BluesBones, The - Voodoo Guitar

Andrzej Barwicki

ImageKapela The BluesBones pochodzi z Belgii. Dotychczas niewiele zespołów z tego kraju znanych jest poza jego granicami. W Polsce również mamy małą styczność z belgijskimi artystami. Może jeszcze komuś przypomni się grupa dEUS, grająca eksperymentalnego rocka z elementami jazzu - koncertowali w Polsce na początku marca 2012 roku. Pod koniec stycznia tego roku ukazał się debiutancki album belgijskiej grupy The Green Violinist – myślę, że jeszcze będzie okazja wspomnieć kiedyś o nim. Dzisiaj jednak skupię się na albumie „Voodoo Guitar” zespołu The BluesBones. Mam bowiem nadzieję, że dzięki muzyce, którą na swoim pierwszym albumie nagrali Belgowie, przekroczą oni granice swego kraju, a ich bluesrockowe brzmienie będzie powiększać grono miłośników tego rodzaju nagrań. Tym bardziej, że ich twórczość ceniona jest na świecie. Zespół został wyróżniony przez publiczność podczas festiwalu Belgian Blues Challenge 2012.

Płyta „Voodoo Guitar” zawiera jedenaście utworów i trwa 57 minut, a rozpoczyna ją nagranie przesycone hendrixowskim klimatem - „The Witchdoctor”. Już sam tytuł płyty powinien skojarzyć się z pewnym klasycznym kawałkiem z lat 60. Wspaniale brzmienia gitar przenoszą nas w tamte sentymentalne, muzyczne chwile, gdy rodził się hard rock i królował blues. W kolejnym utworze pt. „Cruisin’” warto zwrócić uwagę na grę sekcji rytmicznej, która ładnie kołysze nas swoim brzmieniem, ciekawie też prezentuje się tutaj wokal Nico De Cocka. Słuchając tego nagrania noga sama wystukuje rytm. Tytułowe nagranie, trwające prawie siedem minut, posiada uroczy klimat bluesa, wdzierający się do naszego serca, po to by zagościć w nim na dłużej. W religii voodoo ważną rolę odgrywają bębny, za pomocą których wygrywa się skomplikowane polirytmiczne dźwięki, dzięki którym uczestnicy obrzędu  wchodzą w trans. W kompozycji „Voodoo Guitar” tą rolę pełni gitara. Nie sposób oprzeć się tym brzmieniom, które docierają do odbiorcy i zniewalają go całkowicie. Jestem pełen podziwu dla instrumentalnego kunsztu muzyków z The BluesBones, niebywałego wyczucia z jakim potrafią wyrazić swoją pasję do muzyki, dzieląc się ze słuchaczami swoim niemałym talentem. Słuchając dalej tej płyty, która zawiera w sobie tradycyjne elementy bluesa i rocka dostrzegamy też tchnienie niesamowitej rockandrollowej młodości i energii, co Belgowie udowadniają w następujących kawałkach: „Allergic To Work”, „Mr. Highway Man” i „Riding Out”.

To jeszcze nie koniec wspaniałych nagrań, którymi ci młodzi muzycy potrafią zwrócić na siebie uwagę. Ponad siedmiominutowa wersja „She’s Got The Devil In Her” z piorunującymi gitarowymi solówkami wywołuje na naszym ciele efekt gęsiej skórki, a puls zaczyna niebezpiecznie wzrastać. Nie ukrywam, że lubię posłuchać takiej muzyki, a gdy jeszcze dostarcza tak wiele muzycznych emocji i jest nagrana na wysokim poziomie, to z wielką radością wchłaniam i delektuję się zawartością takich albumów. Na „Voodoo Guitar” każde kolejne nagranie przyczynia się do wydania bardzo dobrej oceny artystycznym dokonaniom The BluesBones. Potwierdza to kolejna kompozycja zatytułowana „Believe Me”, ze znakomitym brzmieniem gitar i organów, niepozostawiającymi nikogo obojętnym na tak głęboko wzruszającą muzykę, a interpretacja wokalna potęguje wręcz zachwyt nad tym tak emocjonalno-balladowym graniem. Nad zespołem unosi się duch niezapomnianych czasów, gdy grali i tworzyli wielcy artyści, o których nigdy się nie zapomina, a ich brzmienie i gitarowe riffy są wzorem dla kolejnych pokoleń. Belgowie korzystają z najlepszych wzorców, tworząc swoją bluesrockową płytę, której słucha się rewelacyjnie od pierwszej do ostatniej kompozycji. W kolejnych utworach, „Depression” i „World Start Bleeding”, potrafią zagrać energiczniej i uzyskać bardzo ciekawe brzmienie gitar, zmieniając tempo i charakter nagrania. Ostatni, jedenasty utwór to inna wersja „Believe Me” wzbogacona o symfoniczną aranżację. Pięknie zagrany wstęp na fortepianie nadaje tej kompozycji dodatkowych walorów, a do tego przepiękna gitarowa solówka wzrusza bardzo głęboko. Jak wielki potencjał kompozytorski drzemie w The BluesBones, że potrafią do samego końca pozytywnie zaskoczyć słuchacza i wzruszyć tak filharmonicznym zakończeniem? Panowie, kłaniam się Wam bardzo nisko i dziękuję za „Voodoo Guitar”. Myślę, że teraz spokojnie mogę oczekiwać Waszej następnej płyty, bo tym debiutem pokazaliście, jak tworzy się ponadczasową muzykę, która tak mocno wpływa na odbiorcę.

The BluesBones tworzą: Andy Aerts, Stef Paglia (gitary), Nico De Cock (wokal), Ronald Burssens (bass) oraz Dominique Christens (perkusja). Każdy z muzyków stanął na wysokości zadania podczas tworzenia tego albumu, dzięki temu możemy posłuchać solidnie zagranych gitarowych riffów, nadającej ton sekcji rytmicznej i wreszcie doskonałego wokalnie frontmana, obdarzonego charyzmatyczną barwą głosu i doskonale oddającego bluesrockowe klimaty. Warto zwrócić uwagę na grę młodego gitarzysty Stefa Pagli. Mając zaledwie osiemnaście lat potrafi on wydobyć z gitary niebywałe dźwięki. A że nie jest już nowicjuszem w tym, co robi można się przekonać oglądając jego występ z Erikiem Steckelem czy Dannym Bryantem w Bluescafe Gompelhof. Polecam, bo jest co podziwiać. Taka muzyka zawsze sprawia dużo radości. Polecam ją nie tylko miłośnikom tradycyjnych brzmień. Tę płytę można śmiało postawić na półce obok klasyków bluesa i rocka.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!