Beatles, The - Love

Artur Chachlowski

ImageNowy album The Beatles? Czy to jakiś żart? Bo przecież niemożliwe, by w czeluściach archiwum wytwórni Apple odnalazły się jeszcze jakieś nieznane nagrania tego zespołu. Czyżby miał to być jakiś przewrotny chwyt marketingowy u progu rozpoczynającego się sezonu na świąteczne zakupy? Nie dajcie się zwieść. Bo płytę „Love” należy faktycznie postrzegać jako NOWY album Beatlesów z ich NOWYMI piosenkami. Choć brzmią one bardzo znajomo, to odbiera się je z niedowierzaniem, zachwytem i zapartym tchem. A całości słucha się z niekłamaną satysfakcją. „Love” to album, który powinien znaleźć się w kolekcji każdego szanującego się fana muzyki. Powinien stać na półce tuż obok słynnego „Sierżanta Pieprza”, „Abbey Road”, czy „Białego Albumu”. Dlaczego? Co w nim takiego niezwykłego?

Zestaw tytułów wypełniających „Love” jest doprawdy imponujący. Wystarczy rzut oka na tył pudełeczka i wydaje się, że o wszystkich utworach wiemy właściwie wszystko. Ale uprzedzam, tu czai się niespodzianka. „Love” nie jest zwykłym albumem kompilacyjnym. Jest zbiorem beatlesowskich nagrań zmiksowanych i zremasterowanych na nowo przez nadwornego producenta „liverpoolskiej czwórki”, George’a Martina. Ten określany często jako „piąty Beatles” wspólnie ze swoim synem Gilesem poddał ponownej obróbce kilkadziesiąt nagrań z repertuaru The Beatles. Ba, uczynił to po uzyskaniu pełnej autoryzacji ze strony Ringo Starra, Paula McCartneya oraz wdów po nieżyjących Beatlesach, Olivii Harrison i Yoko Ono. Stworzył trwającą blisko 80 minut ścieżkę dźwiękową, która wykorzystana została w przedstawieniu pod tytułem „Love” słynnej teatralnej trupy Cirque du Soleil. Po raz pierwszy widowisko wystawione było w czerwcu tego roku w kompleksie Mirage w Las Vegas. W realizacji tego widowiska, które wyreżyserował Dominic Champagne, wzięło udział ponad 60 aktorów, akrobatów i tancerzy. Warto tu dodać, że Cirque du Soleil jest zespołem, który słynie z realizacji widowisk z pogranicza teatru muzycznego, baletu, akrobacji cyrkowych  i musicalu. Genezą dla połączenia tego parateatralnego widowiska z muzyką The Beatles była bliska znajomość George’a Harrisona  z szefem Cirque du Soleil, Guyem Laliberte. Połączyła ich wspólna pasja: wyścigi samochodowe. Projekt był już mocno zaawansowany, lecz jego realizację pod znakiem zapytania postawiła przedwczesna śmierć George’a. Na szczęście Paul i Ringo zapalili się do tego projektu pozostawiając pełnię swobody artystycznej w rękach  George’a Martina.

Efekt pracy George’a i jego syna przeszedł najśmielsze oczekiwania. No bo nawet najwytrawniejsi sympatycy The Beatles, którzy znają na pamięć wszystkie utwory tego zespołu  będą przyjemnie zaskoczeni. Poszczególne nagrania na płycie „Love” przenikają się ze sobą, w obrębie samych utworów pojawiają się tematy z innych beatlesowskich przebojów, do niektórych dopisano nowe aranżacje orkiestrowe (jak w „While My Guitar Gentle Weeps”), niektóre poddano zaskakującej obróbce (partie wokalne w „Sun King” puszczono wspak, czego efektem jest utwór „Gnik Nus”), niektórych całkowicie pozbawiono ścieżek instrumentalnych (np. „Because” w wersji a’capella brzmi niczym jakiś chorał, a „Strawberry Fields Forever” odarte z organowego wstępu nabiera całkowicie nowego charakteru), w niektórych  piosenkach zbliżone w swoim brzmieniu partie instrumentalne umiejętnie połączono ze sobą (jak gitarę akustyczną ze wstępu do „Blackbird” z „Yesterday”). W sumie całość przypomina niesamowicie fajną zabawę w odkrywanie beatlesowskich nagrań na nowo. Tak. Sądzę, że tytuł tej płyty powinien brzmieć: „The Beatles odkrywani na nowo”. Oddawałoby to w stu procentach prawdę o tym albumie. Warto podkreślić, że ta zabawa w krzyżowanie, splatanie i przenikanie się piosenek The Beatles ani trochę nie odbiera im oryginalnego uroku i pierwotnego piękna. Niewątpliwa w tym zasługa wyczucia obu panów Martinów, którzy rozumnie wykorzystali współczesne zdobycze techniki realizacyjnej. Nie zabili nic z pierwotnego czaru tej muzyki. Nie dokonali rzezi na beatlesowskim kanonie. Chwała im za to. Podeszli do sprawy z prawdziwym wyczuciem i ogromnym pietyzmem. Nie dokonali ryzykownych „nowatorskich” miksów, a pozmieniali utwory w taki sposób, że nadal brzmią one jakby powstały w latach 60-tych. Z tym, że pozbawili ich trzasków i szumów, przez co brzmią one czyściej i bardziej naturalnie. Brzmią zapewne tak, jak słyszeli je Beatlesi pracujący w przed laty w studiu przy Abbey Road. Przy okazji też stworzyli możliwość słuchaczom korzystających z najwyższej jakości sprzętu posłuchać wreszcie nagrań The Beatles w systemie 5.1 surround.

Edycja specjalna albumu „Love” zawiera oprócz standardowej płyty CD audio, dodatkowy dysk będący hybrydą DVD Audio i Video. Na części DVD Audio dźwięk  został nagrany w formacie 5.1 surround,. Część DVD Video zawiera 5.1 surround w DTS i Dolby Digital oraz format PCM stereo, z obrazem zakodowanym w systemie NTSC. Dysk DVD jest przeznaczony do odtwarzania w sprzęcie DVD, ale nie zawiera dodatkowych elementów wizualnych.

Na „Love” znajdujemy 26 indexów, prawie 40 tytułów piosenek z repertuaru The Beatles oraz niezliczoną wręcz ilość tematów z ich bogatego dorobku. Przede wszystkim jednak  znajdujemy na tym albumie nieśmiertelny urok i czar dawnych nagrań, podanych w nowy i  zaskakująco świeży sposób dzięki mistrzowskiej realizatorskiej pracy George’a i Gilesa Martinów, którzy po rozłożeniu beatlesowskich piosenek na czynniki pierwsze posklejali je na nowo, tworząc całkowicie nową jakość z, już i tak na zawsze, wielkich piosenekThe Beatles.                                                                                                         

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!