MACIEJ MELLER - WYWIAD XIII
Bardzo szybko przystąpiliście do przygotowań do następnej płyty „Alone Together”. Skąd to przyspieszenie?
- Nie bardzo nawet pamiętam, na czym miałoby polegać to "przyspieszenie"... Płyty dzieli okres 2,5 roku, więc to taka nasza średnia :-). Jeśli rzeczywiście było to szybciej niż zwykle, przyczyny upatrywałbym w poczuciu siły i pewności siebie, które nabyliśmy grając koncerty w nowym składzie. Z każdym występem zgrywaliśmy się coraz lepiej i prawdopodobnie chcieliśmy to zgranie zacząć przekładać na nowe pomysły. Czas pokazał, że słusznie, bo pracowało się bardzo łatwo (z tego co pamiętam), bardzo dużo pomysłów pozaczynaliśmy, sporo rzeczy wyłoniło się z improwizacji, a niektóre były wręcz skończone ("Kinds Of Solitude At Night" czy "One Day We Find").
Okres pomiędzy płytami „suRevival” i „Alone Together” (2005-2007) nazwałem „przyspieszeniem”, ponieważ tylko między pierwszymi dwiema płytami był interwał dwuletni (1996-98). A na dodatek w 2006 roku nagraliście i wydaliście DVD oraz CD koncertowe akustyczne. Ciekaw jestem w takim razie, kiedy zaczęły powstawać utwory do „Alone Together” i kiedy przystąpiliście do pracy nad tym materiałem.
- Hmm... No to pewnie jakoś po tej trasie, na której właśnie nagraliśmy DVD? Pewnie graliśmy koncerty, a na próbach już powstawały nowe piosenki. Zresztą po raz pierwszy kilka nowych rzeczy zagraliśmy na późniejszych koncertach przedpremierowo (tzn. nawet przed nagraniem płyty), choćby na festiwalu w Reichenbach. Wychodzi na to, że dokładnego okresu nie pamiętam :-).
Jak wam się komponowało? Na okładce płyty „Alone Together” utwory jak nigdy wcześniej podpisane są przez prawie wszystkich członków zespołu. Czy to oznacza, że tym razem komponowaliście bardziej zespołowo?
- To nie jest nic nowego, przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę to "nowe" wcielenie zespołu. Identyczna sytuacja miała miejsce przy „surREvival” i wynikała bezpośrednio ze stylu pracy, który najbardziej nam odpowiadał. Nie nazwałbym tego, że komponowaliśmy razem, ale było tak, że większość istotnych pomysłów rodziła się podczas wspólnych jamów, stąd taki podpis. Wśród kompozytorów nie znalazło się nazwisko Jacka Zasady, który jest równie ważnym członkiem zespołu co inni, ale chyba najbardziej z nas wszystkich jest zaangażowany także w inne zajęcia, poza Quidam i nieczęsto miał czas, żeby brać udział w próbach z nowym materiałem.
W listopadzie 2006 roku pojechaliście na tydzień do ośrodka wypoczynkowego w Chomiąży Szlacheckiej, by tam dokończyć prace nad płytą. Dlaczego właśnie tam? Mieliście tam dobre warunki do pracy? Z tego co wiem, to właśnie tam narodziła się ta niesamowita solówka wieńcząca piękny utwór tytułowy…
- Był spory kłopot, żeby dokończyć ten numer (jak i kilka innych). Pojechaliśmy do Chomiąży Szlacheckiej, żeby dokończyć materiał na płytę. To był ośrodek, którym opiekował się inowrocławski OSiR (czyli w pewnym sensie również urząd miasta). A ponieważ miasto wielokrotnie nas wspierało (i wspiera do dziś), postanowiliśmy wykorzystać tę okazję i spróbować takiej pracy. Las, spokój, cisza – idealne warunki do tworzenia, pracy. Bardzo owocny to był czas. Zrobiliśmy sporo rzeczy, pamiętam, że większość "They Are There To Remind Us" i jeszcze kilka fragmentów. No i "We Are Alone Together". Ostatniego dnia na dużym zmęczeniu i być może po jakimś piwku nagraliśmy taką zaimprowizowaną wersję tego utworu i... to było to! Do tego stopnia, że postanowiliśmy wykorzystać na płycie zarejestrowaną wtedy partię bębnów i moje solo. Jestem bardzo zadowolony z tego utworu, to chyba jeden z naszych najlepszych numerów. Fajnie zamyka właściwą część płyty.
