Riverside - Shrine Of New Generation Slaves

Paweł Świrek

ImagePiąty album w dorobku warszawskiej grupy Riverside miał być odmienny od poprzedniego. Czy tak jest? Trudno powiedzieć. Wiele utworów zamieszczonych na krążku „Shrine Of New Generation Slaves” nawiązuje bowiem do wcześniejszych kompozycji zespołu. Pewną innowacją jest stosowanie przesterowanego wokalu, a już na pewno sporym rozwinięciem jest rozszerzenie instrumentarium o tak wspaniały instrument, jakim są organy Hammonda. Inną ciekawostką jest brzmienie saksofonu w utworach „Deprived” i „Night Session - Part Two” (to drugie nagranie znajduje się na dodatkowym krążku edycji specjalnej). Reszta kompozycji stylistycznie dość mocno nawiązuje do wcześniejszych dokonań zespołu. Pokusiłbym się nawet o porównanie ich do tych, które mieliśmy okazję słuchać na albumach „Out Of Myself” czy „Second Life Syndrome”, ze względu na nieco podobną konstrukcję samego albumu.

W przeciwieństwie do wydanej w 2011 roku EP-ki pt. „Memories In My Head”, tym razem mamy krążek obfitujący raczej w krótsze i bardziej zróżnicowane formy. Już otwierający płytę utwór „New Generation Slave” nawiązuje momentami do brzmienia znanego z wczesnych wydawnictw zespołu, ale potem płynnie przechodzi w kolejne nagranie. Balladowe „The Depth Of Self-Delusion” (z nieco ostrzejszą środkową częścią) i „We Got Used To Us” również dość silnie nawiązują do wcześniejszej twórczości kapeli. Ten drugi można nawet spróbować porównać do „Loose Heart”. Nieco ostry rockowy numer „Celebrity Touch”, znany jest już wielu słuchaczom i czytelnikom, to raczej typowy utwór lansowany na przebój. I tu mała odmiana – wcześniej do takiego miana zespół typował raczej spokojniejsze kompozycje, a w tym utworze bardzo dużo się dzieje, momentami można zauważyć ukłon w stronę funky i tego typu brzmień. Czyżby nastąpiła zmiana w podejściu do promowania kandydatów na potencjalne przeboje? W „Feel Like Falling” również mamy sporo elementów z wcześniejszych dokonań zespołu. Pojawiają się dźwięki przypominające melotron. Dopiero pod koniec kompozycji robi się trochę ostrzej. Bez wątpienia mocnym punktem płyty jest wspomniany wcześniej „Deprived (Irretrievably Lost Imagination)” - to piękna balladka okraszona pod koniec dźwiękami saksofonu (gościnny udział Marcina Odyńca) oraz ładną linią melodyjną gitary (jak zawsze fenomenalny Piotr Grudziński) i klawiszy (Michał Łapaj). Wokal Mariusza Dudy przypomina nieco wcześniejsze brzmienia zespołu, choć chwilami odnoszę wrażenie, że Mariusz próbuje śpiewać jak Morten Harket w nastrojowych balladach norweskiej grupy A-Ha. Ta kompozycja to rzecz wyróżniająca się na tym albumie. Po niej mamy najdłuższy na płycie, bo trwający ponad 12 minut, „Escalator Shrine”. Utwór sprawia wrażenie rozbudowanej suity. W środkowej części zachwyca wspaniałe solo zagrane przez Michaja Łapaja na organach Hammonda. Takiej solówki nie powstydziłby się nawet sam Keith Emerson. Po burzliwych solowych brzmieniach w części środkowej, utwór się uspokaja i ten cudowny nastrój towarzyszy słuchaczowi do końca płyty. Krążek zamyka bowiem spokojna i krótka kompozycja zatytułowana „Coda”. Delikatne brzmienie gitary akustycznej może się nieco kojarzyć z utworem „51” zespołu TSA, ale też przynosi skojarzenia z innym, wcześniejszym nagraniem Riverside – koncertową wersją „In Two Minds”. Ta koda, w połączeniu ze wstępem do „New Generation Slave”, przypomina zabieg zastosowany przy konstrukcji płyty „Second Life Syndrome”, a ściślej przywodzi na myśl utwory „After” i „Before” z tamtego albumu.

Dwupłytową edycję  albumu „Shrine Of New Generation Of Slaves” uzupełnia EP-ka z improwizowaną dwuczęściową kompozycją „Night Session”. Pierwsza część może się trochę kojarzyć z Tangerine Dream, zaś drugą rozpoczyna piękne solo saksofonu, potem już zaczyna wchodzić elektronika. Te utwory odsłaniają zupełnie inne oblicze Riverside. Oblicze, jakiego dotychczas nie znaliśmy. Ale nic w tym dziwnego. Riverside to zespół, który nie lubi stać w miejscu i z płyty na płytę lubi czymś zaskakiwać. Nie inaczej jest na nowym albumie. Nie inaczej jest też na bonusowym krążku, po wysłuchaniu którego wydaje mi się, że druga część „Night Session” jest zalążkiem „Deprived” z liniami melodyjnymi nuconymi w charakterystyczny sposób przez Mariusza Dudę. Brzmi to bardzo ciekawie i nawet intensywnie używane loopy nie psują tej wspaniałej muzyki.

Czy będzie z tego płyta roku? To się niebawem okaże…
MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok