nie wiedzieć czemu nic z tego nie wyszło. Chyba nie umieliśmy skonsumować „sukcesu” pierwszej płyty.
Jacek nie miał najmniejszych wątpliwości czy chce dołączyć do Quidam. Ciągle miał w pamięci miłe spotkania z inowrocławianami sprzed kilku lat i wspólne koncerty na Gitariadzie i Inorocku’92. Poza tym marzył o nagraniu płyty. Gdy w grudniu 1997 roku zadzwonił telefon z propozycją od Zbyszka Florka nie miał najmniejszego zamiaru prosić nawet o czas do namysłu. Pamiętam, jak w Boże Narodzenie zadzwonił do mnie Zbychu i zapytał, czy nie chciałbym dołączyć do zespołu – wspomina. – Wahałem się całe dwie sekundy. Bardzo chciałem i chcę nadal grać w tym zespole. Wówczas marzeniem mojego życia było właśnie nagranie płyty, a tu dzwonią do ciebie znane ci od ładnych paru lat przyjazne gęby i na dodatek chcą spełnić twoje marzenia! 8 stycznia 1998 roku stawił się w Inowrocławiu na pierwszej wspólnej próbie.