Sporą niespodzianką był gościnny udział Emili. W kontekście wcześniejszych deklaracji, że chcecie odciąć się grubą kreską od przeszłości, należy uznać to jako zaskoczenie. Ale z drugiej strony potwierdzało to fakt, że rozstaliście się z klasą i pozostajecie w ciepłych przyjacielskich stosunkach…
- Udział Emilii to przypadek, choć bardzo dla nas (i mam nadzieję dla niej) sympatyczny. Mniej więcej raz na jakieś pół roku Emila odwiedza swoją rodzinę w Inowrocławiu i często pamięta wtedy także o telefonie do mnie. Spotkaliśmy się w czerwcu 2006 roku w moim domu, rozmawialiśmy o różnych rzeczach, między innymi padło pytanie, co porabiamy z Quidam. Opowiedziałem o nowej płycie i problemach związanych z realizacją niektórych pomysłów (w dwóch utworach potrzebowaliśmy brzmienia irlandzkiego low whistle). Emila zaproponowała pomoc swojego męża, Piotrka Nazaruka, który jest bardzo utalentowanym człowiekiem i posiada cały arsenał różnych dziwnych instrumentów. Bardzo się ucieszyłem z tej oferty. Wysłaliśmy do Warszawy piosenki i zostawiliśmy Piotrowi wolną rękę, pisząc też, że jeśli jakiś fragment przypadnie do gustu Emilii i będzie miała ochotę coś zaśpiewać to będzie nam miło. Ponieważ pracowali w swoim domu, nie było kłopotu z realizacją. Ostatecznie Piotr zagrał na xaphoon w „Different” i cytrze w „Kinds Of Solitude At Night”, a Emila dośpiewała piękny chórek w tym ostatnim. Cieszymy się, że jej głos znalazł się na płycie i niewątpliwie ją wzbogacił.
Udział Emili dobrze wpisał się w charakter albumu, bo jest on poniekąd powrotem do dawnego, bardziej pastelowego stylu…
- Chyba masz rację, tak wyszło. Wtedy nie myśleliśmy jednak o powrocie do dawnego stylu, choć każdy nowo powstały utwór rzeczywiście zdradzał inklinacje „klasyką gatunku”, brzmiącą jednak nowocześniej, choć była to raczej nowoczesność "produkcyjna" a nie muzyczna :-).
Utwór "There Are There To Remind Us" podpisany jest jako druga część "Queen Of Moulin Rouge", ale kontynuacja dotyczy tylko tekstu…
- Muzycznie utwór nie ma nic wspólnego z „Queen Of Moulin Rouge” z „surREvival”. „There Are There To Remind Us” powstał we wspomnianej Chomiąży i dodam jako ciekawostkę, że w części instrumentalnej wykorzystaliśmy motywy grane jeszcze w czasach Deep River, utwór nazywał się wtedy „Irys”. Długo nie było pomysłu na słowa. Zostały dopisane, kiedy utwór był już w zasadzie gotowy i tylko tekst jest kontynuacją historii znanej z poprzedniej płyty.
W tamtych czasach ciekawie bawiliście się tytułami. Tytuł poprzedniej płyty był kolażem fragmentów trzech wyrazów. Z kolei tytuły utworów na płycie „Alone Together” czytane kolejno tworzą pewną sentencję. Kto był pomysłodawcą tych „zabaw”?
- Pomysłodawcą i twórcą tytułów była Marta Nowosielska, przyjaciółka zespołu i współautorka tekstów na „Alone Together”. Korzystaliśmy także z pomocy Marty (szczególnie Bartek) w kwestiach związanych z angielską wymową, bo jest od tego znakomitą specjalistką. Zaproponowała takie rozwiązanie i bardzo nam się to spodobało, tym bardziej, że nie spotkałem się wcześniej z czymś takim. Tytuły przeczytane kolejno tworzą sentencję, która jest jakby podsumowaniem treści zawartych na płycie, taką myślą przewodnią.
Przed premierą tej płyty borykaliście się z różnymi perypetiami wydawniczymi. Chcieliście zmienić wydawcę, ale jednak pozostaliście w Rock Serwisie i to z zadowoleniem…
- Chcieliśmy spróbować nawiązać współpracę z jakąś większą od Rock Serwisu firmą. Śmiało mogę powiedzieć, że Piotr Kosiński oprócz tego, że wydaje nasze płyty, jest także najlepszym przyjacielem zespołu. Poszliśmy na kawę i powiedzieliśmy mu o naszych planach. Zrozumiał, powiedział, gdzie jego zdaniem powinniśmy spróbować i dał błogosławieństwo. Rozmawialiśmy tylko z jedną firmą, Mystic. Wyglądało to obiecująco, ale po kilku miesiącach okazało się, że jednak się nie dogadamy i jeszcze na koniec wyszła nieprzyjemna sytuacja. Podjęliśmy decyzję o powrocie do Rock Serwisu i tak też się stało. Jestem wdzięczny Kosiakowi, że do dziś możemy z nim pracować.
Zerwaliście za to stosunki z zagranicznym dystrybutorem…
- Nie byliśmy zadowoleni ze współpracy z firmą Musea i chcieliśmy to zmienić już przy poprzedniej płycie, ale z różnych względów zabrakło na to czasu i energii.